[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.I zaraz: - Ludzie, jeszcze mocniej przywiązać tę kreaturę, porządnym srebrnym drutem opasać jej ręce, nogi i szyję.I wbić w niego jeszcze kilka gwoździ, żeby się nie wyrwał, kiedy padną nań pierwsze promienie słońca.Potem opuścić osadę.Zabieramy się stąd, już teraz, w przeciągu godziny.- To oczywiście był blef, ale Vratza o tym nie wiedział.- Czekajcie! - Szkarłatne ślepia wampira raptem otwarły się szeroko, gdy znów zaczął napierać, już nie z taką siłą, na gwoździe przeszywające mu ciało.Potem, łapiąc dech, prawdziwie wyczerpany, zwisł bezwładnie, jak przedtem gniewnie wpatrując się w Lardisa; tyle że tym razem bezsilnie, bez żadnej nadziei.- I tak już jestem trupem - wydusił z siebie.- Wasze srebro dostało mi się do krwi.Ale.dajesz słowo? Skończysz ze mną gładko?Lardis potwierdził i warknął: - Chociaż na tyle nie zasługujesz.Vratza oparł głowę o krzyż, zamknął oczy i, odetchnąwszy głęboko, powiedział: - Jeden grot nie wystarczy.Strasznie długo byłem niewolnikiem Wrana.Bardzo mało brakowało mi, by stać się Wampyrem.Lardis znów kiwnął głową i spokojnie rzekł:- Zauważyłem.Możesz być pewien, o wszystko zadbamy.- No to.zadawaj te swoje przeklęte pytania i niech będzie po wszystkim!Z boku krzyża i trochę za nim, tuż poza zasięgiem wzroku ukrzyżowanego wampira, bracia Andreia Romaniego złożyli na pustym teraz stole naładowane kusze, gotowe już do strzału, a Kirk Lisescu załadował strzelbę.Nie chcieli, żeby Vratza widział ich przygotowania, bo jeszcze zapragnąłby do końca milczeć.Co jednak dziwne, nie było już w nich nienawiści - nie w odniesieniu do tego tutaj, który i tak był skończony - jedynie ponura determinacja.Lardis zaś rzekł:- Opowiedziałeś nam o tej lady Gniewicy, przywódczyni całej szóstki.Także o twoim panu, Wranie Wścieklicy.Teraz opowiedz mi o pozostałych.Co to za jedni i jak możemy ich rozpoznać?Vratza uniósł głowę prosto i patrzył tępo na spustoszone, dogasające Siedlisko.I odrzekł, jakby prosto w noc:- Jednym z nich jest Gorvi Przechera.Jak wskazuje samo jego miano, jest chytry i śliski niczym węgorz.Jest tam też Spiro, brat Wrana, zwany Zabójczookim.Wampyrzy ojciec tych bliźniaków, Spira i Wrana, miał złe oko.Za młodu potrafił zabijać ludzi - zabijać Cyganów, rozsadzać ich serca - samym tylko spojrzeniem! Bracia też tego próbowali, jak dotąd jednak bez powodzenia.Jest też lord Vasagi Ssawiec.Nie podejmę się próby opisania go, ale.i tak go rozpoznasz na pierwszy rzut oka.I wreszcie, jest Canker Psi Syn, który śpiewa do księżyca i zawsze się wysforuje, dając wielkie susy jak pies albo lis, tyle że trzymając się prosto, na dwóch nogach.Z falujących cieni za zasięgiem ognisk dobiegł jakiś stłumiony krzyk - na wpół westchnienie, na wpół wrzask - i ukazał się Nathan Kiklu, ze wzrokiem przykutym do strasznej, ale i tragicznej postaci na krzyżu.Stojąc w cieniu wozu naprzeciw dogasającego dołu z węgielkami, słuchając wszystkich pytań Lardisa i odpowiedzi Vratzy od Wrana, Nathan niczego z tego nie uronił.Jeszcze przed chwilą jego oczy były jak zamglone lustra: pełne blasku gwiazd i ognia, obce.Nagle jednak ożywił się jak nigdy przedtem.Stanąwszy obok Lardisa, popatrzył twardo na żałosną kreaturę na krzyżu.I.- O co chodziło? - zapytał, a jego dźwięczny młody głos zderzył się z surowością nocy, przeciął ją jak nóż.- Z tym psem czy lisem, sadzącym susami? Canker Psi Syn, tak go nazwałeś?Wampir przekrzywił swą wielką głowę, by przyjrzeć się Nathanowi.Rozpoznał go: to była jedna z pierwszych twarzy, jakie ujrzał, gdy odzyskał przytomność, jeszcze przed rozpoczęciem przesłuchania.Wtedy.ten młokos wyglądał na przerażonego, cofnął się o krok i potknął, uciekł gdzieś, gdzie nie mógł podążyć za nim szkarłatny wzrok Vratzy.Teraz też nie trzymał się pewnie na nogach, ale już nie było w nim lęku.I oto do czego doprowadzono Vratzę: nawet dzieciaki przestały się go bać!Rozciągnąwszy mięsiste wargi, wampir warknął i pokazał Nathanowi rozwidlony język i sztylety zębów.Młodzieniec mimo to nie ruszył się.I w końcu Vratza uśmiechnął się - jeśli to, co zrobił ze swą twarzą można było nazwać uśmiechem - mówiąc:- Byłem w twoim wieku, kiedy wzięli mnie jako dziesięcinę.Od tamtej pory.przeszedłem bardzo długą drogę.