[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Chyba jednak nie bardzo w to wierzyłem.Ludzie zawsze opowiadali o wiewiórkach latających w nocy i sądziłem, że prawdopodobnie był to nietoperz, którego ktoś pomylił z wiewiórką.Ale to tutaj zdecydowanie nie było nietoperzem.– Z krzywym uśmieszkiem dodał: – Teraz ja będę jednym z tych, którym nikt tak naprawdę nie wierzy, że widzieli latające wiewiórki.–Cieszę się, że to była tylko wiewiórka – powiedziała Ayla, którą nagle przeszedł dreszcz.Spojrzała w niebo i zobaczyła, że duża chmura nasuwała się na słońce.Dreszcz przeszedł jej po plecach, chociaż nie było właściwie zimno.– Nie wiedziałam, co Wilk wywęszył tym razem.Czując się trochę głupio, że tak ostro zareagował na wyimaginowane niebezpieczeństwo, Jondalar poluzował uchwyt miotacza, ale nadal go trzymał.–Myślałem, że to może być niedźwiedź.Szczególnie że las jest taki gęsty.–Koło rzek zawsze rośnie trochę drzew, ale takich nie widziałam od czasu, jak odeszłam z klanu.Czy to nie jest dla nich dziwne miejsce?–Jest niezwykłe.To miejsce przypomina mi krainę Sharamudoi, ale oni są na południe stąd, jeszcze bardziej na południe niż te góry, które widać na zachodzie, w okolicach Dunaju, Wielkiej Matki Rzeki.Nagle Ayla zamarła w miejscu.Szturchnęła Jondalara i w milczeniu wskazała ręką.Z początku nie wiedział, co zwróciło jej uwagę, ale po chwili zauważył lekki ruch rudego futra i zobaczył rozgałęzione poroże sarny.Zamieszanie i woń wilka przykuły małe zwierzę w jednym miejscu.Stało bez ruchu, schowane za krzewami i czekało, żeby zobaczyć, czy należy się obawiać tego drapieżnika.Kiedy czworonożny myśliwy odbiegł, ostrożnie zaczęło się wycofywać.Jondalar nadal trzymał w ręku miotacz z oszczepem.Podniósł go powoli, wycelował i cisnął oszczep w podgardle sarny.Niebezpieczeństwo, którego się bała, przyszło z niespodziewanej strony.Silnie rzucony oszczep sięgnął celu.Sarna próbowała jeszcze odskoczyć, zrobiła kilka chwiejnych kroków i runęła na ziemię.Ucieczka wiewiórki i nieudany pościg kuny poszły w zapomnienie.Jondalar kilkoma susami dopadł sarny, a Ayla tuż za nim.Podczas gdy Ayla trzymała łeb, Jondalar przyklęknął obok wciąż walczącego o życie zwierzęcia i przeciął mu gardło ostrym nożem, żeby szybko zakończyć jego mękę i upuścić krew.Wstał.–Sarno, kiedy twój duch powróci do Wielkiej Matki Ziemi, podziękuj jej, że dała nam zwierzę twojego rodzaju, abyśmy mogli jeść – powiedział cichym głosem.Stojąca obok Ayla przytaknęła, a potem pomogła mu obedrzeć ze skóry i poćwiartować ich obiad.ROZDZIAŁ 7–Strasznie nie chcę zostawiać tej skóry.Jest zawsze taka miękka po wyprawieniu – powiedziała Ayla, wkładając ostatnie kawałki mięsa do torby.– A widziałeś futro tej kuny?–Nie mamy czasu na wyprawianie skór i nie możemy zabrać ze sobą więcej, niż już mamy – odparł Jondalar.Montował trójnóg z pali, na którym miała zawisnąć torba z mięsem.–Wiem, ale i tak nie chcę tego zostawiać.Zawiesili torbę z mięsem; Ayla spojrzała w kierunku ogniska, myśląc o jedzeniu, które właśnie się tam gotowało, chociaż nie było tego widać.Gotowało się w ziemnym piecu, w dole wykopanym w ziemi i wyłożonym gorącymi kamieniami, w który włożyła sarninę posypaną ziołami razem z grzybami, zawijkami paproci orlicy i kłączami pałki, jakie zebrała wcześniej, a wszystko owinięte w liście podbiału.Na to nałożyła więcej rozgrzanych kamieni i przykryła warstwą ziemi.Potrwa trochę, zanim będzie gotowe, ale cieszyła się, że zatrzymali się dość wcześnie – i mieli dość szczęścia, żeby upolować świeże mięso – by je w ten sposób ugotować.To była jej ulubiona metoda gotowania, ponieważ mięso nabierało wówczas zapachu i miękkości.