[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- To tylko narok.Wyszedł za próg, w blask słońca.Gdy padło na niego światło, zniknął, ale nie od razu,a stopniowo.Słońce wlewające się do domu zamigotało i nagle daleka kosiarka zawarczała nanowo.Wzięłam głęboki wdech.Świat znów zaczął się kręcić, znów było słychać ptaki, wiatr,czyjeś radio.Osłupiała stałam u boku Barnaby.- Jak to tylko rok? - szepnęłam.- Mam tylko rok? Barnaba obrzucił mnie wzrokiemewidentnie wkurzony.- A skąd ja mam wiedzieć? Z mojego pokoju dobiegło zdumione wołanie:- Madison? To ty?- Tato! - krzyknęłam.Wpadłam na niego, gdy wyszedł na korytarz.Zmienił tozderzenie w radosny uścisk, otaczając mnie ramionami i z uśmiechem patrząc na Barnabę.- Ty pewnie jesteś tym chłopcem, który wczoraj przywiózł Madison.Seth, zgadza się?Co? Pomyślałam osłupiała.Przecież już widział Barnabę.I jakim cudem tak szybkozmienił się z rozgniewanego ochroniarza w szczęśliwego rodzica? I co z wypadkiemsamochodowym? Moją śmiercią? Barnaba przestąpił z nogi na nogę zażenowany.Posłał mispojrzenie mówiące, że mam się zamknąć.- Nie, proszę pana, jestem Barnaba.Kolega Madison.Ja też z nią wczoraj byłem,kiedy Josh sobie poszedł.Miło mi pana poznać.Wpadłem tylko, żeby zapytać, czy Madisonma ochotę na spacer.Tata zrobił dumną minę.W końcu udało mi się znaleźć kolegę bez jego pomocy.Byłam kompletnie skołowana.Tata odchrząknął, jakby próbował zdecydować, jak matraktować mojego pierwszego chłopaka, jakiego poznał osobiście, i w końcu uścisnąłwyciągniętą rękę Barnaby.A ja stałam i patrzyłam ogłupiała, jak się witają.Gdy Barnabazerknął na mnie i lekko wzruszył ramionami, zaczęłam się uspokajać.Wyglądało na to, żecała historia została wymazana z pamięci taty, a zamiast niej pojawiło się fałszywewspomnienie zwykłego wieczoru.Dostałam alibi, o jakim marzyła każda nastolatka.Terazmusiałam się tylko dowiedzieć, jak Ron to zrobił.Tak na przyszłość.- Ehm, macie może coś do jedzenia? - powiedział Barnaba, pocierając dłonią kark.-Jestem głodny, jakbym nie jadł całe wieki.Tata, jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki, przeszedł w tryb jowialnego tatuśka izszedł na dół, gadając coś o gofrach.Barnaba ruszył za nim, ale zatrzymał się, kiedy złapałamgo za rękaw.- Więc historia jest taka, że Seth przywiózł mnie do domu i przez resztę wieczoruoglądałam telewizję? - zapytałam, chcąc wiedzieć, czy została jeszcze jakaś praca dowykonania.- Nigdy nie spadłam z tej skarpy? - dodałam, kiedy kiwnął głową.- Kto będziepamiętał wczorajszy wieczór?- Nikt z żyjących - odparł.- Ron bardzo sumiennie to załatwił.Musiał cię polubić.-Jego spojrzenie zsunęło się na kamień wiszący na mojej szyi.- Albo podoba mu się twójnowy kamyczek.Znów zdenerwowana puściłam jego koszule.Poszedł za moim, tatą, który głośno pytałnas z kuchni, czy Barnaba może zostać na śniadanie.Poprawiłam sukienkę, przygładziłampotargane włosy i powoli, ostrożnie poszłam za nim.Czułam się strasznie dziwnie.Rok.Miałam przynajmniej rok.Może i nie żyłam, ale przynajmniej nie do końca.Postanowiłam, żenauczę się używać kamienia i zostanę tu, gdzie jestem.Gdzie jest moje miejsce.Z tatą.Zobaczycie.4Nie mogłam znaleźć sobie miejsca.Siedziałam po ciemku na dachu, rzucająckamykami w mrok i próbując wszystko sobie poukładać w głowie.Nie byłam żywa, ale niebyłam też całkiem martwa.Tak jak podejrzewałam, ostrożne przesłuchanie taty na tematpoprzedniego dnia potwierdziło, że nie tylko nie miał pojęcia, iż leżałam w kostnicy, ale wogóle nie pamiętał wypadku.Sądził, że pogoniłam Josha, kiedy się dowiedziałam, że to byłarandka z litości, wróciłam do domu z Sethem i Barnabą i przez cały wieczór oglądałamtelewizję, dąsając się, w kostiumie.Nie był też zadowolony, że zniszczyłam wypożyczoną suknię.Wcale mi się niepodobało, że postanowił potrącić mi depozyt z kieszonkowego, ale nie zamierzałam narzekać.Byłam tutaj, poniekąd żywa, i tylko to się liczyło.Tata był trochę zaskoczony, że tak potulnieprzyjęłam karę, i stwierdził, że dorastam.Przez cały dzień obserwowałam go uważnie, rozpakowując się i układając swojerzeczy na półkach i w szufladach.Było jasne, że wie, że coś jest nie tak, ale nie potrafił tegosprecyzować.Praktycznie nie spuszczał ze mnie oka, ciągle wpadał na górę.Przynosił mi kanapki inapoje, aż miałam ochotę wrzeszczeć.Wiele razy przyłapałam go, jak patrzył na mnie zlękiem.Przy kolacji prowadziliśmy wymuszoną rozmowę nad kotletami; dziobałam jedzeniewidelcem dobre dwadzieścia minut i wreszcie odeszłam od stołu, wymawiając sięzmęczeniem po balu.No właśnie.Powinnam być zmęczona, ale nie byłam.Nie - była druga w nocy, a jasiedziałam na dachu, udając, że śpię, i rzucając kamykami w świat, który powoli kręcił się wchłodnych ciemnościach.Może już nie musiałam sypiać.Przygarbiona wyskubałam kolejny kawałek smoły z pokrycia dachu i rzuciłam nim wkomin.Uderzył z brzękiem w metalową osłonę i odbił się w mrok.Podsunęłam się w górę połagodnym spadku dachu i podciągnęłam dżinsy na miejsce.Nagle ogarnął mnie niepokój, zaczynający się lekkim mrowieniem dłoni i wsączającyw głąb ciała, coraz ostrzejszy i bardziej odczuwalny.Czułam się obserwowana.Odwróciłamsię i krzyknęłam cicho, kiedy Barnaba spadł na dach z drzewa wznoszącego się nad mojągłową.- Hej! - krzyknęłam, a serce mi waliło, gdy wylądował tuż obok niczym kot.- Możebyś mnie ostrzegał?Podniósł się z kucków i stanął wyprostowany w świetle księżyca, z rękami nabiodrach, wyraźnie zdegustowany.Otaczała go jakby lekka, migotliwa poświata.- Gdybym był czarnym żniwiarzem, już byś nie żyła.- Ja już nie żyję, pamiętasz? - powiedziałam, rzucają w niego kamykiem, któryprzeleciał nad jego ramieniem.Barnaba nawet się nie uchylił.- Czego chcesz? - zapytałam zniechęcią [ Pobierz całość w formacie PDF ]
|
Odnośniki
|