[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.–Załatwiłem to już z panem Kuhlmannem.Uzgodniliśmy, że w oficjalnej wersji wydarzeń w klubie nie będzie wzmianki o Whitlocku.Prasie się powie, że Escoletti zaskoczył Younga i że doszło do wzajemnej wymiany strzałów.Takie komunikaty ukażą się w porannych gazetach.–Skoro już mowa o dniu jutrzejszym, jakie mamy ustalenia? – spytał Graham.Pan Kuhlmann i ja jedziemy o siódmej trzydzieści na lotnisko – a stamtąd prosto do Centrum imienia Offenbacha na spotkanie z przedstawicielami delegacji na konferencję.–Czy oni już wiedzą o fiolce? – zapytała Sabrina.–Pułkownik poinformował ambasadorów zainteresowanych państw w ONZ-cie.–Co z nami? Jakie są nasze zadania? – zapytał Graham.–Wy troje wraz Calvierim będziecie czekać w aucie kilkaset metrów od Centrum.Będziemy w stałym kontakcie radiowym.–Nie rozumiem! – oburzył się Graham.– Co to za pomysł! Wiemy, jak wygląda Ubrino, więc powinniśmy być na miejscu a nie siedzieć bezczynnie w jakimś tam aucie.Kolczynski nie odpowiedział od razu.Starannie wybrał kanapkę, spróbował i dopiero wtedy rzekł:–Ubrino z kolei wie, jak wy wyglądacie.Gdyby zobaczył ciebie, Sabrinę albo Paluzziego w Centrum, zacząłby coś podejrzewać i trudno przewidzieć, co by zrobił.Mógłby na przykład się ulotnić.A wtedy co? Gdzie mielibyśmy go szukać? A tak będziemy go mieć na widelcu.Poza tym mówiłem już, że cały teren będzie patrolować setka policjantów po cywilnemu.–Ubrino zjawi się w przebraniu, jestem tego pewien – rzekł Paluzzi.– Wątpliwe, aby pańscy ludzie go rozpoznali.Jest mistrzem charakteryzacji.–Słyszałem o tym – rzekł Kuhlmann.– Wchodzący do budynku będą prześwietlani.Będziemy także sprawdzać teczki, torebki i w ogóle wszystko.Więc jeśli nawet Ubrino nie zostanie rozpoznany, to z pewnością odnajdziemy fiolkę.Nie uda mu przeniknąć do budynku, omijając nasze posterunki.–Nie byłbym tego taki pewien – mruknął Paluzzi.– Czy to już wszystko na dziś? – zapytał Kolczynskiego.– Chciałbym złapać trochę snu, a jeszcze muszę załatwić kilka spraw telefonicznie.–Wszystko.–O której mamy jutro być na miejscu? – zapytała Sabrina.–Ja będę o ósmej, wy też bądźcie o tej porze.Tu macie mapę – Kolczynski podał jej plan miasta.– Zaznaczyłem miejsce gdzie powinniście czekać.Blisko szosy wylotowej.–Co z radiotelefonami?–Fabio ma jeden aparat i to powinno wam wystarczyć, chyba że znowu ktoś zechce prowadzić akcję na własną rękę – Kolczynski spojrzał znacząco na Grahama.–Jasne – mruknął Mike.Wstał i ziewnął.– Późno już, pójdę się położyć.–Ja też – oznajmiła Sabrina.–Nie tak szybko, moja panno – zatrzymał ją Kolczynski.– Musisz jeszcze przekazać ustalenia Calvieriemu.–Zawsze znajdziesz dla mnie coś specjalnego.Kolczynski odprowadził Kuhlmanna i Paluzziego do drzwi.–Popatrzcie, jakie to dziwne – powiedział, żegnając się z Sabriną i Grahamem.– Rozmawialiśmy tak, jakby chodziło o jakąś zwykłą sprawę, podczas gdy mamy do czynienia ze śmiertelnym zagrożeniem.Tymczasem nikt z nas nie zadał tego jednego, jedynego pytania, nad którym wszyscy się zastanawiamy: co będzie, Ubrino wymknie się z sieci i rozpyli zawartość fiolki? Ile milionów ludzi zginie, nim wynajdzie się skuteczną szczepionkę? My zaś będziemy na pierwszej linii.Jeśli sprawdzą się najgorsze przewidywania, zginiemy na miejscu.A jednak nikt z nas, nie wyłączając mnie, w ogóle o tym nie wspomniał.To doprawdy dziwne.–Podoba mi się twój optymizm – Graham poklepał Kolczynskiego po ramieniu.– Wiesz, że w domu powieszonego nie rozmawia się o sznurze.Kolczynski zaśmiał się niepewnie, jakby nie do końca zrozumiał uwagę Grahama.