[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Dla kogo? Dla siebie samego, dla swojej siostry, dla osób, które pan kocha.Pieniądze? Niech pan sam określi kwotę.Może pan to zrobić na koniec, kiedy już będzie pan znał pełną wartość tego, co pan zrobi.Niech pan tylko nie wypiera faktu, że miał pan siostrę – nawet jeśli obecnie sobie pan tego nie przypomina – która byłaby z pana dumna, gdyby pan do nas dołączył.Proszę się nad tym zastanowić.Jeżeli zdecyduje się pan przyjąć moją ofertę, proszę zadzwonić pod ten numer.– Podał mu wizytówkę.– W nieparzyste dni miesiąca, punktualnie o godzinie 21:00, odpowie ktoś od nas.– Wsunął rękę do wewnętrznej kieszeni marynarki i wyjął plik banknotów.– Tymczasem, proszę to przyjąć jako podziękowanie za fatygę.Radzę panu, żeby kupił pan sobie cieplejsze ubrania – w Berlinie jest bardzo zimno.Dał mu dziesięć tysięcy lirów.– Nie planuję chwilowo podróży do Niemiec – skwitował Lio i bez zbędnych podziękowań wsunął pieniądzedo kieszeni.Schował również wizytówkę z numerem telefonu, ale tylko dlatego, że w życiu nigdy nic nie wiadomo.– Nadal nie wiem, jak poszedł mi ten śmieszny test.Reis westchnął.– Raczej dobrze.Choć na moim biurku nie leżą żadne ubrania.– Nie jestem nieomylny – odparł Lio.– Nikt nie jest.– Reis klepnął się w nogi i wstał.– Proszę przekazać aktorce, żeby lepiej trzymała się od panaz daleka.– Przekażę.– Wystarczy na dzisiaj.Odwiozę pana do domu.Lio również się podniósł i wyszedł z nim z pokoju.– Wie pan, że nazywa się pan tak samo, jak pewien turecki admirał?– Naprawdę? Nie wiedziałem.– Piri Reis.Żył w szesnastym wieku.Jest znany wśród pasjonatów starożytnych zagadek z tego, że zostawił nammapę obejmującą Antarktydę, która została odkryta dopiero w 1818 roku.– Bardzo interesujące, jest pan pierwszą osobą, która zwraca mi na to uwagę.– Może pana ojciec wiedział o tym i dlatego dał panu na imię Piero.– Może.Fiat czekał na nich w strugach deszczu ze zgaszonymi światłami i włączonym silnikiem.Wiał mroźny wiatr.Lio skulił się pod parasolem Reisa i wsiadł do samochodu.Czarna przepaska znów zakryła mu oczy.Rozdział 26Na szczycie schodów, przed drzwiami zastał siedzącą i czekającą na niego Albę, skuloną koło balustrady.Delikatne żółte światło padało na jej senną twarz i obrysowywało kontury jej idealnego ciała, odzianego w ten sam czerwony płaszczyk do kostek, który miała na sobie dzień wcześniej.– Wiem, wiem.– Lio usiadł obok niej.– Tak działam na kobiety.– Poluzował krawat.Prosty, długi i błyszczący niczym brzytwa kosmyk włosów, który zawsze zaczesywał do tyłu, opadł mu na czoło, muskając kości jarzmowe.Przesunął opuszek palca po kamieniu zapalniczki i przytknął niebieskawy płomień do końcówki papierosa.Opierając łokcie na kolanach, spojrzał w głąb staczających się w półmrok stopni i zaciągnął się gryzącym dymem.– Dokąd cię zabrali?– Na kawę – odparł Lio.– Co chcieli?– Nic.– Rozżarzony tytoń trzaskał mu pod nosem, oświetlając zasępioną twarz.– Skąd o tym wiesz?– Widziałam, jak wsiadałeś z nimi do samochodu.Lio skupił wzrok na schodach, marszcząc przy tym czoło i mrużąc oczy.Próbował uporządkować swoje myśli.Bawił się papierosem, obracając go nerwowo pomiędzy wskazującym i środkowym palcem.