[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- To głupota z mojej strony, że znowu tu przyszłam.Myślałam, że może się zmieniłeś, chcesz przeprosić.- Nigdy mu nie wybaczyła jego zachowania po tym, jak pełzacz zjadł jej niezwykle milutkiego pieska.- Nigdy więcej mnie nie zapraszaj, Simon.Wymaszerowała, odprowadzona przez swego aktualnego kochanka i wybuchy chóralnego śmiechu.Pozostali goście zadawali mnóstwo pytań.- Gdzieś zdobył te stworzenia? - chcieli wiedzieć.- W firmie Wo i Shade, Import - odrzekł, uprzejmym gestem wskazując Jalę Wo, która przez większość wieczoru trzymała się na uboczu i milczała.- Dlaczego udekorowały mury zamków twymi podobiznami?- Ponieważ jestem dla nich źródłem wszelkiego dobra.Przecież mnie znacie od tej strony, prawda? - To oświadczenie wzbudziło wśród zgromadzonych szereg zduszonych chichotów.- Czy będą znowu walczyć?- Oczywiście, ale nie dzisiaj.Nie martwcie się.Będą następne przyjęcia.Jad Rakkis, ksenobiolog amator, zaczął opowiadać o innych społeczeństwach owadów i wojnach, jakie one toczą.- Te piaseczniki są zabawne, ale nie ma w nich nic szczególnego.Powinniście poczytać na przykład o ziemskich czerwonych mrówkach.- Piaseczniki nie są owadami - zaprotestowała ostro Jala Wo, ale Rakkis skupił już na sobie zainteresowanie zebranych i nikt nie zwrócił na jej słowa najmniejszej uwagi.Kress uśmiechnął się do niej i wzruszył ramionami.Malada Blane zaproponowała, aby przy okazji następnej wojny robić zakłady.Wszyscy temu przyklasnęli i rozpoczęli ożywioną, niemal godzinną dyskusję na temat zasad i stawek.W końcu goście zaczęli się rozchodzić.Jala Wo była ostatnia.- A więc - oznajmił Kress, gdy zostali sami - wygląda na to, że moje piaseczniki są przebojem.- Rozwijają się całkiem dobrze.Już teraz są większe od moich.- Tak, z wyjątkiem pomarańczowych.- Zauważyłam.Wydają się stosunkowo nieliczne i ich zamek jest w opłakanym stanie.- No cóż, ktoś musi przegrywać - stwierdził Kress.- Pomarańczowe najpóźniej się wykluły i urządziły.Teraz to się na nich odbija.- Przepraszam - powiedziała Wo - mogę zapytać, czy wystarczająco pan karmi swoje piaseczniki?Kress wzruszył ramionami.- Poszczą czasami.Dzięki temu są bardziej zawzięte.Zmarszczyła brwi.- Nie ma potrzeby ich głodzić.Niech im pan pozwoli walczyć w ich własnym czasie i z własnych powodów.Walka leży w naturze tych stworzeń i będzie pan świadkiem niezwykle subtelnych i złożonych konfliktów.Ciągłe, wywoływane głodem wojny są poniżające i pozbawione finezji.Kress odpłacił jej równie wyraźnym niezadowoleniem.- Jest pani w moim domu, Wo, i tutaj ja decyduję, co jest poniżające.Karmiłem piaseczniki tak, jak pani radziła, i nie chciały walczyć.- Musi się pan uzbroić w cierpliwość.- Nie - oświadczył Kress.- Przecież jestem ich panem i bogiem.Dlaczego miałbym czekać, aż nabiorą na coś ochoty? Nie walczyły dostatecznie często, by mnie zadowolić.Skorygowałem to.- Rozumiem.Przedyskutuję tę sprawę z Shade’em.- To nie jest pani zmartwienie.Ani jego.- Wobec tego nie pozostaje mi nic innego, jak tylko życzyć panu dobrej nocy - powiedziała Wo z rezygnacją.Potem jednak, nakładając płaszcz, obdarzyła go pełnym dezaprobaty spojrzeniem.- Niech pan obserwuje swoje twarze - ostrzegła.- Niech pan uważnie obserwuje swoje twarze.Po jej wyjściu Kress, zaintrygowany, podszedł do pojemnika i przyjrzał się zamkom.Jego podobizny tkwiły na swoich miejscach, jak zawsze.Może tylko.Szybko nałożył powiększające gogle.Nawet wtedy różnica była trudna do uchwycenia.Wydało mu się, że wyraz wyrzeźbionych twarzy zmienił się nieco, że uśmiech został lekko wykrzywiony, tak iż pojawił się w nim cień podłości.Była to bardzo subtelna zmiana, jeżeli w ogóle cokolwiek się zmieniło.W końcu Kress doszedł do wniosku, że wrażenie to powstało pod wpływem słów Jali Wo i postanowił więcej nie zapraszać jej na swe przyjęcia.W ciągu następnych kilku miesięcy Kress wraz z garstką najbliższych znajomych spotykał się co tydzień na, jak lubili to nazywać, „grach wojennych”.Teraz, gdy minęła już początkowa fascynacja piasecznikami, Kress więcej czasu poświęcał na interesy i obowiązki towarzyskie - kosztem obserwacji pojemnika.W dalszym ciągu lubił jednak urządzać dla przyjaciół jedną czy dwie wojny.Utrzymywał swych kombatantów w ciągłej gotowości, na krawędzi głodu.Wyraźnie się to odbiło na pomarańczowych, których liczba tak znacznie się zmniejszyła, że Kress zaczął się zastanawiać, czy ich mamka jeszcze żyje.Ale inne miały się całkiem nieźle [ Pobierz całość w formacie PDF ]
Powered by wordpress | Theme: simpletex | © Nie istnieje coś takiego jak doskonałość. Świat nie jest doskonały. I właśnie dlatego jest piękny.