[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Zwyczajny magazyn ludzi, choc moze nieco przyzwoitszy od innych.Przygnebiajace.Chmury sie rozproszyly, pozwolily przedrzec sie pojedynczemu promykowi ksiezyca.Stanowil jedyne oswietlenie, ale nie narzekalem.Milo, ze przestalo lac, chocby na chwile.–Gorne pietro, ostatnie drzwi – oznajmil Mieszczuch.– Wynajal sypialnie tylko dla siebie.–Dobrze sie napracowaliscie, Mieszczuch.Jego lasiczy pyszczek rozciagnal sie w paskudnym usmiechu.–Wiedzialem, ze ktos bedzie mial na niego ochote, predzej czy pozniej.Block warknal, ale zachowal opinie dla siebie.Nawet gwiazdzistoocy idealisci wiedzieli, ze nikt nie sprzeda obywatelom TunFaire idei odpowiedzialnosci cywilnej.Nie po tym, jak ci sami obywatele obserwowali lepszych od siebie, ktorzy od setek lat pilnowali wylacznie wlasnych interesow.–Najwyzsze pietro, ostatnie drzwi – burknalem, juz sie cieszac na wspinaczke.– Nieuprzejmy gnojek.–Wlasnie.Wy go wyciagacie, my przyszpilamy i wszyscy ida do domu.Tak?–Tak.Saucerhead?Tharpe wlasnie sie zmaterializowal.Przez ramie mial przewieszonego bezwladnego Shakera.–Slucham?–Upewniam sie tylko, ze tu jestes.– Za co stuknal Shakera? Moze dla czystej radochy?–Ripley, przeczesz budynek – polecil Block.Od cieni oderwaly sie cienie.Mieszczuch rozdziawil paszcze, gdy dwoch facetow weszlo do szeregowca.Uklakl obok Shakera, mamroczac cos na temat zlego traktowania i braku zaufania.–A na naszym miejscu zaufalbys sobie? – zapytalem.Jeden z chlopcow Blocka wrocil, zdyszany.–Ktos tam rzeczywiscie jest.Chrapie.Sa tylko jedne drzwi.Nie ma innego wyjscia, chyba ze przez okno.–Jest okno – odparl Mieszczuch.– Jesli ma sprezyny zamiast nog, moze probowac przeskoczyc na dach drugiego domu na tylach tego.–Jesli spi, nie powinien miec czasu na dojscie do okna, otwarcie go i skok – zauwazylem.–Pozwolcie, ze sie upewnie – zasugerowal lagodnie Saucerhead, delikatnie dajac do zrozumienia, ze to on jest tu specjalista.–Dobra.Saucerhead, Block i ja weszlismy na gore, podczas gdy Ripley na wszelki wypadek okrazyl budynek i zaszedl go od tylu.Probowalismy isc cicho, ale cos sie dzieje z odglosem krokow, kiedy czlowiek stara sie isc cicho i spodziewa sie klopotow.Zza kazdych mijanych drzwi, gdzie ludzie jeszcze nie spali, wyczuwalem strach i nagla czujnosc.Drugi czlowiek Blocka czekal na gorze.–Wciaz chrapie? – szeptem upewnil sie Block.Musial pytac? Do diabla, pewnie, ze chrapal.Nigdy w zyciu nie slyszalem takiego dzwieku.To skrzypienie i ryk musialy byc jednym z cudow swiata.–Ostroznie – szepnalem do Saucerheada.Kiwnal glowa.Wszyscy zeszli mu z drogi.Wydawalo sie, ze nagle spuchl, po czym ruszyl przed siebie.Drzwi eksplodowaly.Skoczylem tuz za Saucerheadem, ale nim zdolalem podniesc reke, juz bylo po wszystkim.Mieso uderzylo o mieso, chrapanie przerodzilo sie w stlumione jeki.–Mam go pod kontrola – oznajmil Saucerhead.–Daj go na dol – polecilem.Tharpe steknal.Block wyminal go i otworzyl okno.–Mamy go, Ripley.Wracaj od frontu.Zeszlismy na dol.Zza drzwi, ktorych nie zniszczylismy, wyczuwalem strach.Im dluzej myslalem, jak sie czuja tamci ludzie, tym mniej mi sie podobalo to, co robie.Nasz wiezien byl lekko oszolomiony.Kiedy znalezlismy sie na ulicy, Block zapytal:–Czy to ten gosc?Mieszczuch i Ptaszyna schowali sie w cieniu, z dala od swiatla ksiezyca.–Tak, to on – rzekl wreszcie Ptaszyna.–Widzieliscie, jak ten gosc pomagal wepchnac dziewczyne do powozu? – zapytalem.Odgrywalem teraz pewna role i Saucerhead byl dosc dobry, zeby w nia wejsc.Wierzylem Ptaszynie.Ten facet byl jednym z chlopcow, ktorzy probowali zwinac corke Chodo.Chyba mielismy innego morderce, ale te sama ekipe.–To ten gosc, Garrett – zapewnial Mieszczuch.– Czego jeszcze chcesz? Daj spokoj, plac i czesc.Block nakazal pomocnikom, aby odprowadzili wieznia, a sam uiscil zaplate.–Znasz tych ludzi, Garrett? Na wypadek gdyby to byla zmowa i gdybym chcial ich znalezc?–Znam ich.– Wciaz nie wspominalem o wypadku w knajpie Morleya i nie potrafilem wyjasnic, dlaczego im ufam.–Hej, Garrett? Wykrecilem ci kiedy jakis numer?–Jeszcze nie, Mieszczuch.Ruszaj.Dobrej zabawy.– Za dziesiec marek czlowiek moze w tej okolicy szalec dlugo, bardzo dlugo.Mieszczuch i jego kolesie ulotnili sie jak sen.Z forsa w garsci ciezko ich bedzie namierzyc.Przez jakis czas.–Chcesz pan pomoc przy przesluchaniu? – zapytal Block.–Niespecjalnie.Tylko jesli bede musial.Przede wszystkim chce isc spac.Dlugo sie meczylem, nim go znalazlem.Chcialbym sie dowiedziec, kiedy zdejmiecie cala bande.–Jasne.– Uscisnal mi dlon.– Dzieki jeszcze raz, Garrett.Winchell, zabierz go [ Pobierz całość w formacie PDF ]
Powered by wordpress | Theme: simpletex | © Nie istnieje coś takiego jak doskonałość. Świat nie jest doskonały. I właśnie dlatego jest piękny.