[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Mieszka tam teraz znacznie więcej osób niż na początku.Umierają młodzi, rodzice małych dzieci, z dnia na dzień przybywa sierot.Opiekunowie stosują kwarantannę, ale to nic nie daje, bo maluchy przychodzą do sierocińca już zarażone.- To straszne - wykrztusiłam przez ściśnięte gardło.Cierpiałam razem z Martą.Żadne słowa nie mogły oddać moich uczuć.Oczami wyobraźni ujrzałam uśmiechniętą twarz pani Nederman.Tak wiele jej zawdzięczałam.Gdyby nie ona, nigdy nie poznałabym Marty, Alka i pozostałych, nie wyprowadzono by mnie z getta.Wróciłam myślami do rodziców.Gdy widziałam ich po raz ostatni, wojna już wyssała z nich siły.Nie ulegało wątpliwości, że teraz wiodło im się jeszcze gorzej.Minęłyśmy kościół Świętej Anny.Mojej nowej patronki, pomy-ślałam z gorzką ironią.Dawniej codziennie chodziłam tędy do biblioteki.Starszy mężczyzna, który co rano mył schody, zawsze mnie pozdrawiał.Jeszcze pamiętałam zapach mokrych kamieni.- Jak konkretnie działa ruch oporu?- Pewnie chciałaś spytać dlaczego - sprostowała.Dostrzegłam w jej oczach bezgraniczne zdumienie.Miałam nadzieję, że znowu jej nie rozgniewałam.- Właśnie.- Dlatego że trzeba działać.Nie wolno biernie czekać, aż nas TLRwszystkich wymordują.Tyle to i ja rozumiałam.Już wcześniej słyszałam podobne argumenty z ust Jakuba.- Ale w jakim celu?Marta milczała przez chwilę, jakby rozważała odpowiedź.- Różne frakcje stawiają sobie różne cele.I tym razem nie powiedziała nic nowego.Sama wywnioskowałam z podsłuchanej rozmowy w lokalu na Józefińskiej, że pomiędzy dzia-łaczami istnieją różnice poglądów.- Niektórzy uważają, że należy po kryjomu uratować jak najwięcej naszych, inni chcą jak najszybciej uderzyć na wroga.- Chyba ci drudzy zdają sobie sprawę, że niewiele mogą osiągnąć, prawda, Marto? - spytałam dyplomatycznie.Uważałam atak na doskonale uzbrojonych Niemców za akt samobójczy, jednak pomna poprzedniej reakcji Marty nie kwestionowałam otwarcie racji jej przełożonych.Zastanawiałam się, do którego odłamu należy Jakub.Uświadomiłam sobie, że nie znam zapatrywań własnego męża.Marta przystanęła w miejscu.Zwróciła ku mnie twarz.- Jeżeli przestaniemy wierzyć w sens naszych działań, stracimy wszelką nadzieję.Ruszyłyśmy dalej w milczeniu.Na rogu ulicy Świętej Anny i Plant Marta znów przystanęła.Odgadłam, że nadeszła pora pożegnania.Pochyliłam się, żeby ucałować ją w policzek, ale ona się odsunęła.Zastygłam w bezruchu w nienaturalnej pozycji.- Jeszcze jedno, Aniu.TLR- Słucham?- Chodzi o twojego wuja ze Lwowa.- Ściszyła głos.- Poznałam Jakuba.Zaparło mi dech.Odwróciłam wzrok.Nawet wobec Marty nie śmiałam złamać danej Jakubowi obietnicy.- Nie wiem, o kim mówisz.- Znam prawdę.To twój mąż.Ukrywał to przede mną, ale sama odgadłam ze sposobu, w jaki cię opisał.Zażenowana spuściłam wzrok.- Wybacz, że ci nie powiedziałam.Surowo nakazał mi zachowanie tajemnicy, żeby nikogo nie narażać.- Rozumiem.To wspaniały człowiek.I bardzo cię kocha - dodała nieco ciszej.Wyczuwałam w niej silne emocje, ale nie potrafiłam odgadnąć jakiego rodzaju.- Jeśli znów go spotkasz, powiedz mu, proszę, że i ja go bardzo kocham.- Obiecuję.Głęboko poruszona, chwyciłam jej rękę, jakbym w ten sposób na-wiązywała z moim mężem bezpośrednią łączność.- Cześć, Aniu.Odeszła.W7 drodze do przystanku na Plantach rozpatrywałam bez końca jej słowa.Znała Jakuba, co w gruncie rzeczy nie powinno mnie dziwić.Według mojej oceny ruch oporu nie był zbyt liczny.Widocznie mój mąż darzył ją wielkim zaufaniem, skoro zdradził nasz sekret.TLRChyba że.Usiłowałam odpędzić okropną myśl, ale wciąż krążyła mi po głowie.Czyżby to o nim mówiła, gdy wyznała w getcie, że ukochany nie zwraca na nią uwagi? Tak bezpośrednia osoba jak Marta mogła w jakiś sposób okazać mu uczucie, może nawet spróbowała go pocałować.Pewnie zdradził, że jest żonaty, tylko z konieczności, by delikatnie odsunąć ją od siebie, nie raniąc jej uczuć.Wyobraziłam sobie tę scenę.Serce we mnie zamarło.Zabroniłam sobie zbyt daleko idących rozważań, ale wizja nie znikała.Jeszcze w autobusie myśla-łam z przygnębieniem, że Marta wkrótce go zobaczy, a ja nie.Nie zamierzałam opowiadać Krysi o popołudniowym spotkaniu, ale z jej badawczego spojrzenia przy powitaniu wywnioskowałam, że już wie.- Widziałam dzisiaj Alka - wyznałam wieczorem po rozdaniu upominków, kiedy Łukasz z zachwytem oglądał nowe zabawki.- Tak? - Nie słyszałam w jej głosie zdziwienia.- Powierzył mi pewne.zadanie.- Opisałam jej, czego ode mnie oczekują.- Boisz się, Emmo? - spytała po długim milczeniu.Z wrażenia zapomniała użyć mojego nowego imienia.Wyczytałam z jej oczu, że toczy wewnętrzną walkę.Znała Alka na tyle dobrze, by wiedzieć, że nie narażałby nikogo bez potrzeby, i jeżeli o coś prosił, nie ulegało wątpliwości, że musi tak postąpić.Z drugiej strony martwiła się o mnie.- Okropnie - wyznałam szczerze to, czego nie mogłam zdradzić Marcie.- Nie tylko o siebie.O ciebie, Łukasza, Jakuba, rodziców.o TLRwszystkich.- Obawiasz się wpadki.- Wtedy wszyscy poniesiemy konsekwencje.Podświadomie oczekiwałam pocieszenia, jak zwykle gdy dręczyły mnie rozterki, lecz po raz pierwszy go nie usłyszałam.Krysia milczała co najmniej przez kilka minut ze zmarszczonymi brwiami i zaciśnię-tymi ustami.- Wszystko pójdzie dobrze, na pewno - przemówiłam pierwsza.- Będzie, co ma być, kochanie.Nie musisz mydlić oczu starej kobiecie.Żyjemy w niebezpiecznych czasach, ale jedno wiem na pewno.- Ujęła moją dłoń tak jakoś uroczyście, oczy jej rozbłysły, rysy złagodniały.- Tylko odwaga młodych ludzi, takich jak ty, podtrzymuje w moim sercu nadzieję [ Pobierz całość w formacie PDF ]
Powered by wordpress | Theme: simpletex | © Nie istnieje coś takiego jak doskonałość. Świat nie jest doskonały. I właśnie dlatego jest piękny.