–Gorąco mi.Powietrze jest ciężkie i wilgotne.Idę się ochłodzić – oznajmiła.– Umyję także głowę.Widziałam tu niedaleko mydlnicę.Też się wykąpiesz?–Tak, chętnie.Może nawet też umyję głowę, jeśli znajdziesz dość mydlnicy, żeby starczyło i dla mnie – powiedział Jondalar z oczyma przymrużonymi w uśmiechu i podniósł pasmo przetłuszczonych włosów, które spadło mu na czoło.Poszli razem szerokim, piaszczystym brzegiem rzeki.Wilk pobiegł za nimi, wpadając w pobliskie zarośla, badając nowe zapachy.Potem popędził naprzód i zniknął za zakrętem.Jondalar zobaczył ślady kopyt końskich i łap wilczych, które zostawili wcześniej.–Zastanawiam się, czy ktokolwiek jeszcze zostawia takie ślady?–Jak byś je odczytał?–Gdyby ślady Wilka były wyraźne, powiedziałbym, że wilk tropi dwa konie, ale w kilku miejscach widać wyraźnie, że odcisk konia jest na odcisku wilka, nie mógł więc iść za nimi.Idzie z nimi.To by zbiło myśliwego z tropu – powiedział.–Nawet gdyby ślady Wilka były wyraźne, zastanawiałabym się, dlaczego wilk idzie za parą koni.Ślady pokazują, że oba są silne i zdrowe, ale popatrz na te odciski, jakie są głębokie, i na układ kopyt.Widać, że konie niosą ciężar – powiedziała Ayla.–To także zbiłoby myśliwego z tropu.–O, tutaj są – powiedziała Ayla na widok dość wysokich roślin z różowymi kwiatami i liśćmi w kształcie grotów do oszczepów, które zauważyła wcześniej.Za pomocą kija-kopaczki szybko poluzowała wiele korzeni i wyrwała je.W drodze powrotnej szukali płaskiego kamienia lub twardego kawałka drewna oraz okrągłego kamienia, żeby zmiażdżyć mydlnicę i upuścić saponiny, pieniące się w wodzie w czyszczące mydliny.Przy zakręcie w górze rzeki, ale niezbyt daleko od obozowiska, mała rzeka wypłukała basen, w którym woda sięgała do pasa.Była zimna i odświeżająca.Po umyciu się poszli zbadać kamienistą rzekę, pływając i brodząc pod prąd, aż zatrzymał ich spieniony wodospad i szybkie bystrzyny tam, gdzie dolina zwężała się, a jej zbocza stawały bardziej strome.Przypomniało to Ayli rzeczkę w jej dolinie, z jej pieniącym się, rozpryskującym wodospadem, który blokował drogę w górę rzeki, chociaż reszta okolicy przypominała jej bardziej górskie zbocza wokół jaskini, gdzie wyrosła.Tam też był wodospad, ale spokojniejszy, spadający po omszałych kamieniach, nieopodal małej jaskini, którą uznała za swoją własność i w której wiele razy szukała schronienia.Pozwolili się znieść prądowi wody, opryskując się wzajemnie i zaśmiewając przez całą drogę.Ayla kochała dźwięk śmiechu Jondalara.Chociaż nie szczędził uśmiechów, śmiał się rzadko, zachowując na ogół powagę, ale kiedy się roześmiał, był to taki serdeczny śmiech, że aż zaskakiwał.Było nadal ciepło, kiedy wyszli z rzeki i wytarli się.Ciemna chmura, którą Ayla zauważyła przedtem, zniknęła z nieba nad nimi, ale słońce obniżało się ku ciemnej masie obłoków wiszących na zachodzie, których ociężały ruch podkreślały jeszcze poszarpane pasma poniżej, szybko płynące w odwrotnym kierunku [ Pobierz całość w formacie PDF ]
Powered by wordpress | Theme: simpletex | © Nie istnieje coś takiego jak doskonałość. Świat nie jest doskonały. I właśnie dlatego jest piękny.