[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Uzyskał zgodę Ferdynanda Beckera na to, że grupa będzie dalej pracować pod jego kierunkiem.Zejście do podziemia byłoby niewskazane zarówno ze względu na stan zdrowia matki Bendera, jak i na jeszcze poważ-niejsze zagrożenie ze strony gestapo.Obaj zgodnie uważali, że 149Klaudia Sanden wymaga teraz szczególnej opieki.Dlatego też Bender miał się z nią pożegnać dopiero przed samym odjazdem pociągu w taki sposób, żeby nikt nie mógł jej zarzucić kontaktów z byłym członkiem Partii Komunistycznej.Ostatniej nocy Rudolf Bender zamierzał przeprowadzić w Za-kładach Zbrojeniowych-Północ jeszcze jedną w najdrobniejszych szczegółach zaplanowaną akcję, o której jego matka mogła wyjątkowo nic nie wiedzieć.Rozdział 10Nieustannie nękane ogniem artyleryjskim ruiny Kasara wyglą-dały jak otwarte trumny.O paręset metrów za wsią zwisał nad spienionym nurtem Nierucza wysadzony w grudniu 1941 roku most kolejowy linii Orzeł - Woroszyłowo-Wierchowje.Od czasu do czasu wąską drogą wśród zwałów zardzewiałego żelastwa przemykały brunatne postacie budujące posuwający się wciąż naprzód tajemniczy system umocnień.Poza tym panował zupełny spokój.Wszędzie, gdzie kiedyś była wieś, rozciągała się pustynia.Na horyzoncie bielały gruzy Szyrowa i Orłówki, z których wznosiły się w górę cienkie smużki dymu.Eberhard Baum siedział znudzony na wieży kościoła w Kasarze, głównym stanowisku obserwacyjnym 5 baterii.Został tu chwilowo odkomenderowany wraz ze starszym szeregowcem Bürgerem, ponieważ celny strzał artyleryjski zmiótł połowę tutejszej załogi.Baum obrócił lunetę w stronę Orłówki.Bürger zapalił fajkę.- No i przeżyliśmy pierwsze Boże Narodzenie.Wskazał fajką odległe ruiny.Baum odszedł od lunety.W ciągu półtora roku front przesunął się o dwanaście kilometrów.151- Wtedy byliśmy cholernie zgonieni.Od tygodni.Poza tym Orłówka stanowiła końcowy przystanek Henschberga.- Jakiego Henschberga?- To był kapitan i dowódca 4 baterii.Przez dwa tygodnie wlekliśmy jego zesztywniałego od mrozu trupa na wozie amunicyjnym.Trupa bez głowy, ale za to ze sznurami naramiennymi.- Opowiedzże dokładnie, jak to było! - zachęcał Baum radiotelegrafistę.Ten pociągnął znowu fajkę i splunął siarczyście za balustradę wieży.- Długo by można o tym opowiadać.Trzynastego grudnia Ruski zaszedł nas ni stąd, ni zowąd od zachodu.Przyczaił się w wiosce Krapiwinka i zaczął walić stamtąd w drogę manewrową z dział przeciwpancernych i paru ciężkich karabinów maszynowych.Śnieg był wtedy głęboki na metr albo i więcej.O podejściu do położonej na niewielkim wzniesieniu wioski nie było mowy.Żoł-nierze piechoty przy każdej próbie padali jeden po drugim.Jedną lekką polową haubicę z obsługą złożoną z oficerów trzeba było wysunąć naprzód, żeby unieszkodliwić działo przeciwpancerne.Kapitan Henschberg pełnił funkcje celowniczego.Miał już działo w polu widzenia, ale tuman śniegu przesłonił mu widok.Wychyliłsię, żeby spojrzeć ponad tarczą.I stał tak jeszcze chwilę, chociaż granat urwał mu już głowę.Wtedy Helgert ściągnął język spusto-wy i zaczął walić jak szalony, dał dziesięć, dwanaście strzałów, podskoczył do lunety celowniczej, nastawił lepiej działo i cały brzeg wsi zniósł z powierzchni.Dzięki temu mogliśmy się posunąć na zachód.- A dlaczego zabraliście kapitana ze sobą?- Bo koledzy oficerowie chcieli go koniecznie pochować w ojczystej ziemi.Ale teraz leży tutaj, w Orłówce.Ci, co jutro pole-gną, pojutrze też się tam znajdą.152Obok drogi do Pielewki uderzył niewielki pocisk.Z sąsiedniej okrągłej wieżyczki poderwało się z ochrypłym krakaniem czarne stado wron.Wzniosło się ociężale ponad zbocze i opadło na dno parowów nad brzegiem Nierucza.Bürger wystukał fajkę w obcas.- Pójdę zobaczyć, czy się gdzie nie znajdzie trochę tej czarnej lury.Pić mi się chce.I zniknął w luku wieży.Na terenie wokół stacji kolejowej wzbijały się coraz to nowe fontanny.Dopiero w parę sekund później rozlegał się huk.Jakaś ciężka bateria artylerii armijnej miała w tym widocznie swój okre-ślony cel.Nagle w okolicy wsi Laninskij wszczął się jakiś ruch.Zaszczekały gniewnie karabiny maszynowe.Obok toru kolejowego ukaza-ły się żółte grzyby.Nowy suchy trzask rozległ się echem po dolinie rzeki.To musi być jedno z piętnastocentymetrowych baterii z Sarecza położonych na południe od Nowosila, zastanawiał się Baum, liczył wybuchy i robił notatki do raportu obserwacyjnego.Przy okazji cieszył się odbijającymi się w lunecie promieniami słońca, dzięki którym ciężka zima 1941/1942 stawała się niereal-na.Oto zwykła, pogodna frontowa codzienność, pomyślał.Za torem kolejowym działo się jednak wyraźnie więcej, niż Baum mógł dojrzeć.Właśnie pikowało w dół parę lśniących samolotów szturmowych.Rosjanie.Odgłos ich donośnych serii karabinów dobiegł do wieży dopiero wtedy, kiedy maszyny wznosiły się już z powrotem pionowo w górę.Za nimi pękały bez sensu dwucentymetrowe pociski dział czterolufowych stojących pod Leskami [ Pobierz całość w formacie PDF ]
Powered by wordpress | Theme: simpletex | © Nie istnieje coś takiego jak doskonałość. Świat nie jest doskonały. I właśnie dlatego jest piękny.