[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Na razie jednak najważniejsza była szczerość.Nie mogła dopuścić do piętrzenia się nieporozumień.Nawet gdyby dalsza rozmowa miała okazać się niebezpieczna.- Gerald nigdy nie był moim kochankiem.- W porządku.- Co nic między nami nie zmienia.- Rozumiem.Alec zacisnął palce na framudze drzwi.Przypomniała sobie ich dotyk na swojej skórze.Nie może się w nim zakochać, ale w żaden sposób nie potrafi też przestać go pragnąć.- Nie wolno mi teraz z nikim się wiązać - powiedziała, próbując przekonać przede wszystkim samą siebie.- Już to mówiłaś.- Nie chodzi o ciebie, to znaczy.Nie powinnam się rozpraszać.Muszę się skupić.- Rozumiem - uśmiechnął się ze smutkiem.- Czy jesteś pewna, że obiad w moim towarzystwie nie przeszkodzi ci w skupieniu?Skinęła głową.Naprawdę za nim tęskniła.Był jedyną osobą, z którą łączyło ją coś więcej niż sprawy zawodowe.Nie był ani studentem, ani muzykiem, ani lekarzem.Był kimś spoza elitarnego środowiska, w którym się obracała.Nadawał wszystkiemu inny wymiar, inną wagę.Dzięki niemu zaczęła spoglądać na świat z innej perspektywy.Tęskniła za tym bardziej niż za jego pocałunkami.- Możemy się spotkać w klubie - powiedziała po chwili.Dobrze wiedziała, że wspólny obiad tutaj, w jej mieszkaniu, byłby zbyt niebezpieczny.- O dwunastej?- O dwunastej.Jego twarz rozpogodziła się.- Będę na ciebie czekał.Wyszedł z kuchni.Słyszała, jak idzie korytarzem, przechodzi przez salon i otwiera wyjściowe drzwi.Pozostało z nią wspomnienie jego uśmiechu i ciepła jego głosu.Wspomnienie zdolne zatrzeć przykre wrażenie pozostałe po kłótni z Geraldem.Przyjaciel był jej potrzebny bardziej niż kochanek.Bardzo dobrze, że istniał ktoś taki jak Alec.Stał na schodach wiodących do uniwersyteckiego klubu, czekając na nią.Lauren przyszła z kilkuminutowym opóźnieniem.Miała ciężkie przedpołudnie.Nie tylko dlatego, że wizyta Geralda przewróciła wszystko do góry nogami.Musiała ponadto przełożyć zajęcia ze studentkami ze względu na swą planowaną wyprawę do Bostonu.Szybkim krokiem podeszła do Aleca.- Witaj - powiedział i otworzył przed nią drzwi.Studentka - stypendystka zaprowadziła ich do jadalni.Zanim Alec zdążył otworzyć usta, Lauren wyjęła swoją legitymację.Studentka zajrzała do spisu pracowników naukowych.„Lauren Wyler, instytut muzykologii, rachunek numer 0584".- Jesteś moim gościem - powiedziała Lauren.- Ani słowa sprzeciwu.- Ja.- A skoro o tym mówimy.Niepotrzebnie zostawiłeś mi pieniądze wtedy wieczorem.Studentka spojrzała na nich ze zdumieniem.- Suma była niewielka - szepnął Alec.- Warta byłaś więcej.Lauren osłupiała.Zaczerwieniła się gwałtownie.- Stawiasz mnie w głupiej sytuacji.- nie bardzo wiedziała, jak zareagować.- Sam siebie postawiłem, wtedy wieczorem.Jesteśmy kwita.- Nie sądzę - jej oczy błysnęły.- Będziemy kwita dopiero wtedy, gdy ja ciebie postawię w głupiej sytuacji.- I siebie przy okazji - podsumował.- Tak to już bywa.Nie bardzo wiedziała, czy rozumie go właściwie, ale na szczęście kelnerka wybawiła ją z kłopotu, podając im menu.Usiedli przy stoliku pod oknem.Alec rozejrzał się po sali.Jego wzrok padł na kogoś w głębi sali i zasępił się.Lauren poszła w ślad za nim, ciekawa, kto mu tak zepsuł humor.Zobaczyła wysokiego, świetnie ubranego mężczyznę w luźnym blezerze; uśmiechał się, kiwając im dłonią.Nie mogła sobie przypomnieć jego nazwiska, ale wiedziała, że go zna.Spotykali się na okolicznościowych przyjęciach i uważała, że jest okropny.Ku jej niezadowoleniu mężczyzna wstał i podszedł do nich.