[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Chri-stina stanęła niezdecydowana, rozglądając się za jakimś znakiem, który by ją skierował do właściwego rzędu domków.W życiu tam nie trafi!Akurat wtedy dostrzegła, prawie na wprost, drewnianą tabliczkę z mosiężnymi numerami zmatowiałymi od wiatru.Numer osiemset trzy znajdował się na prawo.Poszła w kierunku wskazanym przez strzałkę i wkrótce zobaczyła, że ma do pokonania jeszcze jeden długi ciąg drewnianych schodów.Westchnęła głęboko, podniosła wzrok na niebieskie stopnie i przeklęła wszystkie wypalone papierosy oraz swoje trzydzieści sześć lat.Wreszcie stanęła u celu.Wspinając się na palce, sięgnęła do gzymsu i znalazła klucz.Jest!, ucieszyła się w myślach.Przepustka do krainy rozkoszy.Weszła do domku, zsunęła wreszcie apaszkę z twarzy i stanowczym gestem zamknęła za sobą drzwi.Zrzuciła z udręczonych nóg pantofle i rozejrzała się dookoła z nieskrywanym zaciekawieniem.Na wprost widziała jadalnię, za nią kuchnię i salonik o wielkich oknach, a właściwie przeszklonej ścianie, która sięgała od podłogi do sufitu, otwierając się na morze.Tego dnia nie dało się podziwiać krajobrazu, ponieważ za szybą kłębiła się szarobura zasłona.Christina podniosła szpilki i przeszła do saloniku.Cały domek urządzony był w różnych odcieniach bieli, umeblowanie składało się z rozłożystych kanap i foteli oraz niedrogich drewnianych stolików.Nudne, ale praktyczne, uznała.Zostawiła pantofle obok kanapy w salonie, apaszkę przerzuciła przez ramię.Podeszła bliżej okna, ciekawa, czy uda jej się dostrzec choć skrawek oceanu.Mgła jest fascynująca, pomyślała.Można się w nią wpatrywać godzinami.Człowiek ma wrażenie zawieszenia w nicości, nie znajduje oparcia.Przypomniało jej się, że ich dawny domek plażowy, tak starannie urządzony przez Joannę i Josha, znajduje się na tej samej plaży.Stary, wyjątkowy, jedyny w swoim rodzaju.Kiedyś wiele takich staroci z charakterem stało wzdłuż wybrzeża, teraz natomiast, gdyCzas na pożegnanie185rozprzestrzenił się agrobiznes, kierowany przez rzutkich ludzi interesu, jak Peter, oraz profesjonalnych deweloperów, budowano osiedla składające się z jednakowych pudełek.Warto przy tym pamiętać, iż do firmy Rossi Brothers należały już prawie wszystkie wartościowe grunty w okolicy.Stary domek nad morzem jest w tej sytuacji wart fortunę, uprzytomniła sobie.Nagle ktoś ją złapał od tyłu.Zesztywniała w potężnych ramionach, czując na karku gorący oddech.Krzyknęła, serce zamarło jej w piersi - i w tej samej chwili uświadomiła sobie, że to on.- Rany boskie.! - jęknęła.Kolana się pod nią ugięły.- Ty.Ty.!- Przestraszyłem cię, laluniu? - Językiem wyrysował mokrą słoną ścieżkę na jej szyi.- Mało nie umarłam ze strachu! Przecież to mógł być.nie wiem, choćby jakiś morderca albo gwałciciel.Na takim pustkowiu!Peter zaśmiał się głośno, odwrócił Christinę do siebie i wbił w nią spojrzenie smoliście czarnych oczu.- A to nie gwałciciel, tylko ja.- Myślałam.Przeraziłam się.- Ciągle jeszcze drżała.Pocałował ją w usta, zachłannie, gwałtownie.Potem odsunąłChristinę od siebie, ale nadal trzymał w mocnym uścisku jak w imadle.- Lubisz to, maleńka, co?Znów poczuła dreszcze, ale tym razem nie ze strachu.Miała wrażenie, jakby gdzieś w głębi jej ciała zadrgała struna, dostrajająca się do oczekiwań Petera.Nie potrafiła nad tym zapanować, Serce waliło jej jak młotem, zmieniła się w czyste pożądanie, zniknęły wszelkie inne myśli, jakby je zagarnęła mgła kłębiąca się za oknem.- Tak, tak.Uwielbiam.Tak.- Wiedziałem.