[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Nigdy nie słyszałem, żeby ojciec się tak śmiał.Przez chwilę stali naprzeciwko siebie, a potem równocześnie wyciągnęli do siebie ręce.Patrzyłem na tę scenę i miałem wrażenie, że żegnają się bardziej jak towarzysze broni tuż przed ważną bitwą niż jak przyjaciele w czasie pokoju.Gdy Gruszewski wychodził, prysnąłem spod drzwi niczym wystraszony zając.Doktor chyba wyczuł moją niedawną obecność, bo wkładając kapelusz, rozejrzał się bacznie po korytarzu.Ale ja już wtedy leżałem niewinnie na łóżku w swoim pokoju, udając, że czytam jakąś książkę przygodową.W głowie kotłowały mi się różne myśli.Miałem poczucie, że tej nocy w moim domu dotknięto jakiejś wielkiej i groźnej tajemnicy.Wiedziałem jedno – muszę koniecznie dobrać się do biurka ojca i zobaczyć papiery przyniesione przez doktora Gruszewskiego.Przez kilka kolejnych dni nie udało mi się jednak wejść do gabinetu.Albo przesiadywał w nim ojciec, albo starannie go zamykał, wychodząc do pracy.Od wielu lat ojciec pracował w muzeum.Jeżeli oczywiście jego zajęcie można było nazwać pracą.Całymi dniami nudził się w magazynie, katalogując zbiory, które po październikowej Odwilży opuściły reprezentacyjne sale na górze i zeszły tu, rzekłbym – do podziemia.Liczył marmurowe i gipsowe popiersia wodzów rewolucji, odkurzał niepożądane już obecnie portrety przodowników pracy i okropne pejzaże z traktorami na tle zachodzącego słońca.Czasami w przypływie melancholijnego nastroju chwytał za pędzel i domalowywał wodzom błazeńskie czapki lub pozwalał, by z rozkołysanych łanów zbóż zaczęła wyglądać krzywa wieża albo dla odmiany bardzo zgrabna amerykańska aktorka.Ojciec był malarzem, ale tak jak powiedział Jakub Sommer, od lat już nie zajmował się swoją profesją.Nigdy nie widziałem żadnego jego obrazu, a jeżeli nawet były jakieś w domu, to je zniszczył.Kiedyś matka pokazała mi kilka ołówkowych szkiców, które zrobił w czasie wojny; przeraziły mnie naturalizmem i wiernością w oddaniu jej okrucieństwa.Teraz teoretycznie zajmował się konserwacją dzieł sztuki, a tak naprawdę metodycznie je niszczył.O ile to, z czym miał do czynienia, zasługiwało na miano sztuki.Zawsze mówił, że chciałby napisać biografię Pabla Picassa, którego uwielbiał za popieranie republikanów w wojnie domowej.Wspominał często, jak podczas okupacji Picasso robił ogromne ilości odbitek swej Guerniki, które rozdawał niemieckim żołnierzom.Pewnego dnia odwiedził go oficer SS i wręczając mu odbitkę, zapytał: „Czy to pańskie dzieło?”, „Nie.Wasze!” – miał odpowiedzieć Picasso.W naszym domu nie było jednak reprodukcji ani tym bardziej oryginałów obrazów kubistów.Właściwie jak na mieszkanie takiego wielbiciela malarstwa, jakim był ojciec, obrazów nie było wcale.Ot, kilka nieudanych portretów odziedziczonych po przodkach, jakiś landszafcik z gęsiarką pędzącą ptactwo przez ścięte przymrozkiem pola i banalne martwe natury w pokoju stołowym.Jeden tylko obraz bardzo mi się podobał.Wisiał w pokoju mojej siostry i przedstawiał dziwny pejzaż w stylu Davida Friedricha: ponury krajobraz z nagimi zimowymi drzewami i zrujnowanym budynkiem.Obraz był przygnębiający, ale jednocześnie przyciągał z magnetyczną siłą.Pytałem wielokrotnie ojca, skąd wziął się w domu, ale on zbywał to milczeniem.W każdym razie było to jedyne dzieło godne uwagi, jakie mieliśmy, choć tak maleńkie, że można było przykryć je dłonią.Kiedy wreszcie któregoś dnia ojciec wyszedł do pracy i zostawił niezamknięte drzwi do swego gabinetu, błyskawicznie tam wpadłem i zacząłem buszować w biurku.Szuflada, do której wsunięto dokument, była pusta [ Pobierz całość w formacie PDF ]
|
Odnośniki
|