- Witaj, Alec - powiedział modulowanym głosem.- Nie powiesz mi chyba, że dostałeś kartę wstępu od ciotki.- Nie - Alec uśmiechnął się lekko.- Jestem gościem Lauren Wyler.Lauren, czy znasz pana Rogera Phelpsa?Uśmiechnęła się z przymusem i podała mu rękę.Poczuła miękki, lepki dotyk.- Widzieliśmy się już nieraz.- Roger był zachwycony.- Ale z ciebie szczęściarz, Alec, że tak sobie siedzisz i jesz obiad z największą gwiazdą naszego instytutu sztuki.Lauren ledwo na niego spojrzała.- Miło cię widzieć, Roger.- Nie wiedziałem, że się znacie - ciągnął Roger, nie spuszczając oczu z Lauren.- Znamy się.- A może byś wpadł na mój wykład o trzeciej? - Inwencja Rogera była niespożyta.- W instytucie nauk politycznych.O ile oczywiście obiad się nie przeciągnie.- Bardzo chętnie.- Alec skinął głową.- W takim razie, o trzeciej w Dwight Hall.- Tam, gdzie wtedy miałem seminarium.Będę na ciebie czekał, a tymczasem - znowu zwrócił się ku Lauren - zostawiam was samych.Miło było cię spotkać, Lauren.Kiedy już pożeglował w stronę swojego stolika, Lauren przez chwilę siedziała bez słowa.Jak ktoś taki jak Alec mógł się przyjaźnić z takim Phelpsem?Z wolna przypominała sobie okoliczności, w jakich go widywała.Spotkanie pracowników naukowych, obiad u rektora, kolacja po koncercie Petera Villarda.Za każdym razem przyczepiał się do niej, zaczynał o czymś mówić, a potem ze znaczącym uśmiechem dodawał, że gdyby miała ochotę, zawsze mogą sobie porozmawiać w jakimś bardziej zacisznym miejscu.Nawet w obecności żony pozwalał sobie na bardzo dwuznaczne uwagi.Było w nim coś brudnego, lepkiego.Kelnerka wyrwała ją z zamyślenia.Lauren zamówiła sałatkę, Alec hamburgera.Kiedy dziewczyna zniknęła, Lauren nie wytrzymała.- Przyjaźnisz się z Rogerem Phelpsem? - spytała z wyraźną dezaprobatą.Otworzył usta, żeby przytaknąć, ale zawahał się.Oparł się wygodnie, sięgnął po wykałaczkę.- Znam go, to wszystko.- Rzucił się na ciebie jak na serdecznego przyjaciela, nieomal brata - powiedziała złośliwie.- Bałam się, że zacznie cię całować.Pół biedy, gorzej gdyby chciał pocałować mnie.- skrzywiła się z obrzydzeniem.- Nie lubisz go?- To kawał łobuza.Przepraszam, jeśli uraziłam twoje uszy.- Rogera Phelpsa można swobodnie określić znacznie mocniejszym wyrażeniem.- Ty też za nim nie przepadasz - w głosie Lauren brzmiała ulga.Alec nie odpowiedział.Siedział zamyślony z wykałaczką w ustach, uważnie przyglądając się Lauren.- Czy mogę ci zaufać?- Oczywiście - odparła odruchowo, lekko zaniepokojona jego badawczym spojrzeniem.- Oczywiście - powtórzyła, pewna tego, co mówi.Mógł jej ufać zawsze i wszędzie, bez względu na okoliczności.Poczekał, aż kelnerka postawi przed nimi talerze i odejdzie.- Co możesz mi powiedzieć o Emily Spaeth?- O Emily? - Lauren była zdumiona [ Pobierz całość w formacie PDF ]
Powered by wordpress | Theme: simpletex | © Nie istnieje coś takiego jak doskonałość. Świat nie jest doskonały. I właśnie dlatego jest piękny.