[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Kiedy komandor podszedł bliżej, jeden z narwanych młodzików podpalił ich zawartość butanową zapalniczką.– Panie komandorze, może pokaże nam pan, jak to się robi?Tarkington usiadł, a jeden z lotników postawił przed nim kieliszek.Błękitny płomyk pełgał efektownie nad szklanym naczyniem.Minęło wiele lat, odkąd bawił się w ten sposób po raz ostatni.Czy to w Rocie ubzdryngolił się tak skutecznie, że urwał mu się film, zanim podjechała taksówka.? No, ale teraz w marynarce obowiązywała poprawność polityczna.Nikt już się nie upijał tak jak dawniej.Ropuch zebrał się w sobie, odetchnął głęboko i wlał płonącą brandy wprost do gardła.Miał wrażenie, że trunek pali się aż do żołądka.Kalka ognistych kropel pociekło mu po wargach, ale zlizał je szybko.Czyżbym się palił? Nie, raczej nie, pomyślał.Na wszelki wypadek jednak otarł usta wierzchem dłoni.Zgromadzeni dokoła piloci gapili się nań z otwartymi ustami.– Jezu, panie komandorze! My zawsze zdmuchujemy ogień, zanim chlapniemy brandy!Ropuch nie wiedział, czy się śmiać, czy płakać.– Wy cholerne cipki – mruknął i szybko wychylił kolejny kieliszek.– To nasza rocznica, a ty jesteś pijany!Tarkington czuł się tak, jakby zderzył się czołowo z dużą, co najmniej osiemnastokołową ciężarówką.Otworzył drzwi łazienki i spojrzał z powagą na swoją małżonkę.Zmrużył oczy, które jakoś nie mogły uchwycić właściwej ostrości.– Nie jestem pijany! Odrobinę wstawiony, przyznaję, ale na pewno nie pijany.– Ropuch wypiął pierś, starając się wyglądać możliwie najtrzeźwiej.– Zdawało się szczeniakom, że przepiją takiego starego wyjadacza jak ja – dodał, parskając lekceważąco.– „Zdmuchujemy, zanim chlapniemy"! Ha, ha i jeszcze raz ha!Rita była wściekła.– Tyy.!– Przepraszam – przerwał jej Ropuch, unosząc palec do góry.– Zaczekaj minutkę; zaraz dokończymy dyskusję.Będziesz mogła powiedzieć wszystko, co zechcesz, a jest tego na pewno sporo, więc trochę to potrwa.Więc poczekaj.Zamknął za sobą drzwi łazienki, pochylił się i puścił pawia wprost do klozetu.Kiedy skończył, otarł czoło wilgotnym ręcznikiem.Już czuł się lepiej.Spojrzał w lustro.Wyglądasz fatalnie, stary durniu, pomyślał.Wypił sporą porcję wody, raz jeszcze otarł twarz ręcznikiem, otworzył drzwi i powiedział:– W porządku.Na czym stanęliśmy?Rity nie było.Pokój był pusty, zniknęła nawet jej torba.Ropuch położył się na łóżku.Tak, teraz lepiej.Postanowił, że poleży parę minut, ochłonie nieco i wytrzeźwieje do końca, a wtedy odnajdzie żonę i grzecznie przeprosi.Pokój zawirował mu przed oczami i wrócił na swoje miejsce, gdy Tarkington ułożył się na boku, a po chwili odpłynął w sen.Rita Moravia dostrzegła Jake'a Graftona siedzącego samotnie przy stoliku w kącie jadalni klubu oficerskiego.Wstał, gdy podeszła, by zająć miejsce obok niego.– Sama? Gdzie zgubiłaś Ropucha?– Odsypia.Usiadł do stołu w barze z paroma młodzikami i wypił cztery kieliszki brandy.Cztery! Tyle wystarczyło, żeby padł.Jake Grafton zachichotał.– Od lat nie widziałem, żeby wypił coś więcej niż kufel piwa czy kieliszek wina.– Rzeczywiście nie pije – przytaknęła Rita.– Biedaczysko, już nie ma takiego zdrowia jak dawniej.– Cholernie udana rocznica – zauważył Jake, patrząc jej w oczy.– I tak uważam się za szczęściarę – odparła szczerze.– Ropuch i ja jesteśmy dla siebie stworzeni.Nie mam pojęcia, jakie siły wszechświata decydują o tym, w jaki sposób ludzie dobierają się w pary, ale jestem pewna, że wygrałam szczęśliwy los.– Wiem, co masz na myśli – mruknął Jake i uśmiechnął się.Rita nie musiała zgadywać, że myślał o swojej żonie, Callie.Jake Grafton zawsze się uśmiechał na myśl o niej.– Może więc zjesz kolację ze mną – zaproponował.– Skoro Ropuch jest chwilowo niedysponowany, a Callie tu nie ma.– Jadłam już, a poza tym ludzie wzięliby nas na języki, panie admirale – odpowiedziała z udawaną powagą.– I tak wezmą.Nie zaszkodzą ani mnie, ani tobie.– Nie zamierzam żyć dla przyjemności jakichś baranów – stwierdziła Rita.– Możemy się razem napić – dodała, siadając.– Opowiedz mi o tych V22 – odezwał się Jake, kiedy kelner przyjął zamówienie i odszedł.– Jestem ciekaw, jak się sprawdzają, a nie mieliśmy okazji pogadać.Rita zaczęła mówić o samolotach i lataniu – dwóch sprawach, którymi pasjonowali się oboje.Wiatr wpadający do sali przez otwarte drzwi kołysał zasłonami i wprawiał w drżenie płomienie świec stojących na stolikach.– Ropuch mówił, że nowe rozkazy z Waszyngtonu jeszcze nie nadeszły – odezwała się Rita, gdy pili kawę.– Zgadza się.– Nie musimy o tym rozmawiać, jeśli nie ma pan ochoty, ale wspominał mi też o tym, że być może zaproponują panu przejście w stan spoczynku.– Możliwe.Zdarzało mi się w życiu podejmować dość radykalne decyzje i wiem, że mam sporo wrogów [ Pobierz całość w formacie PDF ]
|
Odnośniki
|