[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Oczyściłam metodycznie skórę z krwi, spodziewając się w każdej chwili zobaczyć błyskpazurów, ale te pozostały schowane, a Tamlin zachowywał milczenie przez cały czas.Ostrożnie owinęłam mu dłoń bandażem.Ku memu zdziwieniu rana nie była głęboka – tylko kilka rozcięć skóry, z których żadne nie wymagało szycia.Założyłam opatrunek i zabrałam miskę z wodą zabarwioną krwią do głębokiego zlewuzamocowanego z tyłu pomieszczenia.Cały czas czułam wzrok fae na sobie, piekący niczym stempel do wypalania piętna.Gdy skończyłam sprzątać, odniosłam wrażenie, że pokój zrobił się mniejszy i duszny.Tamlin zabił bogge’a i wyszedł z tego bez większego uszczerbku.Jeśli on byłtaki potężny, to książęta władający Prythianem musieli dysponować niemal boskimi mocami.Mój śmiertelny instynkt zwinął się w panice w ciasny kłębek na samą myśl o tym.Byłam już prawie przy drzwiach, cały czas powstrzymując się, by nie uciec biegiem do mojej komnaty, kiedy usłyszałam jego głos:– Nie umiesz czytać i pisać, a jednak nauczyłaś się polować.Nauczyłaś się walczyć o przetrwanie.Jak?Zatrzymałam się ze stopą na progu.– To łatwe, kiedy ponosisz odpowiedzialność za życie innych, nie tylko własne, prawda?– odparłam.– Robisz to, co trzeba.Wciąż opierał się o stół, nadal stojąc w rozkroku między tu i teraz a tym mrocznym miejscem w umyśle, do którego musiał się udać, aby przetrwać walkę z boggem.Wytrzymałam drapieżne spojrzenie jego lśniących oczu.– Jesteś inna, niż się spodziewałem – stwierdził.– Jak na człowieka.Nie odpowiedziałam i wyszłam.On również nic więcej już nie dodał.***Gdy następnego ranka schodziłam głównymi schodami, starałam się nie myśleć zbytnio o lśniącej czystością marmurowej posadzce głównego hallu.Ani śladu krwi Tamlina.Właściwie starałam się nie myśleć zbytnio w ogóle o naszym nocnym spotkaniu.Gdy okazało się, że hall jest pusty, niemal się uśmiechnęłam.Coś drgnęło w tej bezdennej pustce, którą czułam, odkąd zostałam tu przyprowadzona.Może teraz, może w tej chwili spokoju mogłabym się przyjrzeć obrazom na ścianach, poznać je bliżej, zanim ktoś przyjdzie i zakłóci mi obcowanie z nimi.Serce zabiło mi żywiej na samą myśl o tym.Już miałam ruszyć w stronę korytarza,którego ściany pokrywały malowidła, kiedy dosłyszałam męskie głosy dobiegające z jadalni.Stanęłam.Ponieważ w głosach usłyszałam napięcie, podeszłam cicho do drzwi i ukryłam się w ich cieniu.Może było to niegodne i tchórzliwe, ale gdy przekonałam się, o czym fae rozmawiają, wyzbyłam się całego poczucia winy.– Chcę tylko wiedzieć, co ty wyprawiasz.– Ten głos należał do Luciena.Każde słowo podszyte było złośliwością.– Powiedz mi lepiej, co ty robisz – odwarknął Tamlin.W szparze między framugą a drzwiami widziałam, jak stoją naprzeciw siebie.Promienie porannego słońca lśniły na pazurach wysuniętych ze zdrowej dłoni Tamlina.– Ja? – Lucien położył dłoń na piersi.– Na Kocioł, Tam.Mamy za mało czasu, a tyzwyczajnie się dąsasz i miotasz.Nawet nie próbujesz już tego ukryć.Uniosłam brwi w zdziwieniu.Tamlin odwrócił się plecami do rozmówcy, ale chwilępotem zwrócił się do niego ponownie z obnażonymi zębami.– To od samego początku był błąd – wycedził.– Nie jestem w stanie tego przełknąć.Nie po tym, co mój ojciec uczynił ich gatunkowi, ich ziemiom.Nie pójdę w jego ślady, nie będę taki jak on.Zatem odpuść sobie.– Odpuścić sobie? I przyglądać się spokojnie, jak pieczętujesz nasze losy i wszystko niszczysz? Zostałem z tobą, bo miałem nadzieję na pomyślny obrót spraw, a nie po to, żeby przyglądać się twojemu upadkowi.Jak na kogoś o kamiennym sercu wykazujesz ostatnio nadzwyczajną miękkość.Na naszych ziemiach był bogge.Bogge, Tamlinie! Bariery między dworami zniknęły.Nawet nasze lasy są pełne różnego świństwa, jak choćby te cholerne puki.Masz zamiar na stałe wyprowadzić się do leśnych ostępów i spędzić resztę życia na mordowaniu wszystkich szkodników, które będą się tu zakradać?– Zważaj na swoje słowa – warknął Tamlin.Lucien podszedł do niego, również szczerząc zęby [ Pobierz całość w formacie PDF ]
|
Odnośniki
|