[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Kiedy go zobaczyłam i uświadomiłam sobie, że zamierzali… – Urywanie zaczerpnęła tchu.– Nie mam pojęcia, ile w tym wszystkim było Camille, a ile mnie.I nie wiem nawet, czy dobrze jest żywić takie uczucia…–Masz na myśli to, że dziewczyna nie powinna mieć takich uczuć? – zapytał Jem.– Ktokolwiek.Nie wiem.Może chodziło mi o dziewczynę.Wydawało się, że Jem patrzy poza nią, jakby próbował dojrzeć coś, co znajduje się na zewnątrz Instytutu.–Kimkolwiek jesteś, mężczyzną czy kobietą, osobą silną czy słabą, zdrową czy chorą… wszystkie te rzeczy liczą się mniej niż to, co masz w sercu.Jeśli masz duszę wojownika, jesteś wojownikiem.Te inne rzeczy to szkło, które otacza lampę, a ty jesteś światłem w środku.– Uśmiechnął się z lekkim zakłopotaniem.– Właśnie w to wierzę.310Zanim Tessa zdążyła odpowiedzieć, drzwi się otworzyły i z sypialni wyszła Charlotte.Na pytające spojrzenie Tessy odpowiedziała znużonym skinieniem głowy.–Brat Enoch bardzo pomógł twojemu bratu, ale zostało jeszcze dużo do zrobienia.Dopiero rano będziemywiedzieli więcej.Proponuję, żebyś poszła spać, Tesso.Nie pomożesz Nathanielo-wi, doprowadzając się dostanu wyczerpania.Dużym wysiłkiem woli Tessa zmusiła się do tego, żeby skinąć głową, nie zarzucając Charlotte gradem pytań, na które i tak nie dostałaby odpowiedzi.–Jem.– Pani Branwell przeniosła wzrok na Nocnego Łowcę.– Mogę z tobą chwilę porozmawiać?Odprowadzisz mnie do biblioteki?–Oczywiście.– Jem uśmiechnął się do Tessy i ukłonił.– A zatem do jutra.Gdy tylko zniknęli za rogiem, Tessa sięgnęła do klamki, ale okazało się, że drzwi sypialni Nate'a sązamknięte na klucz.Z westchnieniem ruszyła korytarzem.Może Charlotte ma rację.Może powinna trochę się przespać.W połowie drogi usłyszała jakiś hałas.Trzasnęły drzwi i w holu nagle pojawiła się Sophie z żeliwnymi wiadrami w obu rękach.Wyglądała na wściekłą.–Jego Wysokość jest dzisiaj w wyjątkowo dobrym humorze – oznajmiła na jej widok.– Rzucił kubłem w moją głowę.–Kto? – spytała Tessa i po chwili zrozumiała.– Och, masz na myśli Willa.Wszystko z nim w porządku?–Na tyle w porządku, żeby rzucać wiadrami – odparła ze złością Sophie.– I brzydko mnie wyzywać.Nawet nie wiem, co to znaczy.Myślę, że to było francusku.– Zacisnęła wargi.– Lepiej pobiegnę po panią Branwell.Może ona go zmusi, żeby zażył lekarstwo, bo ja nie potrafię.–Lekarstwo?–Musi to wypić.– Sophie pokazała jej kubełek.Jego zawar- J tość wyglądała na zwykłą wodę.– Musi.Bo inaczej wolę nie mówić, co się stanie.–Ja go zmuszę – oświadczyła Tessa pod wpływem szalonego impulsu.– Gdzie on jest?–Na górze.Na poddaszu.Ale nie robiłabym tego na miejscu panienki.W takim stanie on potrafi byćbardzo nieprzyjemny.