[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.– Co zrobimy z tą, którą mamy sprzedać? Mam jechać z nią od razu czy jak?Jörgen pokręcił głową.– Nie, nie da rady.Z pozostałych nie będzie dziś żadnego pożytku.Musimy jej pozwolić pracować dupą do oporu, a do Sysselbäck odwieziesz ją jutro.Zadzwonię do gościa i mu to powiem.Ten, kto czeka na coś dobrego i tak dalej.Kostia nie zmienił wyrazu twarzy, tylko powoli wypuścił nosem dym.– Okej.Co im jest?– Nie mam pojęcia.Leżą tam po prostu.Ta Sonia ciągle wali w drzwi i o coś prosi.Wodę i lekarstwa.Ledwo nadążam z robotą, bo robię za jakiegoś felczera.– Felczera?– Pomocnika medycznego.Kostia w odpowiedzi zgasił niedopałek w szklance na stole.– A jeśli one muszą do szpitala?– Nie muszą – odparł Jörgen, dopijając kawę.Magdalena krążyła powoli między rozrzuconymi po lesie domkami kempingowymi w Vargbyn.Były podobne do siebie, choć wyglądały na mniejsze i bardziej zniszczone od tych, które pamiętała z dziecięcych wypraw nad jezioro.Na skraju kempingu znalazła numer 14.Jens jeszcze nie przyjechał.Nie widziała w pobliżu żadnego samochodu.Gdzie mam zaparkować? – pomyślała.Nie mogę przecież stanąć przed domkiem.Zwolniła jeszcze bardziej i minęła numer 14, kierując się w stronę wody, ale kilkaset metrów dalej droga kończyła się małym placem manewrowym.Gdzie mogła ukryć samochód? Zawróciła i znów minęła numer 14, rozglądając się za bocznymi dróżkami, w które mogłaby wjechać.Księżyc w pełni świecił wyraźnie między koronami drzew.To komplikowało ich plan.Zakładała z Jensem, że będzie mogła się ukryć w ciemnościach, a teraz było prawie tak jasno jak w dzień.Jedyne możliwe miejsce do parkowania Magdalena znalazła koło domku numer 7.Nie była to kryjówka doskonała, ale zdawała sobie sprawę, że nie ma wyboru.Trzeba mieć nadzieję, że chmury niedługo przesłonią księżyc, pomyślała, wyłączając silnik.Cisza trochę ją wystraszyła.Żeby ją czymś wypełnić, zadzwoniła do Jensa.W chwili, gdy usłyszała pierwszy wolny sygnał, zobaczyła jego samochód skręcający z drogi krajowej i nie czekając, aż odbierze, rozłączyła się, wysiadła z samochodu, zamknęła drzwi i dała mu znak ręką.Jens zatrzymał się i zabrał ją.– Masz sprzęt? – zapytała, wskakując na miejsce dla pasażera.Jens kiwnął głową i zaparkował przy schodach numeru 14.Kiedy otworzył bagażnik i zaczął wyciągać kamery, Magdalena otworzyła drzwi i weszła do środka.Pokój był skromnie urządzony.W jednym rogu stał drewniany stolik, kilka krzeseł i kanapa z tapicerką w kolorze chabrów.W drugim rogu znajdowały się drzwi prowadzące do pomieszczenia, które wyglądało na aneks kuchenny, a na dłuższej ścianie kolejne drzwi – do sypialni.Ktoś przynajmniej włączył ogrzewanie, pomyślała.Temperatura była dość przyjemna.Jens postawił na podłodze czarną torbę i zamknął drzwi.– Jak myślisz? – zapytała Magdalena.– Czy to wypali?Teraz zaczęła się naprawdę denerwować.A jeśli nie uda się sfilmować niczego istotnego? I najgorsze – jeśli zostaną odkryci? Przełknęła ślinę i spojrzała na zegarek.Pięć po siódmej.Mieli niecałą godzinę na zamontowanie sprzętu i wymyślenie wiarygodnego planu.Jens rozsznurował glany i szybko rozejrzał się po domu.– Tu będzie najlepiej – powiedział, dotykając okiennej zasłony.– Mam dwie kamery.Jedną trzeba ukryć za tym.A potem przy drzwiach wejściowych.– To znaczy drugą? Tę powinniśmy mieć tak ustawioną, żeby obejmowała kanapę.–Magdalena wskazała miejsce.– Może postawimy ją na krześle w rogu i czymś przykryjemy.Kołdrą albo kocem z któregoś łóżka.Jens kiwnął głową.– Zajebisty pomysł – powiedział i przeniósł jedno z drewnianych krzeseł przy stoliku na drugi koniec pokoju.Potem przykucnął przed czarną torbą.Magdalena patrzyła, jak wyjmuje dwie kamery i dwa razy sprawdza baterie oraz karty pamięci.– Robiłem to już dzisiaj sto razy – powiedział Jens – ale nigdy za wiele ostrożności, jeśli chodzi o szczegóły.To tak, jak się jedzie za granicę i ciągle sprawdza bilety i paszport, chociaż wiadomo, że leżą w torbie.Umówili się wcześniej, że Magdalena zostanie w pobliżu domku, żeby robić zdjęcia zwykłym aparatem oraz trzymać straż i zadzwonić na policję, gdyby coś poszło nie tak.Kiedy Jens rozmieścił obie kamery i starannie je przykrył, podał Magdalenie ciężkiego canona z teleobiektywem.Znów spojrzała na zegar.Dochodziła za dwadzieścia ósma.– Słuchaj – powiedziała – teraz cię zostawię.Powodzenia.– Dzięki.Kiedy Magdalena wyszła na schody, uderzyła w nią fala zimna.Próbowała nacisnąć czapkę na uszy, rozglądając się dokoła.Gdzie mogłaby się ukryć?Najlepiej przy sąsiednim domku, stwierdziła, po czym poszła odśnieżoną drogą, skręcając po chwili do numeru 12 [ Pobierz całość w formacie PDF ]
Powered by wordpress | Theme: simpletex | © Nie istnieje coś takiego jak doskonałość. Świat nie jest doskonały. I właśnie dlatego jest piękny.