[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Tantau potrząsnął przecząco głową i oświadczył:- Byłaby to strata czasu.- To niech pan idzie na spacer!- To naprawdę bardzo wielkodusznie z pańskiej strony - mruknął Tantau.- Mimo to prosiłbym, aby mi pan oszczędził na stare lata niepotrzebnych wypraw.- To czego pan właściwie chce? - Giseniusa ogarnęło lekkie zdenerwowanie.- Wykonał pan nasze zlecenie i koniec na tym, nie mamy dla pana żadnej innej roboty.- Zawsze jest coś do roboty, niestety także i dla ludzi takich jak ja.- Tantau uśmiechnął się niemal z zakłopotaniem.- I jeżeli to panu odpowiada, chciałbym wyjaśnić pewną kwestię.A mianowicie: co może skłonić małego chłopca do tego, aby się w kwietniu rozebrał i wszedł do stawu? Ogromnie mi zależy na odpowiedzi.- Do czego jest ona panu potrzebna? - zapytał Gisenius.- Tego jeszcze nie wiem - powiedział Tantau.- Może jest to po prostu jedno z moich dziwactw.Kerze mrugnął znacząco w stronę Giseniusa.Mrugnięcie to miało zapewne oznaczać: jest to najwygodniejszy sposób, abyśmy mogli się go pozbyć.Potem powiedział:- Zaszkodzić to nie zaszkodzi.- Jeżeli tak sądzisz.- poddał się Gisenius.I on był rad, że będzie można skierować Tantaua na inne tory.- Dziękuję za zaufanie, postaram się go nie zawieść - rzekł Tantau.Kiedy drzwi się za nim zamknęły, Kerze zawołał:- No, tegośmy się szczęśliwie pozbyli!- Może w ogóle nie należało zadawać się z tym człowiekiem - rzekł niepewnie Gisenius.- Wie za dużo, a to może być niebezpieczne.- Najważniejsze - powiedział Kerze beztrosko - że nareszcie mamy to, czegośmy chcieli: ten adres!Gisenius dał mu odczuć, że został źle zrozumiany.Westchnął i nacisnął jeden z guzików zamontowanych na jego biurku.- Napijesz się czegoś? - zapytał się Kerzego.Po chwili zjawił się kierownik kancelarii.Gdy zachodziła potrzeba, potrafił się zachowywać jak angielski mikser.Stanął przy drzwiach w wyczekującej pozie.- Proszę o koniak - powiedział Kerze.Na to Gisenius:- Niech nam pan przyśle butelkę koniaku i kieliszki.Potem proszę zadzwonić do zajazdu „Am Altem Postamt”, ale dyskretnie, nie wymieniając mego nazwiska.Niech pan tylko zapyta, czy mieszka tam niejaki Michel Meiners.To wszystko.Kierownik kancelarii oddalił się z godnością.- Komplikacji - rzekł Kerze - nigdy się nie da uniknąć.Rzecz najważniejsza: poradzić sobie z nimi.A my sobie poradzimy!- Zawsze podziwiam twój optymizm - rzekł Gisenius z pobłażliwą życzliwością.- W tym jednak wypadku niestety go nie podzielam.Mam szereg wątpliwości.- To miej.- Kerze powiedział to z wielką pewnością siebie.- A więc dobrze - rzekł Gisenius, a na jego twarzy nie drgnął nawet ani jeden mięsień.- Sięgnijmy w przeszłość.Meiners znalazł się wtedy na pozycji mocno wysuniętej w stronę nieprzyjaciela.- Powiedzmy sobie szczerze: było to stanowisko, na którym czekała człowieka pewna śmierć - powiedział Kerze, zagłębiając się we wspomnienia.- Drogi przyjacielu - rzekł Gisenius łagodnie, ale ostrzegawczo - uważam, że w przyszłości należy bezwarunkowo unikać tego rodzaju prowokacyjnych sformułowań.Pod żadnym warunkiem nie możemy dopuścić do tego, żeby powstał taki obraz sytuacji, który byłby dla nas niebezpieczny.