[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.— Cierpienie kobiet sprawia, że czujesz się mężczyzną, panem i władcą… No dalej, zrób to jeszcze raz, przeklęty tyranie! Nadstawiła drugi policzek, ale on zamiast uderzyć ją, otarł delikatnie kilka szkarłatnych kropel sączących się z rozciętej wargi.- Cierpienie - szepnął.- Jeszcze nie wiesz, co to słowo znaczy.Przysunął się do niej i zaznając dziwnej, przerażającej rozkoszy, zlizał resztę krwi z jej ust.- Smakuje tak samo jak moja - stwierdził z pozornym spokojem.- Nie jest bardziej błękitna.- A jednak różnimy się od siebie.- Czyżby? - zapytał, patrząc na nią przenikliwie.— Przecież oboje potrafimy dążyć do celu po trupach.Ametystowe oczy dziedziczki rozszerzyły się gwałtownie i na dźwięk jego słów zaskrzyły się złowrogo.- Mylisz się, Armandzie - odrzekła z wyższością.-Nigdy nie będę taka jak ty.Władca zamyślił się przez chwilę.- Jestem pewien, że już teraz zrobisz wszystko, by mnie zniszczyć - oświadczył.- A pewnego dnia staniesz się bardziej bezwzględna i okrutna, niż ja byłem kiedykolwiek.Wraz z głębokim wdechem wchłonął w siebie najpotężniejsze z istniejących na ziemi uczuć - czystą i wszechogarniającą nienawiść, którą niemal dostrzegalnie emanowała.Była dla niego jak narkotyk, który nie pozwalał mu się od niej oderwać.- Twoje oczy cię zdradzają - rzekł po chwili cichym tonem refleksji, odsuwając się od niej.- Nigdy nie pokochasz nikogo równie mocno, jak mnie nienawidzisz w tej chwili.Gdyby nie świadomość, że stoi przed nią Armand van der Zahr, mogłaby przysiąc, że powiedział to ktoś inny.Już kiedyś słyszała to smutne brzmienie głosu…Władca odwrócił się i klasnął w dłonie.W drzwiach natychmiast zjawił się wartownik.- Wezwać dowódcę mojej armii - rozkazał mu.Żołnierz skłonił się i zniknął w korytarzu, a po chwilido sali wszedł rycerz odziany w biały płaszcz.- Albinie, oto prawdziwa Violette de Montraine -oświadczył władca, bacznie obserwując reakcję swego podopiecznego.- Wraz z dwoma strażnikami odprowadzisz ją do północnej wieży i dopilnujesz, aby tam pozostała.Rycerz podniósł wzrok na stojącą między nimi dziewczynę.Ich spojrzenia spotkały się, lecz wyraz twarzy Albina pozostał nieprzenikniony niczym kamienna maska, która skrywa wszystkie uczucia.— Nie! - zaoponowała Violette.— Muszę widzieć się z siostrą!Ale Armand van der Zahr już jej nie słuchał… Odszedł w głąb sali i usiadł na krześle, pogrążając się w zadumie.Nim się spostrzegła, Albin wziął ją na ręce i nie bacząc na jej protesty, wyniósł za drzwi.- Nie dotykaj mnie! - syknęła.-To przez ciebie Sophie się tu znalazła!Usiłowała wyrwać się z jego ramion, ale okazało się to niemożliwe.Nie zwracając uwagi na jej rozpaczliwe wysiłki, szybkim krokiem przemierzał kolejne przejścia i pogrążone w mroku korytarze.— Dlaczego to zrobiłeś?- Taki otrzymałem rozkaz - odparł lakonicznie, gdyż przysłuchiwali im się dwaj idący z tyłu żołnierze.Zostawił ich przy wejściu do wieży i długą, krętą spiralę schodów pokonał już z nią samotnie.Gdy dotarli na sam szczyt, oczom Violette ukazały się masywne drzwi z zasuwą od zewnętrznej strony.Albin otworzył je energicznym kopniakiem, wniósł ją do wewnętrznej komnaty i ostrożnie postawił na ziemi.- Żałuję, że nie poznałem twego imienia wcześniej -wyrzekł ze smutkiem i zgodnie z panującym obyczajem, przyklęknął przed szlachetnie urodzoną.— Czy to by coś zmieniło? - Z głosu dziewczyny przebijała chłodna ironia, a jej słowa raniły jak ostrze sztyletu.- Zrobiłem to, aby cię chronić.Nie chciałem, żebyś tu trafiła.- Ale stało się inaczej - odrzekła i odwróciła się, ostentacyjnie dając mu do zrozumienia, że pragnie zostać sama.- Wybacz — szepnął zdławionym głosem.Wstał i zgodnie z jej wolą skierował się do wyjścia.W chwilę później rozległ się odgłos zasuwy i szczęk klucza przekręcanego w zamku [ Pobierz całość w formacie PDF ]
Powered by wordpress | Theme: simpletex | © Nie istnieje coś takiego jak doskonałość. Świat nie jest doskonały. I właśnie dlatego jest piękny.