Ściągnął jej apaszkę z ramienia i skręcił w gruby sznur.Zafascynowana Christina przyglądała się jego zręcznym, zdecydowanym ruchom.I zanim uświadomiła sobie, do czego Peter zmierza, już miała zawiązane oczy.- Ej! Nic nie widzę!- Ciii.- Wziął ją za ręce i poprowadził.- Dokąd idziemy? - szepnęła.- Co robisz?- Ciii.- powtórzył.- Nie pożałujesz.Judith GouldRozebrał ją szybko i bezceremonialnie, głodny jej nagiego ciała, 3tem sam ściągnął ubranie.Christina go nie widziała i nie potrafiłby wyrazić słowami, jak bardzo pragnie widoku tego muskularne-) ciała, jak bardzo chce czuć je tuż obok, na sobie i w sobie.Czyżby myśl stała się rozkazem? Gorąca dłoń musnęła piersi hristiny, opadła między jej uda, przesunęła się po pośladkach i po-ędrowała w górę przez środek pleców.Christina mało nie oszalała z podniecenia, ale nie chciała psuć :enariusza, stała więc bez ruchu, bez słowa i omal bez tchu, stłu-iwszy w sobie nawet westchnienie zadowolenia.Teraz poczuła dwie dłonie na piersiach, naciskające najpierw kko, jakby niezdecydowanie, potem coraz bardziej stanowczo, alce muskały jej różowe sutki, z początku delikatnie, później coraz ocniej, aż chwilami rozkosz zmieniała się w ból.Nagle wszystko stało.Prawy sutek objęły gorące, wilgotne usta.Język poruszał się co-lz szybciej, a jednocześnie któraś dłoń odnalazła drogę między lami i pieściła wilgotne zakamarki.- Peter.jeszcze.!- Nieźle, laluniu, co? Zadowolona?- Tak - wychrypiała z oczami pełnymi łez, zafascynowana siłą ała mężczyzny, który nią rządził.- Tak.Pociągnął ją w stronę łóżka, chwycił na ręce i rzucił w pościel.- Och! - Christinie zabrakło tchu.Zanim jednak zdążyła zaprotestować, zanim się zorientowała, co ę dzieje, Peter już był nad nią.Kolanami rozepchnął jej nogi na )ki i wtargnął w nią, wcisnął się aż do końca, wypełniając ją po ¦anice możliwości.Przez chwilę miała wrażenie, że ją rozedrze, choć przecież była I dawna gotowa, ale gdy bezlitośnie w nią uderzał, jej ciało szybko iczęło odpowiadać tym samym, otwierając się na jego przyjęcie, dy wycofywał się prawie całkowicie, miała ochotę szlochać z roz-iczy, ale zaraz wracał, jeszcze mocniej i gwałtowniej, przyciskając do materaca.Nagle zabłysły jej przed oczami gwiazdy, zalała ją gorąca fala wstrząsnęły nią drgania.Peter uderzył po raz ostatni, krzyknął jksplodował, a potem opadł bez sił.Christina jęknęła, po jej ciele ¦zebiegł ostatni dreszcz.Osłabła, niezdolna do najmniejszego Lchu.iCzas na pożegnanie187Leżeli, powleczeni słonym woalem potu, z wysiłkiem łapiąc powietrze.Obejmowali się mocno.Dużo czasu upłynęło, nim odzyskali oddech i głos.- Peter.- Odchrząknęła.Udało jej się w pewnym stopniu pozbyć chrapliwego tonu.- Możesz mnie.straszyć, kiedy tylko zechcesz.Zachichotali oboje.Rossi stoczył się na materac.- Podobało ci się, mała, nie? - stwierdził z dumą w głosie.- Tak, podobało mi się - przyznała szczerze.Sięgnęła do apaszki, ale Peter odepchnął jej dłonie.Sam rozwiązał chustkę i okręcił ją wokół dłoni jak bokser, chroniący rękę bandażem.Przycisnął pięścią brzuch Christiny.- Musimy to kiedyś powtórzyć - powiedział.- Zagramy mocniejszą scenkę.Dorzucimy jakieś gadżety.Nie żartował.Naprawdę chciał podkręcić sprężynę.Z jednej strony Christina miała wrażenie, że ta propozycja jest dziwaczna, wynaturzona, wręcz odrażająca, z drugiej - było jej wszystko jedno [ Pobierz całość w formacie PDF ]
Powered by wordpress | Theme: simpletex | © Nie istnieje coś takiego jak doskonałość. Świat nie jest doskonały. I właśnie dlatego jest piękny.