[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Mieli ze sobą dodatkową płachtę okrywającą na lepiej izolowany, dwuściankowy namiot, ale na razie nie było powodu jej używać.Rozpostarli swoje futrzane śpiwory i na owalnej podłodze zostało tylko tyle miejsca, by zmieścić kosze nośne i ustawić inne rzeczy wzdłuż ścianek.Było tam również miejsce dla Wilka, na wypadek złej pogody.Z początku mieli dwa odrębne śpiwory, ale szybko udało im się je połączyć i spali razem.Kiedy namiot już stał, Jondalar poszedł zebrać więcej drewna, żeby uzupełnić zastane zapasy o to, co sami zużyją, a Ayla zaczęła przygotowywać posiłek.Umiała rozniecić ogień za pomocą narzędzi znalezionych w kopcu, przez kręcenie w dłoniach długiego patyka opartego o podstawkę z drewna, co tworzyło żar, który można było rozdmuchać w płomień, ale miała własny, unikatowy zestaw do krzesania ognia.Kiedy mieszkała sama w dolinie, dokonała odkrycia.Przypadkowo podniosła z kamienistej plaży kawałek pirytu żelaza zamiast swojego młotka, którego używała do wyrobu krzemiennych narzędzi.Często rozniecała ogień i natychmiast zrozumiała znaczenie dużej iskry, którą wykrzesała, uderzając o krzemień pirytem żelaza.Z początku szło jej to opornie, ale już dawno wypracowała sobie najlepszy sposób używania kamienia ognistego.Teraz potrafiła rozpalić ogień szybciej, niż mógł to sobie nawet wyobrazić ktoś, kto ciężkim wysiłkiem niecił ogień za pomocą kijka i podstawki.Za pierwszym razem, kiedy Jondalar to zobaczył, nie wierzył własnym oczom, a uznanie tego za czysty cud przyczyniło się do zaakceptowania jej przez Obóz Lwa, gdy Talut chciał ją zaadoptować.Myśleli, że użyła do tego magii.Ayla także wierzyła, że to magia, ale uważała, że magia jest w kamieniu ognistym, a nie w niej.Zanim na dobre opuścili dolinę, Ayla z Jondalarem zebrali tyle tych szarożółtych, metalicznych kamieni, ile mogli, bo nie wiedzieli, czy kiedykolwiek znajdą je w innym miejscu.Kilka dali Obozowi Lwa i innym Mamutoi, ale wiele im jeszcze zostało.Jondalar chciał je pokazać swoim ludziom.Możliwość szybkiego rozniecenia ognia była w wielu wypadkach niezmiernie użyteczna.Pośrodku kręgu kamieni młoda kobieta ułożyła nieduży kopczyk z wysuszonych wiórków kory i puch z wierzbówki jako hubkę, a obok położyła drugi kopczyk z gałązek i drzazgę na podpałkę.Obok leżało kilka suchych gałęzi ze sterty drewna.Pochylając się nad hubką, Ayla trzymała kawałek pirytu żelaza pod kątem, który dawał najlepsze rezultaty, i uderzyła kawałkiem krzemienia w magiczny żółtawy kamień pośrodku rowka, który się wytworzył od długiego użycia.Duża, jasna iskra skoczyła z kamienia i wylądowała na hubce, a w powietrze uniosła się strużka dymu.Szybko osłoniła ją dłonią i delikatnie dmuchnęła.Mały punkt żaru rozjaśnił się czerwonym błyskiem i rozprysnął w wiele słonecznożółtych iskierek.Następne dmuchnięcie zaowocowało małym płomykiem.Dodała gałązki i drzazgi, a kiedy już się dobrze paliły, dorzuciła suchych gałęzi.Kiedy Jondalar wrócił, w ogniu grzało się już wiele okrągłych kamieni, zebranych z wyschniętego miejsca koło rzeki, solidny kawałek mięsa żubrzego piekł się na rożnie nad ogniskiem, a kapiące z niego krople tłuszczu skwierczały w zetknięciu z płomieniami.Ayla wymyła i pokroiła kłącza pałki wodnej i białe, pełne skrobi korzenie z ciemnobrązową skórą, zwane orzeszkami ziemnymi, żeby je włożyć do ciasno splecionego, wodoszczelnego kosza na wpół wypełnionego wodą, w którym czekał obrośnięty tłuszczem ozór.Obok leżała mała kupka dzikich marchewek.Wysoki mężczyzna rzucił na ziemię ładunek drewna.