–Czeka mnie długa noc, chyba nie zmrużę oka.Sabrina zerknęła na Grahama i wydało jej się, że w jego wzroku też pojawił się cień niepewności.Ją samą również ogarniał niepokój.Kolczynski miał rację.Rzeczywiście, żadne z nich nie miało śmiałości postawić sprawy otwarcie, nawet Graham.W głębi duszy jedynie zastanawiali się nad ryzykiem.–Chyba nikt z nas nie będzie spał tej nocy – rzekł Graham i wyszedł.Sabrina popatrzyła jeszcze na Kolczynskiego.Stał zamyślony przy oknie.Wyszła, zamykając cicho drzwi.Whitlock wpatrywał się w jedzenie, usiłując wykrzesać choć odrobinę apetytu.Choucroute garnie - gotowana szynka z kiszoną kapustą – jedno z jego ulubionych dań.Kupił po drodze w restauracji, gdzie sprzedawano na wynos, gdy jednak zasiadł do jedzenia w domu – w pensjonacie – apetyt nagle znikł.Nie był głodny.Od godziny już grzebał bezmyślnie widelcem w talerzu, próbując się zmusić do jedzenia.Bez skutku.Posiłek wystygł, apetyt nie wrócił.Odłożył widelec i odsunął talerz.Spojrzał na zegarek.Dwudziesta druga czterdzieści.A zresztą czas i tak nie miał znaczenia.Wstał od stołu i podszedł do telefonu.Nakręcił numer mieszkania w Nowym Jorku.Odczekał.Żadnej odpowiedzi.Ile to już razy w ciągu ostatniej godziny podnosił słuchawkę i nakręcał znajomy numer? Dziesięć, a może piętnaście.Za każdym razem to samo.Kilka razy telefonował do Carmen do biura też bez skutku.Odłożył słuchawkę i podszedł do okna.Spojrzał w dół na mroczną ulicę.Jakaś para całowała się w bramie przeciwko.Wzruszył gniewnie ramionami i wrócił do stołu, był w stanie o niczym myśleć, martwił się o Carmen.Gdzież i może być? Co się z nią dzieje? Nie było jej u siostry.Nikt znajomych i przyjaciół jej nie widział.Nigdy w ten sposób; postępowała.Telefonował prawie do wszystkich szpitali w Nowym Jorku.Nie, nie było jej na liście pacjentek.Informował się nawet w zakładach pogrzebowych.Nie, nie mieli nikogo o takim nazwisku.Musiał ją znaleźć.Musiał z nią porozmawiać.W bezsilnej rozpaczy uderzył pięścią w stół.Musi przestać o niej my Ma zadanie do wykonania i to w tej chwili jest najważniejsze.Nie pora myśleć o prywatnych sprawach.Trzeba się opanować, i to zaraz.Popatrzył na klucz leżący na stole, klucz do pokoju Younga.Już dawno postanowił zajrzeć tam, aby sprawdzić, czy nie znajdzie czegoś ciekawego.Może to zrobić teraz.Nie ma nic innego do roboty, a przynajmniej przestanie myśleć o Carmen.Otworzył drzwi, wyjrzał na korytarz.Pusto.Podszedł do sąsiedniego pokoju i cicho otworzył zamek.Wślizgnął się do środka i zapalił światło.Pokój Younga wyglądał dokładnie tak samo jak jego: podwójne łóżko, stół, krzesło, komoda, umywalka pod oknem, nawet tapety były takie same.Przeszukał szuflady w komodzie.Znalazł paszport na nazwisko Vincent Yannick i pistolet Walther P5.Doskonała, niezawodna broń, używana głównie przez policję w Niemczech i Holandii, popularna także w obu Amerykach.On co prawda wolał zwykły browning, który był znacznie bardziej celny, ale nie miał wyboru.Browning, który dostał od Sabriny w Rzymie, był pewnie teraz w rękach funkcjonariuszy NOCS, jak zresztą; wszystkie rzeczy, które zostały w pensjonacie.Zajrzał pod łóżko, Wyciągnął torbę, którą Young zabrał ze skrytki na lotnisku Belpmoos w Bernie.Znalazł plik mocno zużytych franków szwajcarskich.Trzeba je będzie oddać Kolczynskiemu z przeznaczeniem na UNICEF, ONZ-owską organizację pomocy dzieciom – pomyślał.Nagle zaalarmował go dziwny szelest.Dźwięk dobiegał z sąsiedniego pomieszczenia, to znaczy z jego pokoju.Ktoś się zjawił [ Pobierz całość w formacie PDF ]
Powered by wordpress | Theme: simpletex | © Nie istnieje coś takiego jak doskonałość. Świat nie jest doskonały. I właśnie dlatego jest piękny.