[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Ta Biblia! Święte Słowo Boże! Ukradkiem, czującukłucie zazdrości, patrzałam, jak Minette czyta jąparę razy dziennie i zawsze, nim położy się spać;oddając się lekturze z wytężoną uwagą - głowapochylona, czoło zmarszczone, wargi bezgłośniewypowiadające słowa.Dlaczego Minette nie czytaBiblii mnie? Przecież chrześcijanie pragną nawracaćpogan.Biblia Minette, której pozłacane stronice przyprzetrząsaniu migają w oszałamiającym wodospadzie.Biblia Minette, którą ukradkiem podniosłam, gdybyłam sama w pokoju, a ona wyślizgnęła mi się zpalców i, jakby za karę, twardym rogiem boleśnieuderzyła mnie w stopę.„Kto spożywa moje ciało i pije moją krew, ma życiewieczne, a ja go wskrzeszę w dniu ostatecznym".Kanibalistyczna religia, uważał Max.A Święte SłowoBoże, tak zwana Biblia hebrajska, nieudolniepołączona z tak zwanym Nowym Testamentem, toantologia szalonej pisaniny, o nie większymznaczeniu naukowym, historycznym, moralnym czyduchowym niż masa komiksów.A jednak niesłusznie sądziłam, że Minette Swift jest„zwykłą" chrześcijanką.W pierwszą niedzielę w Schuyler College kilkadziewcząt г naszego akademika zaprosiło Minette, byposzła wraz z nimi do kaplicy.Wróciła wzburzona:„A co to za «kapelan!».Jakaś siwa, rozczochranababa! Wstrętna stara szkapa, którą porzuca się napolu! Która co chwila się przysięga, nawet głoszącDobrą Nowinę!" - Minette wydęła policzki iprychnęła szyderczo.Od tej pory, gdy koleżanki zapraszały Minette, byposzła wraz z nimi do kaplicy, tylko gwałtowniekręciła głową, jakby ta propozycja ją obrażała.- A niby po co?Minette tęskniła za ojcowskim kościołem.Tęskniła zachórem Świątyni Przybytku w którym w „promienniebiałych szatach" śpiewała już jako dziesięciolatka.- Taki kościół jak nasz ma cel.Czuje się ten cel, jużwchodząc do środka.Jezus czeka!Nigdy nie chodziłam na msze do kaplicy w Schuyler,ale czasem, gdy ogarnął mnie któryś z tych moichnieokreślonych nastrojów (melancholii, smutku?tęsknoty? lęku przed przyszłością?), wsuwałam sięcichutko do kaplicy i siadałam sama na twardejławce, pośród surowych białych ścian i okien ozwykłych szybach, zatapiając się w tym kwakierskimobszarze duszy, który jest niemą ciszą, zadziwieniem.Nikt nie czekał na mnie w kaplicy w Schuyler, aleczułam się tam szczęśliwa, póki siedziałam w ciszy,nic nie mówiąc, nie myśląc, byłam szczęśliwa.N i etęsknię za domem.Uwolniłam się od domu!W niedzielne poranki Minette ochoczo ubierała się dokościoła i wychodziła przed dziewiątą.Nuciła podnosem, przyczesując sztywny hełm włosów,podciągając rajstopy.Czasami odprowadzałamwzrokiem moją współlokatorkę z okna nad biurkiemMinette, śledząc jej przysadzistą postać dwa piętraniżej.Szła zawsze sama, szybkim krokiem, zewzrokiem wbitym w ziemię, trzymając się z dala odinnych, obojętna na otoczenie.Z niejaką satysfakcjązakładałam, że Minette nie znajdzie towarzyszki.Schuyler College leżał tuż obok miasteczkaSchuylersville, w którym było kilka kościołów, leczgdy spytałam Minette, do jakiego chodzi, umykałaspojrzeniem za szkłami okularów i wymamrotałaprawie niedosłyszalnie coś na kształt: „Do tego, któryznalazłam".- Podobny jest trochę do kościoła twojego ojca?Teraz Minette ze śmiechem spojrzała mi w oczy.