[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Bez wal­ki doń nie pój­dę na mał­żeń­skie ło­że».Wzię­ła na się Brun­hil­da ży­wo przy­odzie­wek,Po­szła, a za nią idzie or­szak pięk­nych dzie­wek,Sto lub wię­cej, a wszyst­kie i stroj­ne, i zdob­ne,Bo chcia­ły go­ści uj­rzeć dziew­czę­ta na­dob­ne.Ko­ło nich nie­śli w dło­ni do­by­te orę­żeIs­landz­cy wo­jow­ni­cy, Bru­ne­hil­dy mę­że,Pięć­set mo­że lub wię­cej.— By­ło to mar­kot­nieGo­ściom, ale z swych sie­dzeń po­wsta­li ochot­nie.Kró­lew­na, gdy śród go­ści Zyg­fry­da zo­ba­czy,Wi­ta­jąc go w swej zie­mi, tak prze­mó­wić ra­czy:«Bądź po­zdro­wion, Zyg­fry­dzie, tu w mo­jej dzie­dzi­nie,A po­wiedz, co was do mnie przy­pro­wa­dza ni­nie47?»«Wiel­ka to wa­sza ła­ska — rze­cze Zyg­fryd mło­dy —Po­tęż­nych kró­lów có­ro, że ra­czy­cie wprzó­dyMnie po­wi­tać niż kró­la mo­je­go i pa­na;On tu pierw­szy, cześć je­mu niech bę­dzie od­da­na.Znad Re­nu się wy­wo­dzi, — cóż opo­wiem wię­cej? —Dla twej mi­ło­ści je­dzie tu, bo naj­go­rę­cejPra­gnie po­siąść cię, chęt­nie na­ra­ża­jąc ży­cie.Na­myśl się, pa­ni, wal­czyć przyj­dzie nie­odbi­cie!Gun­ter, król mój, ma zie­mie sze­ro­kie i wło­ściA za­pra­gnął nad wszyst­ko w świe­cie twej mi­ło­ści;Roz­ka­zał mi, bym ra­zem w tę dro­gę wy­je­chał,Ina­czej tych od­wie­dzin chęt­nie bym za­nie­chał».A kró­lo­wa: «Gdy ry­cerz ten twym len­nym pa­nem,Niech­że wal­kę roz­pocz­nie! Je­śli je­mu da­nemZwy­cię­stwo bę­dzie, weź­mie za­raz mnie za żo­nę;Lecz gdy ja wy­gram, chwi­le wa­sze po­li­czo­ne!»Ale Ha­gen z Tron­je rzekł: «Po­wiedz, kró­lo­wo,Ja­ka to wal­ka bę­dzie? By przed bia­ło­gło­wą,Miał król Gun­ter się lę­kać, rzecz by by­ła śli­ska:My­ślę, że ła­two pięk­ną dzie­wecz­kę po­zy­ska».«Rzu­ci w dal ka­mień, rą­czym sko­kiem go prze­sa­dziI oszcze­pem się zmie­rzym.Na­mysł nie za­wa­dzi!Mo­że­cie ra­zem stra­cić i sła­wę, i ży­cie,Po­my­śl­cież i roz­waż­cie so­bie na­le­ży­cie!»A Zyg­fryd żwa­wy chył­kiem przy­stą­pił do kró­la,I za­le­cał, by szcze­rze, ja­ka je­go wo­la,Opo­wie­dział kró­lew­nie, bez lę­ku ni trwo­gi;Przy­rzekł po­moc wsze­la­ką pod­stęp­ne­mi dro­gi.Więc rzekł Gun­ter: «Po­tęż­na kró­lo­wo i pa­ni,Ślicz­na wa­sza uro­da i każ­dej się dla niejWal­ki po­dej­mę! Cięż­ką niech bę­dzie i trud­ną!Gło­wę dam lub po­zy­skam mał­żon­kę w was cud­ną!»Gdy kró­lew­na od­po­wiedź ta­ką usły­sza­ła,Przy­go­to­wać do wal­ki wszyst­ko roz­ka­za­łaI przy­nieść dla się zbro­ję z daw­na do­świad­czo­nąZło­tem lśnią­cą mi­siur­kę i tar­czę sta­lo­ną.Je­dwab­ną wdzia­ła na się ko­szul­kę pod zbro­ję,W któ­rej nie­raz szczę­śli­we już sta­cza­ła bo­je;Pięk­nie z li­bij­skich tka­nin strój to był zro­bio­ny,Na nim lśni­ły zło­ci­ste ha­fty i ga­lo­ny.A jej dwo­rza­nie zu­chom gro­zi­li zu­chwa­le.Dan­kwart i Ha­gen tem się nie cie­szy­li wca­le,Gnio­tła ich tro­ska, jak się po­wie­dzie kró­lo­wi,I myśl, aża­li wyj­dą z tych opa­łów zdro­wi.Tym­cza­sem żwa­wy Zyg­fryd po­spie­szył ukrad­kiemNa wy­brze­że, gdzie