[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Nie zachowywałem się jak przykładny obcy.— Powodzenia.— Zwróciłem się teraz do Rudego.— Oto plan.Nyueng Bao potrzebują prochu.Ja pójdę z Łabędziem.Będę kluczył, kiedy dotrę do jego obozu.Kiedy zobaczysz, że Nyueng Bao ruszyli, urządzisz wszystko tak, jakbyśmy oczekiwali tych ludzi dziś w nocy.— Stary słyszał każde słowo.— Nigdy ich tu nie było — ciągnąłem.— Ale.— Zrób to.I niech zabiorą większość jedzenia.My możemy objadać bandę Pani.— Miałem taką nadzieję.Rudy spojrzał na Sahrę.Wszyscy wydawali się myśleć, że to ona jest przyczyną.Wzruszył ramionami.— Ty tu rządzisz.Chyba nie muszę wszystkiego rozumieć.Jak masz zamiar jej to wyjaśnić?— Nie muszę.— Ruszyłem w stronę, gdzie otoczono patrol Łabędzia.Sahra przystanęła, żeby chwycić To Tana, i ruszyła za mną.— Zostań tutaj — rozkazałem jej.Popatrzyła na mnie tępo, porażona nagłą głuchotą.Zrobiłem parę kroków i ona także.— Musisz zostać z twoimi ludźmi.Nikły uśmiech wykrzywił jej usta.Pokręciła głową.Hong Tray nie była jedyną wiedźmą w rodzinie.— Ky Gota.Bęc!— Ty, Żołnierzu Ciemności! Popsułeś ją, a teraz nie jest wystarczająco dobra? Moja matka była okrutną wiedźmą, ale.— Zaczęła szwargotać niezrozumiale, lecz ani o ton ciszej.Spojrzałem na Tam Daka.Stał nie wzruszony, ale założę się o moje miejsce w niebie, że miał ochotę parsknąć śmiechem.— Pieprz to, Rudy! Znajdź rzeczy Sahry i zabierz je do naszego namiotu.Chodź, kobieto.80— A niech to — mruknął Łabędź, kiedy mnie zobaczył.— Nic dziwnego, że wróciłeś.— Łapy przy sobie, przystojniaku.Ej, Nyueng Bao! Jeśli stąd wyjdziesz, idź się zobaczyć z Tam Dakiem.To ważne.Taglianie, pogadajcie z Rudym z Kompanii.— Odwróciłem się do Łabędzia.— Tam.Mamy tam paru snajperów.Tak na wszelki wypadek.Zatrzymał się, gapiąc się na Sahrę.— Przepraszam.Znalazłeś prawdziwe cacko, co? — Był na tyle uprzejmy, że uczynił tę uwagę w forsberskim.— Tak.Znalazłem.Co się tu dzieje? Ocknąłem się tamtego dnia, kiedy moi czarodzieje przeprowadzili na mnie eksperyment i odkryłem, że ktoś się wpakował do mojej głowy i namieszał mi we wspomnieniach.Okazuje się, że jestem z powrotem w tej piekielnej kuchni, poluję na szczury i walczę z kanibalami, a tymczasem moi tak zwani przyjaciele obijają się i nawet nie mówią mi, że Władca Cienia nie żyje.Łabędź spojrzał na mnie tępo.— Ale.Wiedziałeś o tym, Murgen.Byłeś tam, kiedy zabiliśmy tego gnojka.Byłeś tam jeszcze przez tydzień.— Zabiliście go? Zaczęło świtać.— Nie chciałeś wracać z powrotem? Powiedziała ci.— Nie.Nie chciałem.Kiedy znalazłem się na tamtej drodze, pomyślałem, że uciekam przed Wirującym.Naprawdę sądziłem, że nie dotarłem do was.Tak myślę.— Kiedy próbowałem to zrozumieć, wszystko stawało się coraz bardziej poplątane.Ktoś krzyknął coś w języku Nyueng Bao.Moi wojacy nie słuchali rozkazów.— Czy może pan tu przyjść, panie Murgen? — zawołał ktoś inny po tagliańsku.— Nie wiem, co się dzieje — powiedziałem do Łabędzia.— Trzymaj się mocno.Ci faceci są bardzo drażliwi.— Nie mam innego celu w życiu.— Mówię poważnie.To naprawdę szaleńcy.Zrozumiałbyś, gdybyś spędził tu ostatnie kilka miesięcy.— Wdrapałem się na strome zbocze, gdzie jakiś Taglianin klęczał w poplątanych krzakach razem z piętnastoletnim Nyueng Bao.Chłopiec wskazał ręką, chcąc pierwszy przekazać złe wieści.Nad Dejagore unosił się świeży dym.Z północnego barbakanu, jak mi się wydawało.Wyglądało na to, że toczy się tam walka.Fiołkoworóżowy błysk powiedział mi, że są w to wmieszani Goblin i Jednooki.Mogaba musiał podjąć próbę odzyskania barbakanu.Zauważyłem także błyski przy Bramie Zachodniej.— Przeklęty Mogaba.Dzięki, chłopcy.Nic nie możemy z tym zrobić, niestety.— Miałem nadzieję, że Goblin i Jednooki wy-rzeźbią Mogabie nową pochylnię.— Wracajcie do obozu, dobrze? Jest dużo pracy.Pani odeszła.Dowodził Klinga i po prostu się lenił, zbierając uciekinierów z miasta i pilnując, żeby nie gadali o Wirującym.Sam się do tego przyznawał.— Ona tego właśnie chce.— Zdawał się nie zwracać uwagi na Sahrę, w przeciwieństwie do pozostałych mężczyzn w obozie.— Ma szczęście, że jej tu nie ma — burczał.— Przełożyłbym ją przez kolano.Ponieważ nie było nic innego do roboty, obijałem się razem z nim, Łabędziem i Cordym, dopóki nie zaczęło się ściemniać.Ktoś znalazł To Tanowi szczeniaczka do zabawy.— Lepiej wracajmy do naszych — powiedziałem, kiedy zrobiło się późno.— Będą się niepokoić.— Nie można, koleś — oznajmił Mather.— Powiedziała, że nie ma wyjątków — dorzucił Klinga.Powietrze ochłodziło się.Obdarzyłem ich spojrzeniem Nyueng Bao.Łabędź i Mather odwrócili wzrok.Klinga skrzywił się tylko.Sahra wydawała się spokojna.Przypuszczam, że po Dejagore trudno jej było wyobrazić sobie coś jeszcze gorszego.Uśmiechała się nawet [ Pobierz całość w formacie PDF ]
Powered by wordpress | Theme: simpletex | © Nie istnieje coś takiego jak doskonałość. Świat nie jest doskonały. I właśnie dlatego jest piękny.