- Zerknął na Lardisa.- Do samego końca.Lardis otoczył ramieniem barki Nathana.- Ten młodzieniec jest.jest tym wszystkim żywo zainteresowany - oznajmił.- O? - Vratza przekrzywił głowę, szukając odpowiedzi.Lewy kącik ust Nathana drgnął.- Chodzi.chodzi o moją dziewczynę.Ten niby-pies, Canker, ogłuszył mnie i uprowadził ją.Od tamtej pory.już jej nie widziano.- Aha! - mruknął Vratza, przyjąwszy to do wiadomości.I nie zważając już na Nathana, czerwone ślepia zwrócił ku Lardisowi.- To już wszystko? Skończyliśmy?Lardis skinął głową; Kirk Lisescu i pozostali podnieśli broń, wyszli przed krzyż.Vratza zobaczył ich, jego oczyma zawładnęły równocześnie ogień i krew.Rozdziawił koszmarne szczęki i zasyczał, a rozdwojony język wibrował w żebrowanej czerwono gardzieli.- Nie, czekajcie! - Nathan uwolnił się od ręki Lardisa, podniósł dłoń, wskazując potwora na krzyżu.- Chcę, żebyś mi coś powiedział: o Cankerze Psim Synu i o Mishy.Co ją czeka?- Nie! - Lardis wysunął się przed Nathana, wyrzucając w górę ręce, jakby chciał odegnać jakiś koszmar; w istocie chodziło o odegnanie bardzo realnego koszmaru.- Vratza, nic mu nie mów! Na ciebie już pora.Spojrzał na swych ludzi, zajmujących pozycje, i dał znak głową.Ale wampir już mówił - do Nathana.- Moim ostatnim dziełem - powiedział głosem kipiącym jak smoła we wnętrzu wulkanu - będzie skalanie twoich snów raz na zawsze.Pytasz o Cankera? I o swoją dziewczynę?- Tak.- Nathan musiał to wiedzieć.Ale ludzie za nim już podnosili broń, celowali.- Canker zabiera kobiety tylko w jednym celu - wybulgotał Vratza.- By je wykorzystać.A gdy już je wykorzysta, na wszystkie ulubione sposoby - dręczy je, niczym wilk kozy!- Siedź cicho! - ryknął Lardis.Brzęknęła cięciwa kuszy i bełt trafił Vratzę blisko serca, pogrążając się w rozdartej, zakrwawionej piersi aż po same lotki.Ten szarpnął się potężnie i zakrztusił krwią, potem zaczerpnął powietrza - i mówił dalej! Głosem przechodzącym w pisk, a potem w nawałnicę obłąkańczego śmiechu, mówił:- Chłopcze, widzisz ten grot we mnie, jak mnie rozpruwa? Tak rozpruwana jest i ona, choćby w tej chwili.Bo grot Cankera jest równie morderczy.Bez dwóch zdań, rozpierdoli jej nawet serce! Och.ha, ha, haaaaa!Nathan zatoczył się bezładnie, z twarzą bladą jak papier.A kiedy drugi bełt dołączył do pierwszego (choć jeszcze i ten nie utkwił w celu, gdyż ludzie strzelali w pośpiechu, chcąc jak najszybciej uciszyć Vratzę, i dlatego nie trafiali), młodzieniec wyszeptał: - A teraz.teraz chcę, żebyś umarł.Kirk Lisescu spełnił wolę Nathana.Bliźniacze wystrzały, jeden tuż po drugim, zmieniły głowę wampira w miazgę, srebrne kule zniszczyły ostatnie ślady twarzy.Krople i bryzgi krwi leciały wszędzie; strzały odbiły się gromkim echem, najpierw od palisady, potem od wzgórz; Lardis bez ogródek odciągnął Nathana na bok, poza ten czerwony deszcz.- Nie chciałbyś tego na sobie! - wykrztusił.- Jeszcze czego! Nawet powietrze, którym ten sukinsyn oddychał, jest skażone!I znów Nathan uwolnił się od niego, potem chwiejnie uszedł w noc, bo zebrało mu się na wymioty.Usłyszawszy krzyki, spojrzał za siebie i zobaczył krzyż, i wiszącego na nim wampira, a raczej jego czarne zarysy na tle ognia.Vratza od Wrana miał rację, gdy powiedział, że niewiele mu brakowało, by stać się Wampyrem [ Pobierz całość w formacie PDF ]
Powered by wordpress | Theme: simpletex | © Nie istnieje coś takiego jak doskonałość. Świat nie jest doskonały. I właśnie dlatego jest piękny.