[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Spoglądam przez ramię – tak, Pierwsza Ezoteryczna.Tak to zaplanował Erik.Dostrzegam Alberta, który jest blady niczym nasze perspektywy na zwycięstwo, lecz wciąż stara się zgrywać chojraka.–Udało mi się – szepcze na odchodnym.– Dostałem tę krew elfów.I od razu obróciłem w pieniądz.Jestem bogaty.Niech no tylko wojna się skończy…–Nie powiesz, kto? – pytam.Jedną z cech, które nabywa się podczas pobytu w akademii, jest ciekawość posunięta do wścibstwa.–Powiem… – Macha mi ręką na pożegnanie i odbiega z pozostałymi członkami oddziału.Muszą się spieszyć, bo smok zaczyna dziesiątkować naszą południową flankę.Pełen złych przeczuć nakazuję kolejnej kompanii szykować się do uderzenia.Dum!To właśnie został zmiażdżony największy z naprędce wzniesionych bastionów.Widzę, jak rozsypują się ściany, jak kurz kłębami dusi tych, którzy ten atak przeżyli.Widzę elfy w tych dziwnych mundurach, które pierwszy raz zobaczyłem w rejonie Wagu.Ci żołnierze są sprawni i szybcy.Husarzy, których miałem za jednostkę pośród elfów najlepszą, to przy nich partacze.Dragoni prezentują prawdziwą maestrię w uśmiercaniu i każdy żołnierz, co ma więcej doświadczenia niż pogodny rekrut, musi te kompetencje docenić, musi spojrzeć na nie z podziwem, jak na sztukę.Mimo że uśmiercają naszych.Dadum!Smok grzęźnie naraz w jednym z przygotowanych przez nas wykopów.Noga zapada się dość głęboko.Czekam, aż pierwszy oddział, ten z Albertem, dotrze pod osłoną artylerii na odległość, z której będą mogli strzelać podłuskowcami.Podłuskowce – kolejny wynalazek inżynierów z Unterbergu – były wprawdzie szykowane na zwierzynę znacznie mniejszą, lecz zasada, jak tłumaczył nam konstruktor, gdy oglądał szkic smoka, winna być ta sama.Najpierw dzięki czarowidłu przełamuje ochronne ezopole, jakie charakteryzuje każdą szturm-bestię, potem metalowe, spłaszczone ostrze wchodzi między łuski, następuje detonacja tylnej części pocisku, który wbija się w ciało, pomiędzy łuskami, a wtedy eksploduje drugi ładunek, ukryty na przodzie podłuskowca.Nie samym podłuskowcem walczy snal.Dotykam kciukiem zimnej powierzchni detonatora, liczę w myślach do dziesięciu, czekam, aż w stronę bestii pomkną pierwsze podłuskowce, i naciskam przycisk.Z jamy, w którą wpadła łapa monstrum, tryskają dym, płomienie, gruz.Bestia ryczy tak, że przez chwilę mam wrażenie, że ją dostaliśmy.Nieważne, że bębenki w uszach pękają, nieważne, że nie słyszę tego, co mówi osoba, która siedzi obok mnie.Trafiliśmy ją.A ona trafiła nas.Na nieszczęście wybuch rozrywa ściany wykopu, umożliwiając smokowi uwolnienie kończyny.Nieco osmalonej, przyznaję, lecz niezbyt poważnie uszkodzonej, sądząc z chodu, miarowego i nawet rześkiego.Ci z podłuskowcami nie zdążyli dobrze się skalibrować, wciąż jeszcze chybiają, gdy smok odwraca ku nim swe przekrwione ślepia.Pluje ogniem.Pozycje pierwszej ezoterycznej dzieli od bestii kilkaset kroków, lecz to nie jest, jak się okazuje, żadna przeszkoda.Przez chwilę na naszych liniach pali się dosłownie wszystko.Przykładając oko do dalnety, oglądam przygnębiający widok topniejących dział – ich lufy krzywią się, zginają i kapią na skały.Snale, ci których mogłem dostrzec, po prostu wyparowali, podmuch gorąca był tak silny, że