- No dobrze.- Kerze był gotów nie upierać się przy swoim sformułowaniu.- Meiners zatem zajął stanowisko mocno wysunięte w stronę nieprzyjaciela.- Dobrze, tak właśnie było - powiedział Gisenius.- Owo stanowisko w lasku trzysta siedem znalazło się wkrótce pod koncentrycznym ogniem wroga.My jednakże zdołaliśmy ujść.Uszliśmy wszyscy.Wszyscy! A więc i Meiners.- Niestety nie - zareplikował Gisenius.- Jakkolwiek dziś skłonni jesteśmy przyjąć, że Meiners wcale nie był martwy, to jednak wydaje się być pewnym, że znajdował się w stanie podobnym do śmierci.To znaczy, był ciężko ranny.Możesz to sobie wyobrazić? Był jak martwy! Co się stało później, jeszcze nie wiemy.Może trzeba było lat, żeby mógł znów stanąć na nogi.Niejedno mógł tymczasem przeżyć, może niewolę, a może doznał takich obrażeń cielesnych, że mu to pozostało już na zawsze i jest kaleką.- Tak czy inaczej, żyje! - powiedział Kerze szorstko.- Nie chodzi już więc o jego życie.- Mimo to pozostaje ciągle jeszcze ta paskudna historia, która się zdarzyła w nocy z tą dziewczyną.Czy wtedy nie uznaliśmy, oczywiście z czystym sumieniem, za jedynego możliwego winowajcę właśnie Meinersa?- Cholera jasna! - wrzasnął Kerze.- Od dawna już pytam samego siebie: kiedy wreszcie ta przeszłość zacznie być naprawdę przeszłością?- Drogi przyjacielu - rzekł Gisenius niemal uroczyście - twierdziłem wówczas, że trzeba za wszelką cenę odciążyć tych, którzy są naprawdę niewinni.Niestety prowadzi do tego jedyna droga: trzeba znaleźć naprawdę winnych!- Ale jak to zrobić?Gisenius pochylił głowę, chcąc tym gestem wyrazić pokorę i poddanie się losowi.- Wyciągnięcie ostatecznych wniosków z naszych rozważań przychodzi mi niezmiernie ciężko.Muszę bowiem zapytać: kto wtedy jedynie i wyłącznie ponosił odpowiedzialność?- Schulz? - zapytał bardzo ostrożnie Kerze.Gisenius z ciężkim sercem kiwnął potakująco głową.- On był dowódcą.On jeden miał prawo wydawać rozkazy.Nic się nie działo bez jego wiedzy i zgody.Wedle prawa wojennego jedynie on rozstrzygał o każdym drobiazgu.A więc wyłącznie jego można czynić odpowiedzialnym za to, co się stało.Jest mi naprawdę bardzo przykro, że muszę to powiedzieć.Czy można jednak wyciągnąć wniosek bardziej logiczny i przejrzysty?- A więc Karl Schulz - rzekł zdecydowanie Kerze.- Nie odgradzajmy się od tego niezwykle drażliwego wydarzenia, które miało miejsce owej nocy.Uczciwość pozwala na jeden tylko wniosek: praktycznie tylko jeden jedyny człowiek może tu wchodzić w rachubę.Powiedziałbym nawet, że z psychologicznego punktu widzenia upatrywanie wyłącznie w nim winnego jest nie do obalenia.Cała jego postawa w owych latach, jego wątpliwe pojęcie o moralności, jego rozwiązły tryb życia, wszystko wskazuje wyłącznie na niego.Oczywiście wiesz, kogo mam na myśli.- Hirscha - odparł Kerze bez zająknienia.- Ten logiczny wniosek wprost sam się narzuca.- Gisenius nie ukrywał zadowolenia, że został tak doskonale zrozumiany.- Oczywiście to wszystko zostaje między nami [ Pobierz całość w formacie PDF ]
Powered by wordpress | Theme: simpletex | © Nie istnieje coś takiego jak doskonałość. Świat nie jest doskonały. I właśnie dlatego jest piękny.