[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Juz wiedzial, co powie.Ale on przeciez szukal tylko zemsty za smierc drogiego przyjaciela, hrabiego Talina…Wybroni sie przed Wielkim Ksieciem – jezeli przezyje te wojne…Jezeli pokona wroga, uzyska tez dostep do jego tajemnic i w gwaltowny sposob zmieni hierarchie trojwladzy w Esttelechionie.Moze beda go postrzegac jako czwarta sile? W kazdym razie awansuje do najblizszego otoczenia Wielkiego Ksiecia.Arystokracja nie bedzie protestowac.Poszerzy przeciez jej wplywy.Nikt z nich nie lubil wywyzszajacych sie czarnoksieznikow.Ani tym bardziej nieobecnych, niemal mitycznych Matron.Tylko kogo on ma zaatakowac? Czarnoksieznikow czy Matrony? Kto stoi za smiercia hrabiego Talina? Kto jest jego rzeczywistym wrogiem? Kto?Wiedzial, ze przebywajac tutaj dluzej, nie zdobedzie odpowiedzi.Musial namowic Aylayath do powrotu.Raz udalo mu sie z nia porozmawiac.Siedziala wyprostowana, zalozywszy nogi jak w pozycji kwiatu lotosu.I gdy nadszedl, pierwszy raz nie uciekla, tylko krzyknela – z mieszanina bolu i rozpaczy:–Nie mam po co zyc! Ani gdzie, ani z kim!–Mozesz zyc w miescie.Przyjmiemy cie najlepiej jak potrafimy.–Nie zrozumiales nic! Jestescie wrogami!–Ja nie mam nic wspolnego z tymi Destruentami, ktorzy zniszczyli twoja rase, Aylayath.Minelo wiele czasu.Nie win dzieci za grzechy ich przodkow.Tysiaclecia chyba zmazuja czesc win?Nie odpowiedziala, on zas pozostawil jej nieskazone jedzenie i oczyszczona wode.Rankiem odeszla, ale naczynia byly puste.Choc potem z nim juz nie rozmawiala, to jednak zawsze wieczorem udawalo mu sie zostawic jej troche pozywienia, ktore rano znikalo.Aylayath wychodzila z tego czegos, co jej sie stalo.Powoli, ale wychodzila.***Pewnego wieczoru, gdy jak zwykle siedziala wyprostowana, wpatrujac sie pustym wzrokiem w przestrzen, podszedl do niej i pokazal zdjecie hrabiego Talina.–To byl moj przyjaciel – powiedzial.Jak mozna bylo sie spodziewac, zielone oczy nie wykazaly sladu zainteresowania.–Nie zyje.Zostal zamordowany.W wyjatkowo paskudny sposob.Przypuszczam, ze robiono na nim eksperymenty.Jakie? Nie wiem.Przypuszczam, ze zakazane przez Rade Esttelechionu i Wielkiego Ksiecia.Bo gdy go zobaczylem, wygladal naprawde paskudnie.Jakby kazda komorka jego ciala przepoczwarzala sie w cos innego.Wiem, jak wygladal, bo im uciekl.Cierpiac straszliwy bol, niemal sie rozpadajac, zdolal im uciec i przyjsc do mnie.Ale oni jakims cudem kontroluja Numenala Smierci.Wyslali za nim Lisza, by ten przyspieszyl procesy rozpadu.Aby Talin nie powiedzial nikomu, co zobaczyl.Moj przyjaciel umieral w meczarniach.A zapewniam cie, ze ci, co mu to zrobili, nie zaniechali swoich eksperymentow.Dzieje sie cos zlego w miescie, Aylayath.Potrzebujemy bohatera.Jej twarz nawet nie drgnela.–Z poczatku myslalem, ze to ktos z wysokich rodow.Pojedynki miedzy arystokratami.Ale nikt na gorze wladz miasta nie ma odpowiednich maszyn.Z wyjatkiem goblinow, ale te, jak wiesz, uzywaja ich do innych celow.Aylayath, gleboko w podziemiach miasta mroczne sily dokonuja zlych rzeczy.I tylko ja je moge powstrzymac.Gromadze armie, nieliczna, ale uzbrojona w wysokoenergetyczna bron.Ja wypowiem im wojne.Bo niezaleznie od tego, ze wygladamy inaczej niz ty, nadal czujemy bol i szczescie.I gdy ktos nam zadaje pierwsze, a odbiera drugie, to jest zly.I trzeba go pokonac.Gdyby byl jakis bohater, wezwalbym go.Jednak, skoro go nie ma, zrobie to sam.Bo jak bohaterowie zawodza, zwykli ludzie musza brac sie za niezwykle sprawy.Powstal, by odejsc.–Jak mial na imie ten twoj przyjaciel? – uslyszal cichy glos.Usiadl znowu.Odparl rownie cicho, powaznym, przepelnionym smutkiem glosem:–Talin.–Opowiedz mi wiecej o jego smierci.***Smok spadal w dol jak jastrzab, zas ciemnozielony kadlub rozzarzyl sie od gwaltownie rosnacej temperatury.Aylayath, ufajac konstrukcji maszyny, bez pardonu wprowadzala ja w atmosfere.–Matrony maja sposob, by obserwowac nasze poczynania – powiedziala.– Gdy bylam na pustyni, mialam wizje.Widzialam to…–Wiec dobrze, ze wracamy.Dluzsze oczekiwanie daloby naszym wrogom czas, by sie przyzwyczaic – mowil z trudem Zavir, nieprzywykly do lotu z taka predkoscia.Stabilizatory nie tlumily wszystkich turbulencji, paskudnych przyspieszen i niemilych pulsacji, gdy wlaczaly sie silniki hamujace.Czarodziejka powoli wyrownywala lot.Zabojcza sciana grzybow zostala za nimi.Zas przed nimi byl przeswietny Esttelechion.Ktory wlasnie plonal.Smoliste dymy bily wysoko w niebo.–Co sie dzieje? – zapytal Zavir.– Czyzby wojna? Ale z kim? Co sie wydarzylo podczas naszej nieobecnosci?–Sprobuje podleciec blizej.Arystokrata spojrzal na astromierz.Z ulga odnotowal fakt, ze urzadzenie znowu dziala poprawnie.Jednak… Cale bylo pokryte od wewnatrz czarna mazia.–Nie!!! – krzyknal.– Zawracaj! Niekorzystna aura [ Pobierz całość w formacie PDF ]
Powered by wordpress | Theme: simpletex | © Nie istnieje coś takiego jak doskonałość. Świat nie jest doskonały. I właśnie dlatego jest piękny.