[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.–Pan placi, ja pracuje.– Saucerhead z jakiegos powodu chyba lubil Truposza.Ten budynek nagle stal sie podejrzanie czysty od robactwa.To dlatego, ze wypalilem tu z tuzin swiec siarkowych, kiedy ucinal sobie kolejna szesciotygodniowa drzemke.Myslalem, ze dobrze robie.Robactwo bardzo lubi sie na nim posilac.Jestem przyzwyczajony, zeby wykorzystywac znaczna liczbe insektow, badajac rozne kierunki dzialan, jakie moga podejmowac sily wojenne w Kantardzie.Bez nich nie moge zaspokoic md jej ciekawosci.–Wiec juz slyszales, co zrobil Glory Mooncalled?Tak i jestem bardzo podniecony.Potrzebuje kilka tysiecy insektow, zeby rozpoznac mozliwe opcje dzialan tych, ktorzy przetrwali.Mial idiotyczny zwyczaj ustawiania robactwa na scianach, jak wojska, i manewrowania nim.Ohydne zboczenie.–Czekaj no chwile – zaprotestowalem.– Po prostu zrobilem dezynsekcje.Robactwo i myszy to najwieksi wrogowie Truposza.Jesli sie je zostawi bez kontroli, zezra go w jednej chwili.A wiec to ty jestes odpowiedzialnym za to lajdakiem.Cholernie dobrze wiedzial, ze to ja, po prostu wczesniej o tym nie wspomnial.–Tak, to ja – odparlem.– Jestem takze gosciem, do ktorego nalezy ten smietnik.Jestem takze gosciem, ktory ma juz cholernie powyzej uszu tego, ze gospos wprowadza mu sie do domu bez pytania, a przy tym sadzi, ze do jego obowiazkow nalezy sprowadzanie tu wszystkich bezdomnych kotow, na jakie sie natknie.Jestem takze gosciem, ktory nie lubi, jak mu podloga chrupie pod nogami, kiedy w ciemnosci szuka nocnika.Olej te robale, Saucerhead.Niech uzywa wyobrazni.Truposz poslal mi przesadne myslowe westchnienie.Niech bedzie.Mam wrazenie, panie Tharpe, ze nie bedziemy potrzebowac pana dalszych uslug.Obdarzylem Truposza spojrzeniem spod zmruzonych powieli Zbyt latwo sie poddal.–On ma racje.Ile ci jestesmy winni?–Nie tyle, zebym nie musial wracac do rozwalania lbow dla tej glisty Licksa.Smutna historia.Nikt nie lubi Licksa.Wlacznie ze mna, a ja go ledwie znam.–Facet musi zarabiac na zycie, jak im sie zdaje.Odliczylem kilka monet, nie za wiele.Tharpe wygladal na zadowolonego.Wlasciwie nie robil nic takiego, oprocz otwierania drzwi.–Moze dodalbys maly napiwek za osobiste utrudnienia, Garrett.–Osobiste utrudnienia?–Musialem byc tutaj zamiast w domu.Choc z tego, co slysze, ty juz calkiem zapomniales o kobietach.–Nie calkiem.Jeszcze nie.I dosc szybko mi przechodzi.–No to badz cyniczny i samolubny.Pogodz sie z Tinnie.– Lubi Tinnie.Do licha, ja tez ja lubie.Ja tylko nie moge wytrzymac z tym rudowlosym wcieleniem temperamentu.Na razie.Przeboje zmieniaja sie z roku na rok.Abstynencja nie zmiekczy ci serca.Saucerhead zdaje sie nie spieszyl sie do domu.Razem z Truposzem zastanawiali sie, co moglo zrodzic sie w glowie faceta od motyli, co kazalo mu zarzynac ladne dziewczyny.Uznalem, ze to dla mnie jedyna szansa.Zabralem resztki sniadania do kuchni.Pozbylem sie dowodow rzeczowych, a teraz moglem sie przejsc na gore i zmruzyc oko.Ktos zaczal walic w drzwi.XXIIAto co takiego? Ciezko pracuje nad zniechecaniem klientow i w ciagu tygodnia niewielu sklada mi wizyte.Dean udal, ze jest zbyt zajety sprzataniem, wiec zajalem sie nimi sam.Pochloniety marzeniami o jakiejs rozpalonej bogini seksu, ujrzalem Warczacego Psa Amato.Calkowicie o nim zapomnialem!