[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Karczmarz wynajmował pokoje na noc i powiadano, że w tych pokojach piękne służki nie tylko ścieliły łóżka.– Czyżby coś w rodzaju domu publicznego? – Uniosłem brew.Tak, właśnie.cały dom służących gotowych na wszystko.Karczmarz się bogacił, a karczma zyskała złą sławę.I wtedy w okolicy pojawił się wędrowny mnich, a na imię miał Jefroim.Osiedlił się na końcu cypla, zbudował chatę i ślubował, że zniszczy to gniazdo rozpusty.Rok i trzy miesiące przychodził do karczmy i wygłaszał płomienne kazania nurzającym się w zgniliźnie duszom.Rok i trzy miesiące bito go, obrażano i poniżano.Powoli wokół niego skupiła się grupa mnichów-zwolenników, którzy modlili się tak gorliwie i zapalczywie, że pewnej burzowej nocy karczma stanęła w ogniu.Spłonęła do cna, a jej pracownicy rozeszli się jak owce bez pastucha.Uszczęśliwiony Jefroim podziękował Panu za okazaną sprawiedliwość i na miejscu karczmy zbudował klasztor.– A po jego śmierci klasztor zaczęto nazywać imieniem Jefroima Przybłędy – przerwałem – co należy tłumaczyć: tego, który żył przy błędach.– przy cudzych błędach, z którymi żarliwie walczył.– Mnisi zaś – znowu przejęła inicjatywę Lija – słyną ze swej uczciwości oraz czystości duszy i ciała.– Bardzo pouczająca historia.Przypomnij mi, żebym ją spisał w wolnej chwili.Ale teraz spieszymy się i ten zabytek będziemy musieli ominąć.Jednak obok przystani (szumna nazwa dla dwóch rozwalających się pomostów) powitała nas delegacja mnichów-przybłędów.Z szerokimi uśmiechami na twarzach wzięli nasze konie za uzdy i nie słuchając protestów, z honorami zaprowadzili nas do klasztoru.Próbowałem coś powiedzieć, ale uprzejme wyjaśnienie sług bożych zamknęło mi usta: „Przeor od dawna czeka na szlachetnego lorda Osiernicę, jego giermka i pazia”.Nawet w klasztorze już o nas słyszeli?– Nie ma się czemu dziwić, lordzie Osiernico! Sława waszych czynów dotarła aż tutaj!Przeor był nalanym, pięćdziesięcioletnim mężczyzną o twarzy prosięcia, z nienaturalnym, jakby przyklejonym uśmiechem – namalowałem w swoim życiu sporo portretów i nieźle orientowałem się w ludzkich fizjonomiach.Siedzieliśmy w refektarzu, spożywając wystawny obiad.Można było odnieść wrażenie, że ascezę mnisi rekompensują sobie dobrym jedzeniem – wszyscy braciszkowie byli różowiutcy, krągli i dobrze odkarmieni.Liję brali za pazia, a ona roztropnie milczała, ja i Buldożer zaś podtrzymywaliśmy rozmowę.– Powiedzcie mi, ojcze, czy słyszeliście o słynnym magu i jasnowidzu Matwieiczu?– O tym nikczemnym czarnoksiężniku? Co z niego za mag? Ani jednego porządnego cudu! Wyleczy czasem krowę czy inną owieczkę, ale nic poza tym! Dziwię się, że czcigodny kardynał jeszcze nie spalił tego nikczemnika na chwałę prawdziwej wiary!Przypomniała mi się Weronika.– A skąd dowiedzieliście się o czynach lorda Osiernicy? – zagadnął Buldożer.– Pogłoski rozchodzą się szybko, mój synu.Wiemy, że landgraf pokonał cię w pojedynku, że urządził prawdziwą bitwę na uczcie u króla, że zwyciężył Wilczego Pazura.ach, cóż to był za łajdak! Nareszcie dostał to, na co zasłużył.– Tak, tak.– odetchnąłem z ulgą.– Wszystko to się zdarzyło.Nic więcej nie opowiadano?– Nie.Chociaż.chwileczkę.Udało wam się dogonić tego poganina, który wykradł wiedźmę z miejsca kaźni?