[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Na czarny koronkowy stanik włożyła prześwitującą jedwabną bluzkę oraz sznur pereł, w sposób na tyle krzykliwy, by sugerować, że dostała je w spadku.Na wierzch dodała jeszcze pożyczony od Raven haftowany żakiet, kupiony za ułamek prawdziwej wartości podczas wycieczki naukowej do górzystej krainy Lyonesse.Ostatni szlif stanowił delikatny makijaż.Przyglądając się rezultatowi w lustrze, Jane stwierdziła, że optycznie jest wcieleniem dziewczyny z Tegów, która ma pieniądze i chce uchodzić za bezczelną elfią gówniarę.Faunie rękawiczki były zaraz z przodu.Jane przeszła obok nich, nawet nie spojrzawszy - taką miała zwykle technikę.Zatrzymała się przy prostych sukienkach z pajęczej przędzy, które kleiły się do palców przy dotyku, potem przeszła długą, krętą alejką między jesiennymi szalami i torebkami w pięknym bogatym brązie wyschłych dębowych liści.Spłoszyła wiewiórkę, która uciekła i skryła się między wełnianymi spódnicami.Wszędzie czuła na sobie ucisk małych, bystrych oczek.Gdy jednak odwracała się, okazywało się, że sklepowy personel trzyma się dyskretnie na dystans, głowy ma odwrócone, stara się być niedostrzegalny.A troskliwość mieli opanowaną do perfekcji.Ewidentnie, kradzież zuchwała.Złapać i w nogi.Naprzeciwko lajettatura, po drugiej stronie brukowanego korytarza, znajdowała się ślepa alejka z biurami.Mogła w okamgnieniu przebiec przez kancelarię ubezpieczeniową, wypaść tylnymi drzwiami, skręcić za róg i zniknąć w damskiej toalecie.Wejść do kabiny, wspiąć się na sedes i schować w podwieszanym suficie.Już odsuwała jeden z dźwiękochłonnych paneli i sprawdzała, czy nie ma trolli.Trzeba było tylko trochę tupetu i trochę szybkości.Zrobiła długi, powolny wdech, żeby się uspokoić.- Młoda panno.- Jej dłoni dotknął smukły i pełen szacunku fej w nieskazitelnie anonimowym garniturze.- Chciałbym zamienić z panią słowo.- Nie wydaje mi się.- Zaczęła się odwracać, po czym sapnęła z bólu, gdy zacisnął jej dłoń na przegubie.Przepraszający uśmiech nie sięgał oczu.- O, tam jest dobre miejsce.W cieniu morskozielonej kolumny stały dwa szare pluszowe fotele.Mężczyzna puściłJane, żeby mogła usiąść.Potem on również usiadł, delikatnie podciągając spodnie w kolanach, żeby się nie wypchały.Obrócił fotel odrobinę w jej stronę.Musieli wyglądać jak starzy przyjaciele na dyskretnej pogawędce.- Nazywam się Ferret.Jestem detektywem sklepowym.Nie mogłem nie zauważyć, że planuje pani kradzież jakichś naszych towarów.Jane nasyciła głos oburzeniem:- Nie może pan wyciągać takich wniosków od samego patrzenia.- Nie? Wszyscy ujawniamy o sobie więcej niż nam się wydaje.Zobaczmy: jakie to delikatne sygnały można dojrzeć u pani.Proszę się nie denerwować i nie zaprzeczać.To tylko ćwiczenia.- Patrzył na nią uważnie przez chwilę.Powieki opadły nisko na oczy równie białe jak zęby.- Jest pani człowiekiem, podmieńcem, studiuje pani na Uniwersytecie.Raczej magia niż humanistyka.To widać jak na dłoni.I nie kradnie pani dla siebie.- Cmoknął z żalem.-Kogoś kręci zmuszanie pani do tego.Przykre to, ale częstsze niż się pani wydaje.Jednak nie jest pani taka zwyczajna, jak się na pierwszy rzut oka wydaje.Ciągnie się za panią jakiś cień, jakiś powiew zimnego metalu.Gdzieś daleko jest fabryka, która chciałaby mieć panią z powrotem, młoda panno.Zaczęła wstawać.Ferret jednak klepnął ją dłonią w kolano i powstrzymał.- Proszę.Nasi klienci wymagają spokojnego i przyjemnego klimatu.Jeśli nie będzie pani współpracować.no cóż.Ale pani będzie, prawda?Usiadła.Ferret uniósł pytająco brew.Jane kiwnęła ponuro głową.- Tak.Będę współpracować.- Świetnie.Przypominam, że to jest przyjacielska rozmowa, nic więcej.- Wyjął z zewnętrznej kieszeni srebrną tabakierkę, a z niej pastylkę na gardło.Jej nie poczęstował.Mały ciemnoszary trznadel, siedzący na wieszaku z włoskimi apaszkami, wzbił się w powietrze i odleciał.- Jest pani bardzo samotnym dzieckiem.Proszę powiedzieć, wie pani, jakie kary grożą za sklepowe kradzieże?Kiedy pokręciła głową, zasznurował wargi.- To ja pani powiem.Za kradzież pary rękawiczek - w każdym razie, o takiej jakości, jak w naszym sklepie - karą byłaby chłosta, publiczne napiętnowanie i może także utrata jednej dłoni [ Pobierz całość w formacie PDF ]
Powered by wordpress | Theme: simpletex | © Nie istnieje coś takiego jak doskonałość. Świat nie jest doskonały. I właśnie dlatego jest piękny.