–Już wspaniale pachnie! – powiedział.– Co robisz?–Pieczeń z żubra, ale to na podróż.Łatwo jeść zimną pieczeń po drodze.Na dziś wieczór i na rano gotuję zupę z ozora, warzyw i kawałka mięsa, który nam został z Obozu Ostnicy.Wydobyła patykiem gorący kamień z ogniska i obtarła go z popiołu gałązką z liśćmi.Potem wzięła drugi patyk i używając ich razem jak cęgów, podniosła kamień i wpuściła do kosza z wodą i ozorem.Syczał i parował, oddając swój żar wodzie.Szybko dodała jeszcze kilka kamieni, trochę pociętych liści, które wcześniej przygotowała, i przykryła kosz.–Co włożyłaś do zupy?Ayla uśmiechnęła się.Zawsze lubił znać wszystkie szczegóły jej sztuki kulinarnej, nawet zioła, z których parzyła herbatę.To była jeszcze jedna cecha, która ją zadziwiała, bo żadnemu mężczyźnie klanu nie śniłoby się nawet okazanie takiego zainteresowania czymkolwiek, co znajdowało się w gestii kobiet, chociaż mógł być tego ciekawy.–Poza korzeniami dodam zielone czubki pałki wodnej, cebulki, liście i kwiaty zielonej cebuli, pokrojone na krążki łodygi ostu, groszki ze strąków mlecznej wyki oraz trochę szałwii i tymianku dla zapachu.A jeszcze może trochę podbiału, bo ma taki słony smak.Jeśli będziemy szli koło Morza Czarnego, to może uda nam się zdobyć trochę soli.Zawsze mieliśmy sól w klanie.Chyba też rozetrę trochę chrzanu, który znalazłam rano, do pieczeni.Nauczyłam się tego na Letnim Spotkaniu.Jest ostry i nie trzeba go dużo, ale nadaje mięsu dobry smak.Chyba ci będzie odpowiadać.–A na co są te liście? – spytał, wskazując na pęczek, który zebrała, ale teraz o nim nie wspomniała.Lubił wiedzieć, czym przyprawia żywność.Smakowały mu jej potrawy, ale były niezwykłe.Były tam smaki i zapachy odmienne od tych, do jakich przyzwyczaił się w dzieciństwie.–To jest podbiał do zawinięcia na drogę gotowej pieczeni.Na zimno są bardzo smaczne razem.– Przerwała i zamyśliła się.– Może posypię jeszcze pieczeń popiołem drzewnym; także ma trochę słony smak.I dodani nieco pieczeni do zupy, jak już będzie rumiana, dla koloru i zapachu.Z ozorem i pieczonym mięsem powinna wyjść pożywna zupa, a na rano dobrze będzie ugotować do niej trochę ziarna, które mamy.Ozór też zostanie, ale owinę go w siano i włożę do torby na mięso, na później.Zmieści się, nawet z resztą surowego mięsa, włącznie z kawałkiem dla Wilka.Dopóki nocami jest zimno, nie powinno się zepsuć.–To wszystko brzmi tak smakowicie, że nie mogę się doczekać – powiedział Jondalar z uśmiechem pełnym oczekiwania i jeszcze czegoś, czego Ayla nie umiała odgadnąć.– Aha, czy masz zapasowy kosz, którego mogę użyć?–Tak, ale po co ci?–Powiem ci, jak wrócę – rzekł z tajemniczym uśmieszkiem.Ayla obróciła pieczeń, a potem wyjęła kamienie z kosza i włożyła nowe, gorące.Kiedy potrawy się gotowały, zaczęła sortować zioła, które zebrała na “odpędzacz Wilka”, odkładając na bok rośliny przeznaczone do jej własnego użytku.Rozgniotła trochę chrzanu w kilku kroplach rosołu na ich własny posiłek, a potem zaczęła rozcierać resztę ostrego korzenia i ubijać inne ostre, cierpkie zioła o mocnym zapachu, które zebrała rano, starając się osiągnąć najbardziej niemiłą kombinację, jaką umiała sobie wyobrazić [ Pobierz całość w formacie PDF ]
Powered by wordpress | Theme: simpletex | © Nie istnieje coś takiego jak doskonałość. Świat nie jest doskonały. I właśnie dlatego jest piękny.