–Calkowicie o mnie zapomniales, Garrett – poskarzyl sie i naparl na mnie swoja osobista bronia chemiczna, zmuszajac do wycofania sie w glab domu.–Nie – sklanialem gladko.– Myslalem, ze nie miales dosc czasu, zeby cos przygotowac.–Padalo.Nie mialem nic do roboty.Ile czasu mozna robic tablice i ulotki?Myslalby kto, ze ulewa splucze co nieco smrodu.Nic z tych rzeczy.Woda jeszcze go odzywila.Rozwazalem mozliwosc pozostawienia drzwi na osciez, otwarcia kilku okien i zrobienia przeciagu.Gdybym mieszkal na Gorze, moglbym tego sprobowac, ale tu, w mojej okolicy, raczej bym sie nie odwazyl.Nawet w czasie rozszalalego tajfunu znalazloby sie kilku smialkow gotowych skorzystac z okazji.Poza tym na dole mialem tylko jedno okno.Amato minal mnie, przystanal, zalal podloge, zasmierdzial i rozejrzal sie wokolo.–Ty, masz takie cos, to takie, no wiesz, co, tego, jak mu tam… Truposza.Chcialbym rzucic na niego okiem.Wiesz o co mi chodzi?Probowalem plytko oddychac.Nie wiem, po co sie w ogole tego probuje, skoro i tak nigdy nie pomaga,–Dlaczego nie? Jestes facetem, ktorego powinien poznac.Zalowalem, ze kinol Truposza nie dziala.Zamknalbym ich razem, dopoki Amato nie sprzedalby mu calej swirowatej koncepcji totalnej konspiracji.Otworzylem drzwi do pokoju Truposza, wpuscilem Amato.Saucerhead, siedzacy w moim fotelu, obejrzal sie, zobaczyl Warczacego Psa.Twarz zwinela mu sie w grymas swiatowej klasy.Ale nie zadawal pytan.Zaciagnal sie, dlatego milczal.Wreszcie wykrztusil:–Widze, ze macie klienta, to sie lepiej pozegnam… – powiedzial na jednym dlugim wydechu.Wyprysnal przez drzwi niemal w tej samej chwili i rzucil mi wiele mowiace spojrzenie.Chyba chcialby poznac cala historie.Pozniej.O wiele pozniej, kiedy miazmaty sie ulotnia.–Upewnij sie, ze drzwi frontowe sa zamkniete – powiedzialem i mrugnalem.–Boze, ale paskudna frajerska morda – szepnal Amato.– Ma rylo jak mamut, nie?Jeszcze jeden misjonarz, Garrett?–To Kropotkin Amato.Pamietasz nasza umowe?Wiesz, o czym mowie.Wciaz chcesz mi dokuczac? Moze sobie przypomnisz, ze ostatnim razem twoj sukces byl w znacznej mierze watpliwy?–Ja? Nie…Nie wspomniales mi tez o zadnej umowie, choc odkrywam w twoim umysle pewne szczegoly.Nie podpisalismy kontraktu, zeby gosc pilnowal sam siebie.–Nie podpisywalismy niczego, Smieszku.Warczacy Pies wygladal na zaskoczonego.Tez bym byl, slyszac tylko jedna strone rozmowy.Zmienilem temat.–Mozesz pojac, dlaczego to zrobilem.– Nie chcialem zranic uczuc Amato.Truposz mogl mu zajrzec do glowy i stwierdzic dlaczego nie zmontowalem szeroko zakrojonej kampanii.Masz racje, Garrett.Tym razem.Choc to nieprawdopodobne, on jednak wierzy w swoje teorie [ Pobierz całość w formacie PDF ]
Powered by wordpress | Theme: simpletex | © Nie istnieje coś takiego jak doskonałość. Świat nie jest doskonały. I właśnie dlatego jest piękny.