wprzó­dy lą­do­wa­li stat­kiem,Zna­lazł płaszcz swój cu­dow­ny, ukry­ty głę­bo­ko,Wdział go — i już go ludz­kie nie wi­dzia­ło oko.Wró­cił ży­wo.Tam sta­ła już ry­ce­rzy si­ła,Gdzie Brun­hil­da zwy­czaj­nie z ga­cha­mi wal­czy­ła;Przy­stą­pił do nich skry­cie, a nikt go nie zo­czyłZ ry­ce­rzy, bo się płasz­czem cu­dow­nym oto­czył.Wy­zna­czo­no na wal­kę już ko­ło ob­szer­ne,Zbroj­nych mę­żów sta­nę­ły za­stę­py nie­zmier­ne,— Siedm­set prze­szło, — aby pa­trzeć na igrzy­skaI osa­dzić, kto w wal­ce zwy­cię­stwo po­zy­ska.Przy­szła wresz­cie Brun­hil­da, uzbro­jo­na ca­ła,Jak­by się o kró­le­stwo dziś po­ty­kać mia­ła,Na je­dwa­biach lśnią zło­te dru­cia­ne pier­ścień­ce,Pod zbro­ją ja­sno błysz­czą dzie­wi­cze ru­mień­ce.Przy­szedł i or­szak dwor­ski, nio­sąc za dzie­wi­cąTarcz, na któ­rej zło­ci­ste ozdo­by się świe­cą,Wiel­ką, sze­ro­ką, zwar­tą sta­lo­wy­mi prę­ty,Pod nią zwy­kła Brun­hil­da wo­jo­wać z ksią­żę­ty.Do uję­cia słu­ży­ła wstę­ga zło­tem tka­na,Zie­lo­ny­mi klej­no­ty gę­sto na­sa­dza­na,I lśnią­cy blask w za­wo­dy z tar­czy zło­tem ci­ska.Dziel­nym być mu­si ry­cerz, co dziew­kę po­zy­ska.A jak mó­wią, na kłę­bie by­ła na trzy pię­dzieGru­ba tarcz, z któ­rą dziew­ka po­ty­kać się bę­dzie,Zło­tem zdob­na i z twar­dej wy­ko­wa­na sta­li.Sa­mo­czwart za kró­lo­wą słu­dzy ją dźwi­ga­li.Kie­dy Ha­gen zo­ba­czył, jak tę tar­czę wlo­ką,Gniew­nie rzekł do Gun­te­ra, zgry­zio­ny głę­bo­ko:«Cóż kró­lu? Trze­ba z ży­ciem po­że­gnać się mło­dem!Twa bog­dan­ka, jak wi­dzę, ba­ba z pie­kła ro­dem!»Słu­chaj­cież, jak się sza­ty przy­bra­ła świet­ne­mi:Mia­ła ka­ftan je­dwab­ny z Aza­gan­gu zie­mi,Bo­ga­ty i wspa­nia­ły, a dro­gie ka­mie­nieLśni­ły z suk­ni kró­lo­wej, ja­sne skrząc pro­mie­nie.Przy­nie­sio­no też oszczep, za cięż­ki dla wie­lu, —Ostry bar­dzo; nim za­wsze go­dzi­ła do ce­lu,Moc­ny był i po­tęż­ny, wiel­ki i sze­ro­ki,A grot miał z każ­dej stro­ny wy­ostrzo­ne bo­ki.Dzi­wy opo­wia­da­ją o tej strasz­nej bro­ni:Sto fun­tów krusz­cu mia­no spo­trze­bo­wać do niej,To­też le­d­wo ją z tru­dem trzech mę­żów udźwi­gnie.Gun­ter po­czął się tro­skać, jak się to roz­strzy­gnie.My­ślał so­bie: «Któż w ta­kiej wal­ce by się ostał?Na­wet dia­beł by z pie­kła tej dziew­ce nie spro­stał!Gdy­bym ca­ło mógł wró­cić do bur­gundz­kiej zie­mi,Już bym się nie na­przy­krzył za­lo­ta­mi me­mi».A śmia­ły Dan­kwart rze­cze, Ha­ge­na ro­dzo­ny:«Żal mi szcze­rze po­dró­ży da­le­kiej w te stro­ny!Za­wsze­śmy ry­ce­rza­mi by­li, a tu ży­ciePrzyj­dzie stra­cić ha­nieb­nie i ulec ko­bie­cie.Żal mi szcze­rze, żem te­raz przy­był do tej zie­mi!Lecz gdy­by­śmy po­gro­zić mie­cza­mi na­szy­miMo­gli, ja i brat Ha­gen, wnet by za­nie­cha­liDum­nych gróźb Bru­ne­hil­dy dwo­rza­nie zu­chwa­li.Wierz­cie, że by się za­raz za­cho­wa­li skrom­nie [ Pobierz całość w formacie PDF ]
Powered by wordpress | Theme: simpletex | © Nie istnieje coś takiego jak doskonałość. Świat nie jest doskonały. I właśnie dlatego jest piękny.