- Do Przybytku taty? O nie, w życiu!Ale gdy pytałam Minette o Przybytek albo ŚwiątynięPadołu, jak ją czasami nazywała, odpowiadała krótkoi wymijająco.Nie była zażenowana anizaniepokojona, po prostu nie chciało się jej nicwyjaśniać.Dlatego, że jestem biała? - zastanawiałam się.Bojestem białą dziewczyną?Maximilian Meade napisał w latach sześćdziesiątych,że „świadomość koloru skóry" decyduje opostrzeganiu świata.Praktycznie wszyscy biali rodząsię ślepi, nawet ofiary kapitalizmu, dopiero stosownewykształcenie pozwala nam przejrzeć na oczy.Zazdrościłam Minette Swift jej chrześcijańskiejwiary, gdyż była to wiara szczególna.Jej Bóg byłBogiem szczególnym, którego wszechmocy niechciała rozmieniać na drobne, dzieląc się nią z bylekim.- Ale czy jest niebo, Minette? - zapytałam naiwnie, aMinette odparła, z afektacją opuszczając kąciki ust,jakby tak głupie pytanie musiało mieć głębsze, skryteznaczenie:- Jasne, że jest! Tyle że nie dla wszystkich.Minette z rzadka mówiła do mnie „Genna" i nigdy niepytała o moją rodzinę.Ale nie dlatego, że nie chciałabyć wścibska, czym kierowały się inne koleżanki zSchyuler College; po prostu nic ją to nie obchodziło.Z zażenowaniem wspominam, jak na początkusemestru martwiłam się, że nazwisko „GenervaMeade" może się mojej współlokatorce z czymśkojarzyć.Dopiero teraz zdałam sobie sprawę, żezwiedzanie domu Eliasa Meade'a śmiertelnie Minettenudziło.A mimo to, przekornie, często próbowałamopowiadać Minette o mojej rodzinie.Zwierzałam sięjej, że kiedyś, dziesiątki lat temu, jeszcze zanim sięurodziłam, Meade'owie byli kwakrami; teraz nawetci, którzy są chrześcijanami (głównie starsze krewnemojego ojca), teoretycznie należą do jakichś wspólnotwyznaniowych, ale rzadko chodzą do kościoła.- Znaczy, do konkretnego kościoła.W sensiebudynku.Minette zmarszczyła czoło, usiłując to sobiewyobrazić.Bo jak można chodzić do kościoła, którynie jest budynkiem?- Wierzą w „tu i teraz" i w „ludzkość".Nie w żadnegoponad czasowego Boga, ale w „ulepszenie ludzkości"za pomocą środków społecznych i politycznych -odparłam.Minette uśmiechnęła się, ale się nie roześmiała.Pewna tęsknota w moim głosie wzbudziła chyba jejsympatię bądź litość.- Chodzi ci o coś w rodzaju NarodówZjednoczonych, tak? Przemówienia, gadanie.Max Meade pogardzał Narodami Zjednoczonymijako fasadą kapitalistyczno-burżuazyjną, ale mogłamśmiało powiedzieć, że moi mniej radykalno-liberalni,głosujący na demokratów krewni „wierzyli" wNarody Zjednoczone, niewiele o nich wiedząc i niepragnąc się dowiedzieć.- Tak - odparłam.- Jak Narody Zjednoczone.Przemówienia i gadanie, ale też czasami sankcje.Aczasami interwencje wojskowe.- Cóż - rzekła Minette, jakby próbując mniepocieszyć na zakończenie - Narody Zjednoczone tobudynek.W Nowym Jorku.Minette Swift często dzwoniła do domu, GenervaMeade dzwoniła do domu rzadko.Minette dzwoniła do domu w niedziele i środy oósmej wieczorem, a także o różnych innych porach wtygodniu.Ja nie dzwoniłam do domu o żadnejustalonej godzinie.Gdy Minette dzwoniła do domu, ktoś odbierałtelefon [ Pobierz całość w formacie PDF ]
Powered by wordpress | Theme: simpletex | © Nie istnieje coś takiego jak doskonałość. Świat nie jest doskonały. I właśnie dlatego jest piękny.