[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.dla całego świata; płoną wtedy oni boską radością, lecz pozostająobojętni na to, kto podniesie te kwiaty i klejnoty, kto napełni swój zloty kubek lub glinianąmisę winem ich serca, obojętni jak chmura roniąca krople ożywczego deszczu na piękną,80dumną różę i na drobny kwiatek skalnego wrzosu! Prawdę mówił mój ojciec.jeżeli takmyślał.Elza długo milczała, zapatrzona i zasłuchana.W jej duszy brzmiały jeszcze słowa Eryka –wikinga i anioła.– Cóż powiesz, matko? – zapytał Eryk.– Jestem skromnym wrzosem skalnym, lecz i na mnie spadla kropla życiodajnego deszczu!– szepnęła.– Pamiętam wszystko i nigdy nie zapomnę ani o reniferach nie lękliwych śmierci,idących w dal nieznaną, ani o lemingach zwalczających ogień, głębokie, wartkie nurty rzek iwysokie, mocne mury, ani o łabędziach białych, lecących hen, do ciepłego morza – poszczęście!.Eryk zdumiał.Wszystko pojęła, sercem i rozumem ogarnęła milcząca, spokojna kobieta,żona rybaka.Była jak bazaltowa skała Austvaagöy.Pozostawała niezwalczona pod ciosamimiotających się fal, lecz w jej piersi każdy uderzający w nią wał pozostawiał ślad niezatarty.Pamiętała o nim, czuła go dotkliwie, boleśnie przez wieki całe.Zły czy dobry siew rzuciłem do duszy tej kobiety? – myślał z trwogą Eryk i żebyrozproszyć wrażenia, zaczynał opowiadać o życiu w wielkich miastach, gdzie śpiewałtłumom; objaśniał, co jest dobre a co złe w ich walce o byt, co jest wzniosłe i co poziome, cowielkie i co śmieszne; mówił o wzlotach sztuki i głębi myśli ludzkiej, o geniuszach ibłaznach, o zbrodniarzach i spotykanych na ziemi świętych, bardziej miłych Bogu niż dawnipustelnicy i męczennicy, gdy życie było takie proste i zrozumiałe dla każdego, gdysprawiedliwość była jednakowa dla wszystkich, gdy dobre czyny i bohaterstwo byłybezpośrednim nakazem sumienia i myśli, niczym nie hamowanym a potężnym odruchem.Opowiadał wesołe, zabawne wypadki ze swego życia, śmiał się i śmieszył Elzę, dziwiąc się,że nigdy, w najbardziej wykwintnym.i inteligentnym towarzystwie nie starał się być takdowcipnym i mądrym, gdyż w jasnych oczach młodej macochy widział zrozumienie każdejmyśli utajonej pod zasłoną mowy ludzkiej – ubogiej, bezsilnej i szarej mowy.Nareszcie biały, piękny statek zawinął do Hadselfiordu i zabrał z sobą młodegoTornwalsena.Nie doczekał się powrotu staregoWaege, pozostawił dla niego znaczną sumę pieniężną i serdecznie pożegnawszy Elzę,odpłynął.Młoda kobieta długo patrzyła w ślad za sunącym po fiordzie białym parowcem, aż zniknąłza wschodnim przylądkiem Norgo.Wtedy Elza zamknęła oczy i przycisnąwszy ręce do piersi, szeptać zaczęła słowa sagisłyszanej od Eddy–prababki, siwej, wiekowej Lilit.Zniknęły w mgle dalekiej białe żagle wikingowej łodzi.Już nie słychać grania rogów i skrzypu długich, giętkich wioseł.Opustoszał zamek, zawarły się podwoje i umilkł mieczów szczęk.Na krużgankach – pustka, i na szczycie baszty – cisza.Myśli Elzy przerwał Olaf Nilsen.Stanął na progu kajuty i patrzał smutnymi oczami nabladą twarz sztormana i na skuloną w ciemnym kącie postać zamyślonej kobiety.Nie słyszała, jak wszedł, i drgnęła, gdy dobiegł ją szept kapitana:– Jak się czuje mister Siwir?Elza podniosła się i wnet przeistoczyła się w Ottona Lewego.—– Jeszcze gorączkuje, miota się i mówi słowa bezładne, niezrozumiale! – odparłmarynarz służbowym głosem.– Może będzie lepiej, jeżeli zawiniemy do Vardö i zostawimy sztormana w szpitalu? –spytał Nilsen.Otto Lowe od razu.zmienił się w kobietę, bo przycisnął ręce do piersi i drżącymi ustami81jął błagać:– Nie! Nie! Pozostaw go tutaj, Olafie Nilsen, pozostaw! Ja nie dam mu umrzeć! On jestżyciem moim i twoim! Ja wydrę go śmierci!– Kochasz go tak bardzo? – jęknął Norweg.– Kocham! – padł cichy szept.Złe glosy zaczęły krzyczeć w duszy Nilsena, serce gwałtownie mu zabiło, przymrużyłoczy i ścisnął pięści [ Pobierz całość w formacie PDF ]
|
Odnośniki
|