[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Ten facet był bardzo uparty.Wreszcie się zaciął.I my choć nie wypadało, zupełnie nie wypadało, zakrzyczeliśmy go.Ale to przecież była jego wina, bo zaciął się na własny rachunek.Prawie umarł.Wspaniałomyślnie przekrzyczeliśmy to „prawie”.Prawie umarł.Już wieczór? Wrony odlatują wieczorem do domu.Nie mają domu a wracają, szukając go od początku świata.W ich krakaniu usłyszysz tylko przeraźliwą tęsknotę i wieczny głód.Może dlatego są nam tak bliskie?Czy mówiliśmy o śmierci?Chyba tak, bo ktoś powiedział, że umiera się z każdym krokiem i nie jest to najdziwniejsze.A my nie wysłaliśmy jeszcze parlamentariuszy i pospiesznie, na gwałt szukamy białej flagi.To jest to, co najpełniej wyraża nasz irracjonalny stan.Widzę dno!Czy ktoś znalazł już białą flagę?Czy porwano już Europę?A ty? Kto potwierdzi, że nie jesteś śmiercią albo przynajmniej pomocnikiem grabarza? Jesteś ubrany na czarno.Nie ufamy nikomu, pełni żalu o niespełnione obietnice.Nie, nie wierzę, że ty też tak sobie.Nie mogę uwierzyć.Co? Słońce wschodzi?Nie, to tylko nadzieja, matka nasza bolesna.A my wyglądamy z nią jak apostołowie rozdający jałmużnę.Śmieszne, co? Jak smętni apostołowie, a nasze młode żony są wdowami.Śmieszne, co?Nikt nic nie mówi? Dlaczego nikt nic nie mówi?!Idziemy? Tak, idziemy.Nieważne jak i nieważne, dokąd.Niech trwa ten nasz marsz, marsz triumfującej młodości.Czy ktokolwiek to przeczyta i zrozumie cokolwiek? A czy ja to rozumiem, chociaż wiem co to takiego hermeneutyka? Za cholerę nie.Jak zwykle nie rozumiem siebie i nie pojmuję, skąd wzięło się to wszystko.Pewnie siedziało w tej pieprzonej butelce.Śmiejąc się głośno do siebie, z siebie Jack Kersee niepewną ręką sięgnął butelkę ballantine’a, szczodrze nalał następną porcję i pijąc duszkiem, przeklinał całe uniwersum.Nie udało się.Nie udało, bo nie mogło się udać, bo było zbyt wcześnie albo zbyt późno, chociaż zdawało się, że to jest ten czas.Ale nie był to ten czas ani ci ludzie.Dziesiątki milionów młodych zapaleńców mogły stworzyć ten ideał, gdyby…? Wyłączył komputer.Takie pisanie nie miało sensu.Nikt nie pojmie o co mu chodzi, a ci durnie, którzy bawią się w krytyków, zrobiliby z tego kawałka Bóg wie, co.Może jednak był kiedyś dobrze zapowiadającym się literatem? Teraz już tego nie sprawdzi, bo nie może się zapowiadać.Zapowiedział się wystarczająco głośno.Każdy czas potrzebuje idoli politycznych, kulturowych, a czas kultury masowej aż piszczy za nimi.On załapał się na to dwadzieścia parę lat temu, pisząc teksty do paru piosenek.Niezłe teksty, ale od tego sto mil do prawdziwej literatury.Potrafił się dobrze sprzedać i był stale obecny na ekranach telewizorów, plotąc wciąż to samo.Wystarczyło.Konformistyczni średniacy chętnie dają wykopać się na taki szczyt, myślał teraz, odkrywając z niejakim zdumieniem, że chyba potrafi pisać kiedy ma o czym.A może nie jest aż tak kurewsko średni? Może tylko zbyt leniwy, wygodny? Gdyby się przyłożył, mógłby stworzyć coś naprawdę ciekawego.Tak, gdyby.Na to był czas kiedyś, kiedy on nie miał czasu na nic.Był Jackiem Kersee, prorokiem Youth Power, zwiastunem nowej ery i kimś tam jeszcze.Aha, „najmłodszym z najmłodszych”.Czego ci ludzie nie wymyślą? On czuł swoją sześćdziesiątkę bardziej niż sądzili inni, a pozę siwowłosego, pełnego wigoru barda musiał utrzymać dla łudzenia samego siebie, dla podtrzymania głupiej wiary w swoją wieczną młodość.Niewielu miało taki fart jak on.Dla niego kres złudzeń nadszedł u progu nadziei.Tak napisał w jednej z ostatnich piosenek, kiedy odkrył piękno prostego słowa.Odkrył przez zapomnianego, cierpiętniczego geniusza, o którym nigdy nie słyszał żaden z tych pieprzonych mędrków.Przez przypadek poznał wielkość człowieka niedoścignionego w maestrii słowa, potrafiącego w najkrótszych formach powiedzieć całą prawdę o człowieku szalonym i zagubionym w ogromie okrutnego świata [ Pobierz całość w formacie PDF ]
Powered by wordpress | Theme: simpletex | © Nie istnieje coś takiego jak doskonałość. Świat nie jest doskonały. I właśnie dlatego jest piękny.