[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.przypuszczam, że zanadto związaliśmy się z Rachel.zawsze chcieliśmy ją osłaniać.i wynagrodzić jej to.Wynagrodzić problemy, jakie miała zplecami.jeszcze przez wiele lat.wynagrodzić za to, że nas tam nie było.O tak, stary pryk naprawdę płakał.Czemu musiał się rozpłakać? To utrudniałoLouisowi podsycanie płomienia czystej, nieskalanej nienawiści.Utrudniało, lecz nie unie-możliwiało.Z rozmysłem przywołał w pamięci obraz Goldmana, sięgającego do kieszenismokingu, po pękatą książeczkę czekową.nagle jednak z tyłu ujrzał Zeldę Goldman,niespokojnego ducha w cuchnącym łóżku, z pobladłą, nieczystą twarzą, pełną złości icierpienia, z dłońmi wykrzywionymi niczym szpony.Duch Goldmanów.Oz Wiejki i Wsa-niały.- Proszę - rzekł - proszę, panie Goldman, Irwin, już dosyć.Nie pogarszajmy i tak złejsytuacji, dobrze?- Wierzę teraz, że jesteś dobrym człowiekiem i że źle cię osądzałem, Louis.Posłuchaj,wiem, co myślisz.Czy jestem aż tak głupi? Nie.Głupi, ale nie aż tak.Myślisz, że mówię towszystko, bo teraz już mogę.Myślisz: "Ach tak, dostał to, czego pragnął.Kiedyś jużpróbował mnie kupić", ale.ale Louis, przysięgam.- Dosyć - powiedział łagodnie Louis.- Nie mogę.naprawdę nie mogę znieść anisłowa więcej.- Teraz jego głos także drżał.- W porządku?- Zgoda - odparł Goldman i westchnął.Louis uznał, że to westchnienie ulgi.- Alepozwól mi powiedzieć raz jeszcze, że bardzo cię przepraszam.Nie musisz przyjmować moichprzeprosin, ale dlatego właśnie zadzwoniłem.Przepraszam cię, Louis.- Dobrze.- Louis zamknął oczy.Potwornie bolała go głowa.- Dziękuję ci, Irwin.Przyjmuję przeprosiny.- To ja tobie dziękuję - odrzekł Goldman - i dziękuję za to, że pozwoliłeś im pojechać.Może tego właśnie potrzebują.Spotkamy się z nimi na lotnisku.- Świetnie.- Nagle Louisowi przyszedł do głowy pewien pomysł.Był on szalony i wswym szaleństwie niezwykle pociągający.Zapomni o przeszłości.Pozwoli Gage'owi leżećspokojnie w grobie na cmentarzu Pleasantview.Zamiast próbować ponownie otworzyćzatrzaśnięte drzwi, zamknie haczyk i zasuwę i wyrzuci klucz.Zrobi dokładnie to, copowiedział żonie - uporządkuje ich sprawy i złapie samolot do Chicago.Może nawet spędzątam całe lato, on, żona i znów wesoła córka.Będą chodzić do zoo, planetarium, pływać łódkąpo jeziorze.Zabierze Ellie na szczyt Sears Tower i pokaże jej Środkowy Zachód, rozciągającysię wokół niczym wielka plansza do gry, uśpiona, bogata.A potem, kiedy nadejdzie połowa sierpnia, wrócą do tego domu, obecnie tak smutnegoi mrocznego, i może stanie się to dla nich nowym początkiem.Może na nowo rozpocznąprząść nić swego życia.To, co teraz tkwiło w ich warsztacie tkackim, było brudne, spryskanezeschniętą krwią.Ale czy nie równałoby się to zamordowaniu jego syna? Zabiciu go po raz drugi?Głos wewnątrz jego głowy próbował przekonać go, że to nieprawda, ale on nie chciałsłuchać.Błyskawicznie go wyciszył.- Irwin, muszę już iść.Chcę dopilnować, by Rachel zabrała wszystko, czegopotrzebuje, a potem położyć ją do łóżka.- W porządku.Do widzenia, Louis i.Jeśli jeszcze raz powtórzy, że jest mu przykro, zacznę krzyczeć.- Do widzenia, Irwin - odparł i odwiesił słuchawkę.Gdy wszedł na górę, wszędzie walały się ubrania.Bluzki na łóżkach, stanikiprzewieszone przez oparcia krzeseł, spodnie na wieszakach zaczepionych o klamki.Podoknem w karnym szeregu, niczym żołnierze, stały buty.Najwyraźniej pakowała się wolno,lecz fachowo.Louis widział, że będzie potrzebowała co najmniej trzech, może czterech wali-zek, uznał jednak, że nie ma sensu się o to spierać.Zamiast tego postanowił jej pomóc.- Louis - powiedziała, gdy zamykali ostatnią walizkę (musiał ją przysiąść, nim Rachelzdołała zatrzasnąć zamki) - jesteś pewien, że nie masz mi nic do powiedzenia?- Na miłość boską, kochanie, o co ci chodzi?- Nie wiem o co - odparła spokojnie.- Dlatego pytam.- Myślisz, że co zrobię? Wymknę się do burdelu, dołączę do cyrku, co jeszcze?- Nie wiem, ale to wszystko wygląda dziwnie.Mam wrażenie, jakbyś próbował się naspozbyć.- Rachel, to śmieszne.- Wypowiedział to słowo z gwałtownością, częściowo zrodzonąz bezradności.Nawet w tak trudnych okolicznościach poczuł zawód, iż tak łatwo goprzejrzała.Rachel uśmiechnęła się słabo.- Nigdy nie byłeś dobrym kłamcą, Lou.Znów zaczął protestować, ona jednak uciszyła go.- Ellie śniło się, że umarłeś - powiedziała.- Zeszłej nocy.Obudziła się z płaczem, a japoszłam do niej.Spałam z nią dwie, trzy godziny, potem wróciłam do ciebie.Mówiła, że wjej śnie siedziałeś przy kuchennym stole i miałeś otwarte oczy, ale wiedziała, że nie żyjesz.Mówiła, że słyszała wozy strażackie i czuła woń spalenizny, i powiedziała, że słyszała teżkrzyk Steve'a Mastertona.Louis spojrzał na nią wstrząśnięty.- Rachel - rzekł w końcu - jej brat dopiero co umarł.To zupełnie normalne, że śni jejsię, iż inni członkowie rodziny.- Owszem, sama tak sądziłam, ale sposób, w jaki to opowiadała.wszystkie teszczegóły.miałam wrażenie, jakbym słyszała proroctwo.- Zaśmiała się słabo.- A możetrzeba było tam być.- Możliwe - odparł Louis.Mimo że przemawiał rozsądnie, czuł, jak na jego ciele występuje gęsia skórka.Miał wrażenie, że zjeżyły mu się włosy.Miałam wrażenie, jakbym słyszała proroctwo [ Pobierz całość w formacie PDF ]
|
Odnośniki
|