–Nieważne – powiedziała Tessa i sięgnęła po wiadro.Sophie oddała je z ulgą i lękiem.Wypełniony pobrzegi wodąkubeł okazał się zaskakująco ciężki.310 180–Will Herondale musi się nauczyć zażywać lekarstwo jak mężczyzna – dodała Tessa i otworzyła drzwi prowadzące na poddasze.Mina Sophie wyraźnie mówiła, że panna Gray postradała rozum.Za drzwiami znajdowały się wąskie schody biegnące w górę.Idąc po nich, Tessa trzymała wiaderko przed sobą, a że było pełne, woda wychlapywała się z niego na jej suknię.Zanim dotarła na szczyt, dyszała i miała gęsią skórkę.Na górze nie było kolejnych drzwi.Schody kończyły się w ogromnym pomieszczeniu bez mebli, o dachu tak spadzistym, że odnosiło się wrażenie, że sufit znajduje się bardzo nisko.Tuż nad głową Tessy przez całą jego długość biegły krokwie.Bardzo nisko na ścianach, w równych odstępach, znajdowały się kwadratowe okna, przez które wpadało blade, szarawe światło poranka.Podłoga była zrobiona z nagich wypolerowanych desek.Jeszcze węższe schody prowadziły do zamkniętej klapy w suficie.Na środku poddasza leżał Will, na plecach, bosy.Otaczała go cała bateria wiaderek, a deski wokół niego były mokre.Woda płynęła po nich strużkami i zbierała się w nierównościach podłogi.Jej część była zabarwiona na różowo.Will zasłaniał oczy ramieniem.Nie leżał nieruchomo, tylko wiercił się niespokojnie, jakby go coś bolało.Kiedy Tessa się zbliżyła, cichym głosem powiedział coś, co zabrzmiało jak: „Ce-cily".Tak, wymówił imię Cecily.–Z kim rozmawiasz? – zapytała.–Wróciłaś, Sophie? – burknął Will, nie unosząc głowy.– Mówiłem ci, że jeśli przyniesiesz mi jeszcze jeden z tych cholernych kubełków…–To ja, Tessa.Przez chwilę Will milczał i się nie poruszał, nie licząc opadania i unoszenia się klatki piersiowej przy oddechu.Miał na sobie ciemne spodnie i białą koszulę, mokre tak jak podłoga wokół niego.Przemoczona tkanina oblepiała ciało, czarne włosy kleiły się do głowy jak mokre płótno.Musiał marznąć.–Przysłali cię? – spytał w końcu.–Tak – powiedziała Tessa, choć to niezupełnie była prawda.Will rozchylił powieki i odwrócił głowę w jejstronę.Nawetw półmroku Tessa dostrzegła intensywny kolor jego oczu.–Dobrze, więc zostaw wodę i idź.Tessa spojrzała na kubełek.Z jakiegoś powodu jej ręce nie chciały puścić metalowej rączki.310 181–Co to jest? Co właściwie ci przyniosłam?–Nie powiedzieli ci? – zdziwił się Will.– To woda świecom Wypala truciznę, która jest we mnie.Tessa zamrugała.–Masz na myśli…–Wciąż zapominam, że nic nie wiesz – stwierdził Will.Pamiętasz, jak ugryzłem de Ojuinceya? Połknąłemtrochę jegi krwi.Niewiele, ale nie trzeba jej dużo.–Do czego?–Żeby zmienić się w wampira.Tessa omal nie upuściła kubełka.–Zmieniasz się w wampira? Will oparł się na łokciu i wyszczerzył zęby.–Nie bój się.Trzeba dni, żeby dokonała się transformacja, a i tak musiałbym najpierw umrzeć.Ta odrobina krwi sprawia, że nieodparcie ciągnie mnie do wampirów, w nadziei że uczynią mnie jednym z nich.Tak jak ich ludzkich niewolników.–A woda święcona…–Przeciwdziała skutkom połknięcia krwi [ Pobierz całość w formacie PDF ]
Powered by wordpress | Theme: simpletex | © Nie istnieje coś takiego jak doskonałość. Świat nie jest doskonały. I właśnie dlatego jest piękny.