[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Lecz gdy to się wreszcie zdarzy, nie będzie kobietą zniewoloną.Sama będzie w pełni gotowa, choć może nawet jeszcze nie zdaje sobie z tego sprawy.- Chodźmy zatem.Nie powinniśmy zbyt długo zwlekać, bo zjedzą nam całą kolację.- Nie mówię o kolacji.Idę do domu.- Kto cię zabierze? - Zmarszczył brwi.- Pastor Lovering jeszcze nie wrócił, prawda?- Ja.czekałam tu na kogoś innego.Widzi pan? Przyniosłam ze sobą płaszcz.Nie obejrzał się, płaszcz na fotelu zauważył już przedtem.- Nie umiesz kłamać.Chciałaś sama wracać do domu.Na co czekałaś? Nie miałaś odwagi wyruszyć?- Nonsens.Nie ma tu dzikich zwierząt ani sideł kłusowników.Nie mam się czego bać.Ton jej głosu świadczył jednak, że tak nie myślała.Chciała pójść do domu, lecz bała się iść sama po zmroku.Uważała pewnie, że o tej porze jest za wcześnie, by prosić Claude’a o powóz.Schroniła się więc w pokoju muzycznym, może z nadzieją, że nikt jej tu nie znajdzie aż do końca balu.- Poczekaj tutaj - powiedział.- Wezmę swój płaszcz i odprowadzę cię do domu.- Wykluczone! - zawołała gniewnie.- Idę sama.- Poczekasz tutaj.- Położył palec na jej wargach.- Nawet nie próbuj wymykać się ukradkiem, Catherine Winters.Jeśli to zrobisz, podniosę wielki raban.Zorganizuję wyprawę ratowniczą i przeczeszę okolicę.Będziesz się wstydzić do końca życia.Czekaj tu, póki nie wrócę.- Nie - powiedziała.- Nie.Jeśli zobaczą nas razem.- Nie zobaczą.- Już stał przy drzwiach.Odwrócił się i jeszcze raz na nią spojrzał.- Zaraz przyjdę.- W takim razie idę na kolację.Ale on już zniknął za drzwiami, udając że nie słyszał jej ostatnich słów.Sam nie mógłby sobie tego lepiej zaplanować.Ona zresztą też na pewno nie oczekiwała takiego obrotu spraw.Tak czy inaczej, już on dopilnuje, żeby była zadowolona.Catherine.Nie pamiętał, by kiedykolwiek jakaś kobieta tak go opętała.10Nie miała pojęcia, jak się w to wszystko wplątała.Z całej siły próbowała oprzeć się pokusie i nie prowokować plotek.Tańcząc z Rawleighem i jedząc kolację w jego towarzystwie, mogła narazić się na jedno i drugie.Dlatego właśnie wymknęła się z sali balowej i chciała wrócić do domu.Zabrała swój płaszcz i przeszła do pokoju muzycznego, bo stamtąd mogła niepostrzeżenie opuścić dwór, niezauważona przez służbę czy gości.Stanęła w otwartych drzwiach do ogrodu, lecz obawiała się wyjść.Na zewnątrz było okropnie ciemno - a droga do domu wynosiła ponad milę, z czego większa część wiodła wśród dębów po obu stronach mrocznego podjazdu.Bała się nocy jak dziecko.Usiadła więc na ławeczce przed pianinem i spróbowała zebrać się na odwagę.Ponieważ nie mogła się zmobilizować, postanowiła zostać w pokoju muzycznym, póki nie będzie już po kolacji.Teraz, wbrew wcześniejszym zamiarom, naraziła się na jeszcze większy kłopot.Goście zauważą nieobecność wicehrabiego.Minie godzina, zanim ją odprowadzi do domu i wróci, jeśli pójdą pieszo.Gdyby chciał wziąć powóz, byłoby jeszcze gorzej.Tak czy inaczej jego zniknięcie zwróci uwagę.Pani Adams dostrzeże to na pewno, a potem ktoś inny zorientuje się, że i jej nie ma.Powinna była bardziej stanowczo odmówić, kiedy Rawleigh proponował jej swoje towarzystwo.Powinna była nalegać, by wrócili na salę balową.Nawet teraz mogła jeszcze wymknąć się z Bodley House sama.W ciemnościach by jej nie znalazł.Nie wierzyła, że dotrzymałby pogróżki i zaczął jej szukać, robiąc przy tym masę zamieszania.Wyprawa ratunkowa, też coś.Nierealna groźba, użyta do zastraszenia niemądrej kobiety.Dobry Boże, nie sądziła, że jest wciąż tak głupia, by nabierać się na typowo męskie manipulacje.Widocznie jednak nie dosyć zmądrzała.Wciąż niezdecydowana, stała na środku pokoju, kiedy on wrócił.Otulony fałdami czarnego płaszcza wyglądał jeszcze bardziej demonicznie niż zwykle.Bez słowa protestu włożyła własne okrycie i narzuciła na głowę obszerny kaptur.Nagle zadrżała.- Dobrze, możemy iść.- Nic nie jest dobrze.Postępujemy niestosownie.Uniósł brwi.Czy on wie, jak arogancko wygląda, kiedy to robi? Pewnie tak, uznała.- Wystraszona?Tak, bała się jego, bała się ciemności na zewnątrz, bała się wracać z nim do sali balowej.Nienawidziła własnego lęku.Nie znosiła czuć się słaba, bezbronna i sterowana przez mężczyznę.Zupełnie jak kiedyś.Poza tym, że dziś było gorzej niż wtedy.Tym razem działała dobrowolnie, dokładnie wiedząc, jak ludzie skomentują, jeśli kiedykolwiek wyjdzie na jaw, że spacerowała z nim sam na sam późnym wieczorem [ Pobierz całość w formacie PDF ]
Powered by wordpress | Theme: simpletex | © Nie istnieje coś takiego jak doskonałość. Świat nie jest doskonały. I właśnie dlatego jest piękny.