– Odprowadzę cię do domu.Jest późno.– Nie jestem śpiąca – odpowiedziała.– Karabinierzy? Przytaknął.– To z powodu śmierci Sibylli? Mówili ci o niej?– Tak.– Im przynajmniej uwierzyłeś.– Nie, nie uwierzyłem nawet im.– Co ci powiedzieli?– Że im będę mniej wiedział, tym lepiej.I chyba mają rację, co zresztą dotyczy również ciebie.W nocnej ciszy ich rozbrzmiewające na klatce schodowej szepty przypominały kapanie wody w jakiejś grocie, czy prowadzone ściszonym głosem rozmowy w katedrze.– Wpuścisz mnie? – zapytała Alba.– Nie sądzę, żeby to był dobry pomysł.– Powinieneś wiedzieć, czy to dobry pomysł, czy też nie.Płacą ci za to.– Wiem.I w istocie mogę przewidzieć z całą pewnością, że jeżeli będziesz trzymała się ode mnie z daleka, nie stanie ci się nic złego.– A jeżeli nie posłucham?Lio wstał i otworzył drzwi do mieszkania.– Jeśli nie posłuchasz… – Popchnął drzwi i pozostawił je otwarte.– Będzie to oznaczało, że nie jesteś wystarczająco bystra, żeby przetrwać w tym trudnym świecie.– Nacisnął włącznik światła, który jednak nie zadziałał.Oświetlił sobie drogę zapalniczką.Kobieta odebrała słowa Lio jako zaproszenie, dlatego weszła do środka i zamknęła za sobą drzwi.Po omacku dotarła do salonu, w którym była poprzedniego dnia, choć wydawało jej się, że minęło więcej czasu.Stała w oczekiwaniu.Po chwili przyszedł Lio, niosąc w dłoniach świecę.– Widzę, że nie jesteś wystarczająco bystra.– Nie, nie jestem.Lio wziął od niej płaszcz i zaprosił ją, żeby rozgościła się na kanapie.– Wyłączyli prąd.Żadnych żarówek, żadnego radia, przykro mi.– Nie ma problemu.– Chcesz coś do picia?– Wodę.– Wiesz, odkryłem coś ciekawego.Lio zabrał ze sobą świecę, znów pozostawiając Albę zanurzoną w ciemności.Słyszała, jak krząta się ze szklankami, następnie dobiegły do niej dźwięki wody przelewającej się do większego naczynia, może do karafki?– Co odkryłeś?– Nazwisko kobiety, która według ciebie jest moją siostrą, znajduje się w spisie telefonów.Pojawił się ponownie, oświetlony światłem świecy.Trzymał w ręku kieliszki i przypominał widmo, które tym dzwonieniem oznajmiało swoje przybycie zza grobu.– Byłem na cmentarzu – powiedział.Nalał im wody.– Sibylla Rol rzeczywiście została pochowana obok moich rodziców.Alba chwyciła szklankę i łapczywie przysunęła ją sobie do ust.– Czy teraz mogę liczyć na odrobinę zaufania z twojej strony? – Wypiła wszystko jednym haustem.– Nie wiesz, czy miała kogoś – męża, dzieci?– Od dwóch lat była mężatką, ale nigdy nie poznałam jej męża.Liczyłam, że dowiem się czegoś od ciebie, ale jak widać….Zanim do ciebie przyszłam, poczytałam trochęo tobie.Nietrudno było znaleźć informację, że byłeś takim jakby… jak to powiedzieć?– Czarodziejem?– Tak, ale też…– Dziwakiem?– Nie dziwakiem, lecz…– Wariatem?Roześmiała się i podsumowała:– Paranormalnym wariatem.Ale ten promień radości zaczął nagle znikać, wsysany przez ciszę [ Pobierz całość w formacie PDF ]
Powered by wordpress | Theme: simpletex | © Nie istnieje coś takiego jak doskonałość. Świat nie jest doskonały. I właśnie dlatego jest piękny.