spłonęli, nim zdali sobie z tego sprawę.Na Ducha Sztolni! Albert! Aaalbeeeert!Dum!Idzie dalej.Przeklęta maszkara idzie dalej! Walkę podejmują zwykli żołnierze, nie ezoterzy, lecz kończy się to dla nich nie najlepiej – zostają zmieceni smoczym ogonem, rozdeptani, zniszczeni.Ich granaty, ich kule, ich bagnety nic nie znaczą wobec smoka.W myślach przeklinam Dracha, w myślach przeklinam – ja, snal, pierwszy raz w życiu – jaskinie, te na południu, z których wyszła owa cholera.Zgodnie z instrukcjami otrzymanymi od Erika, posyłam do boju Drugą Ezoteryczną.Moja jest trzecia.Dadum!Na moment odwracam głowę, popatrując na pozostałe odcinki frontu, gdzie z naszej perspektywy sytuacja wydaje się dużo lepsza.Elfy, oczywista, pędzą całe zagony szturm-bestii, lecz bije w nie artyleria, biją w nie karabiny, i ta czarowna, pierdolona menażeria pada raz za razem.Przynajmniej one nie są odporne na nasze kule.Całkiem nieźle radzą sobie też pancer-jazdy.Wzbudzają popłoch w elfich szeregach i zaiste, choć nasi też giną legionami, wszystko to wygląda obiecująco, bo jednak elfów, i tych, którzy służą w elfich jednostkach, ginie więcej, znacznie więcej.Ja wiem, że są tam snale, że są tam ludzie i orki, i jeszcze inni, wiem, że Elfor to królestwo wielu ras.Nie mogę jednak opanować satysfakcji, żwawego bicia serca, nie mogę się nie cieszyć, gdy nasze oddziały, idąc jak burza, skaczą po głowach wrogów, sieją zniszczenie.Ja, socjał i pacyfista, cieszę się każdym trupem, który pada po tamtej stronie.Zmieniłem się.I nie bardzo podoba mi się ta zmiana.Dum!Ta dziura to przed chwilą był bunkier.Oko wciąż mam przyklejone do dalnety, która teraz przybliża mi tragedię Drugiej Ezoterycznej.Nie skutkują kubły z czarowidłem, ładunki wybuchowe ani srebrne łańcuchy, którymi próbują pętać nogi bestii.Nic nie daje to, że monstrum po raz kolejny zostaje unieruchomione, grzęznąc w następnym z przygotowanych przez nas wykopów.Ogon smoka wciąż pracuje, z nozdrzy bucha dym.Co rusz krople ognia wypluwane przez maszkarę dziesiątkują nasze oddziały.Cóż z tego, że na pozostałych odcinkach nam się wiedzie? Że się szczęści? Starczy smok, jeden jedyny, by zmienić losy bitwy.Dadum!To strzelają dragoni.Nie wiem, co to za broń, pierwszy raz ją widzę, ale zaczynam rozumieć, że tam, w elfich kuźniach pod górami, gdzie kują te ich magiczne cudeńka, też nie próżnowano.I w magii możliwy jest postęp.Znamienne, że nastąpił on dopiero na potrzeby wojska.Czasami myślę, że inteligencja – niezależnie od rasy – najpełniej objawia się, gdy idzie o metody uśmiercania przeciwnika.Dragoni wyglądają na inteligentne elfy.Druga Ezoteryczna zostaje właśnie wybita do nogi.Dum!Tym razem to my grzmimy.Zza moich pleców, kiedy chwilowo pole jest wolne od naszych, bo na smoczym odcinku wszyscy oni zginęli, idzie palba za palbą, kładąc do grobu wielu dragonów.Teraz nasza strona popisuje się inteligencją.Obiecuję sobie, że jeśli przeżyję, przejdę się pomiędzy tymi zastygłymi, martwymi już dragonami, i jak soku z brzóz, upuszczę z nich trochę elfiej krwi.Dla ciebie, Albert!Dadum!No tak, prawie bym zapomniał [ Pobierz całość w formacie PDF ]
Powered by wordpress | Theme: simpletex | © Nie istnieje coś takiego jak doskonałość. Świat nie jest doskonały. I właśnie dlatego jest piękny.