– Niestety! Drań zdołał ujść naszej pogoni i pomknął w stronę Cichej Przystani, gdzie zapewne znalazł swój koniec.– Amen.– Przeor skinął głową.Uff! Czasem udaje mi się naprawdę barwnie i wiarygodnie kłamać! Człowiek jest jakby w transie, przez głowę przepływają błyskotliwe myśli, a słowa same spływają z ust.Nie trzeba nic na siłę wymyślać, opowieść plecie się sama, zdanie po zdaniu.Czysta przyjemność! Ale teraz wydawało mi się, że przeor nie do końca mi wierzy.– Cóż, ojcze, dziękujemy za wyśmienity obiad, ale czas na nas.Zwiedzamy właśnie okolicę, zaznajamiamy się z interesującymi miejscami.Hej, Jean, przygotuj konie i pożegnaj się!Wypiliśmy strzemiennego i wtedy Buldożer, który właśnie wrócił ze stajni, szepnął mi niespokojnie na ucho:– Konie są rozkute.– No to co? – nie zrozumiałem.– Nie możemy jechać, bez podków zbiją sobie kopyta.– Ojcze, komu przyszło do głowy, żeby rozkuwać nasze konie? – zapytałem.– Spieszymy się!– Nie denerwuj się, mój synu.– Przeor emanował dobrocią i wyrozumiałością.– Postanowiliśmy zmienić waszym rumakom podkowy przed dalszą drogą.Za pół godziny konie będą gotowe.Nie zechcielibyście teraz odpocząć w pokoju gościnnym? Bracia was zaprowadzą.Najroślejsi zakonnicy wstali zza stołów i podeszli do nas, a miny mieli podejrzanie ponure.Poczułem, jak nagrzewa się rękojeść Miecza Bez Imienia, ale nie miałem w planach masowej rzezi.Tylko głupiec walczyłby z pełnym żołądkiem.– Dziękujemy za uprzejmą propozycję.Za mną, kochani.Gdzie ten pokój?Draby w habitach zaprowadziły nas do odległej wieży.Potem długim korytarzem udaliśmy się do przestronnego, okrągłego pomieszczenia z dwoma zakratowanymi oknami.Hulały tu przeciągi.Mnisi skłonili się i zatrzasnęli za sobą ciężkie drzwi.Huknęła zasuwa.– Wpadliśmy! – skonstatowała Lija.– Nie da się ukryć – przytaknął Jean.– Czy oni myślą, że z takimi gębami uda im się kogokolwiek oszukać?Postanowiłem stłumić w zarodku defetystyczne nastroje.– Nic się jeszcze nie stało! Zamknęli nas, to prawda, ale przecież nie będą trzymać wiecznie! Poza tym, nie przejawili na razie otwartej wrogości.– A konie?– Skoro rozkuli, to podkują.– Lordzie Osiernico.– Buldożer podszedł do okna.– Spójrzcie, co się dzieje w sąsiedniej wieży!Z okna rozciągał się doskonały widok na mury klasztoru i wysoki dach, nad którym latały gołębie.Gołębie! Od razu zrozumiałem, o czym pomyślał Jean.Gołębie pocztowe! Więc w taki sposób przeor otrzymywał wszelkie nowiny! To dlatego nas tutaj zwabił! Pewnie kardynał Call wydał odpowiednie polecenia wszystkim klasztorom, kościołom, pustelniom i diecezjom.Dosłownie na naszych oczach z gołębnika wyłonił się przeor i dwóch mnichów puściło w niebo dwa gołębie, które szybko zniknęły z pola widzenia.Cóż, ten średniowieczny system łączności zasługuje na szacunek.– Wysyła meldunek, że udało mu się wziąć do niewoli niezwyciężonego lorda Osiernicę, landgrafa Miecza Bez Imienia.Dureń! – prychnęła dumnie Lija.– Milordzie, pokażecie im, gdzie raki zimują?Nim uprzejmie zapukano do drzwi naszej celi, zdążyliśmy się zabarykadować.Zastawiliśmy drzwi meblami, a trzeba przyznać, że było ich tu sporo – niskie, szerokie łóżko, dwa wysokie krzesła z rzeźbionymi oparciami, taboret i stół [ Pobierz całość w formacie PDF ]
Powered by wordpress | Theme: simpletex | © Nie istnieje coś takiego jak doskonałość. Świat nie jest doskonały. I właśnie dlatego jest piękny.