[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Kraju zamalowanym na wszystkich mapach świata.- A owszem - Krzeszowska sapnęła zadowolona, że znalazła wdzięczną słuchaczkę.- Stoczył się biedaczek dokumentnie, naoczni świadkowie przysięgają, że żyje jak kloszard, pije wódkę, jak smok i mieszka na cmentarzu.Stawska uczuła smutek.Od zawsze widziała w tym człowieku wielkie pęknięcie.- Pan Bóg litościwy - szepnęła.Krzeszowska kazała słudze bujać wiklinowy wózek.Żeby się córeczka nie obudziła.- Aja myślę, że jest sprawiedliwość na świecie.- odwróciła się do Stawskiej.- Jak sobie pościelesz, tak się wyśpisz.A kto sieje wiatr, ten zbiera burzę.Zasłużył sobie Wokulski na swój nędzny los, bo nigdy ludzi nie szanował.Żył tak, jakby był pępkiem świata.Stawska podniosła się, poruszona.- To wszystko może być tylko zwykłe ludzkie gadanie - powiedziała pełna złości.- Ludzie sobie Bóg wie co wyobrażają.Ja na ten przykład jestem pewna, że mąż mój nieboszczyk objawił mi się w tej kawiarni, niedawno, jak tu strzelanina była, i córkę naszą uratował.Uwierzy pani w takie coś?I nie czekając na odpowiedź, znikła na zapleczu.Chodziła potem jak struta pół dnia.Wyrzucała sobie, że była niemiła dla baronowej.A może Krzeszowska ma rację? Może ten cały Wokulski nic niewart? Może niepotrzebnie go broni? I co z tego, że jego pieniądzom zawdzięcza swoje dzisiejsze powodzenie? Co to dla takiego bogacza? Dał jej coś, do czego nieprzywiązywał uwagi.A czy potrafił jej dać coś naprawdę cennego - własne serce?Jak zwykle będąc w gorszym nastroju, zaczęła zadręczać się myślami o córce.Helenka dorasta bez ojca.Ona, matka, raczej nie ma drygu do mężczyzn.Jej mąż, Ludwik, zwiał i zmarł, a Mraczewski też okazał się łotrem.Obiecywał małżeństwo, ale gdy tylko zwąchał większe pieniądze w Moskwie, ulotnił się jak kamfora.Na wspomnienie szalbierstw tego ostatniego aż oblała się pąsem.Czuła, że policzki i szyja zabarwiły się krwisto.Dlatego gdy kolejny klient podszedł i zapytał o coś, nawet nie podniosła głowy.Wstydziła się.- Nie poznajesz mnie, pani? - powtórzył pytanie.Spojrzała nieuważnie.Przed ladą stał mężczyzna około pięćdziesięcioletni.Szerokie bary.Siwe włosy wystające spod cylindra.Twarz ogorzała od wiatru.I łapy na blacie - czerwone.- O Boże - powstrzymała krzyk.- Wokulski.Serce jej zabiło dwa razy szybciej.Oddychała głęboko.- To ty? - zapytała.Głos jej drżał - Ale skąd? Jak pan? Gdzie?Pytania wysypały się, z niej jak śrubki z zegara.- Wszystko wytłumaczę - odpowiedział.- Za wszystko przeproszę, ale wpierw zadzwonić muszę.Stawska słyszała, ale nie słuchała.Macica fikała w niej koziołki.I bodła jajniki.Złapała się za brzuch.- Źle się pani czujesz? - zaniepokoił się Wokulski- Mam migrenę - szepnęła wstydliwie.Była w szoku.Nie, to mało powiedziane.Jej świat wywrócił się na stronę podszewki.- Telefon? - mruknęła.- Chodźmy.Poprowadziła gościa na zaplecze.Kawiarnia w centrum miasta okazała się strzałem w dziesiątkę.Dzięki temu jako jedna z pięciuset mieszkańców stolicy miała własny telefon.Klienci mogli zamawiać u niej torty, nie wychodząc z domu.Telefon wisiał przy oknie wychodzącym na ciemną studnię podwórka.Duża żółta skrzynka z ogromną, czarną tubą.- Oto on.- powiedziała z dumą.Wokulski rzucił się do drewnianej słuchawki.Zakręcił korbką, jakby chciał ją wyrwać.Stawska przyjrzała mu się bacz-nie.Postarzał się.Twarz miał pooraną zmarszczkami.A siwe, rozpuszczone włosy nadawały mu niechlujny wygląd.Jednak dalej emanował swoim magnetyzmem.Samczą siłą, przez którą - kiedyś, lata temu - nie spała po nocach.- Paryż, zamawiam Paryż.- wołał do tuby Wokulski.- Monsieur Ochocki, le numer o de trois cents trenie quatre.Potem poprosił o połączenie z Sankt Petersburgiem.Z zakładami metalurgicznymi Schneidera Tenteleva.Stawska zawołała do kuchni, żeby przynieśli im mazagran.Pamiętała, że to jego ulubiony napój.Szuman mówił, że zapijał się nim w Paryżu.Wokulski stał przy telefonie.Patrzył na Stawską.Byłajeszcze bardziej dorodna niż przed laty.Co za biust! Jaka noga!Wielki Duchu.-jęknął do brzucha.- Staje mi.Czuł, jak krew pulsuje w członku skrępowanym spodniami.Dużo straciłem - pomyślał z żalem.- Żyłem jak w malignie.Czekał na połączenie.Przed oczami przebiegło mu ostatnich dwadzieścia lat życia [ Pobierz całość w formacie PDF ]
Powered by wordpress | Theme: simpletex | © Nie istnieje coś takiego jak doskonałość. Świat nie jest doskonały. I właśnie dlatego jest piękny.