[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Nie była w stanie zrobić kroku.Mitchell ujął ją delikatnie pod ramię.Nagle przypomniała sobie, jak ojciec, w wypożyczonym garniturze, prowadził ją przybraną różami nawą katedry w San Francisco ku małżeństwu.A teraz Mitchell prowadził ją po schodach domu w Carmelu ku wdowieństwu.W sypialni Gideona żaluzje były opuszczone.Panował tu żałobny półmrok.Wielkie zautomatyzowane łóżko szpitalne, w którym sypiał od czasu choroby wieńcowej, osłaniał parawan.Mitchell uwolnił jej ramię.Crystal przy wtórze złowróżbnych szeptów lekarzy podeszła do łóżka.Wielkie, żylaste ręce Gideona spoczywały bezwładnie na jedwabnej pościeli z monogramem.Bezkrwista skóra twarzy wokół wydatnego nosa o ściągniętych nozdrzach obwisła.Pod zamkniętymi oczami rysowały się głębokie cienie.Umarł, zanim posłali po mnie, i nawet tego nie zauważyli.– Gideonie – szepnęła, dopominając się jakiejkolwiek reakcji.– Gideonie.Obwisłe fałdy na prawej połowie twarzy pozostały nieruchome, ale lewa drgnęła za sprawą jakiegoś nadludzkiego, jak zdawało się Crystal, wysiłku.Twardówka o ziemistej barwie, zmatowiała tęczówka i nie widząca źrenica, sprawiały wrażenie, jakby mózg Gideona obumierał.Nie umarł, ale kona, kona.– pomyślała.Na widok spustoszenia, jakie poczyniła choroba, Crystal poczuła, jak tężeje jej twarz.– Och, Gideonie, a tak cię błagałam, żebyś skończył na dziewięciu dołkach.– Westchnęła.Lewe oko zamrugało i ku jej zaskoczeniu napełniło się łzami.A więc Gideon płakał? Był przecież twardy jak skała.Siedząc na krześle, pochyliła się niżej, nie bacząc na jego nieświeży oddech.– Po tym, co się zdarzyło, kochanie, tylko ja będę z tobą grała.W ten sposób będę wiedziała, kiedy powinieneś przestać.Lewa strona ust poruszyła się.Crystal usłyszała dziwny, świszczący dźwięk.– Ciii – szepnęła kojącym głosem.– Będzie mnóstwo czasu później, żeby o tym dyskutować.Próbował powiedzieć coś po raz drugi.To było słowo , Alexander".– On i Gid chcą do ciebie przyjść.Może jutro, kiedy poczujesz się lepiej – oznajmiła, odgarniając z ucha Gideona kosmyk włosów.Na sinej twarzy męża pojawiły się krople potu, a jego usta poruszyły się z wysiłkiem.– I.vory? – usłyszała Crystal.Zdjęta poczuciem winy wzdrygnęła się i zaczerwieniła.A więc on wie.W tym dramatycznym momencie wypieranie się nie miało sensu.Nie mogła splamić tej najważniejszej chwili w ich wspólnym życiu jakimś żałosnym wykrętem.Oparła się na poduszce, pochyliła tuż nad jego brzydką twarzą.– Jedyny raz, kochanie, jedyny raz, podczas tego przyjęcia na cześć Chińczyków, w San Rafael.Od tamtej chwili znienawidziłam go jeszcze bardziej.Gideonie, nigdy więcej się to nie zdarzyło, ani z nim, ani z kimkolwiek innym.Byłam z tobą bardzo, bardzo szczęśliwa.Poruszył ustami.Jak bardzo pragnęła, żeby jej wybaczył, ale czy Gideon, to uosobienie purytańskiej moralności, byłby w stanie wybaczyć zdradę małżeńską? Wstrzymując oddech, oczekiwała na wyrazy potępienia ze strony umierającego męża.– Ko.chasz.mnie? – usłyszała jego pytanie.Tak – pomyślała zaskoczona.– Naprawdę go kocham.Na jej miłość do Gideona składało się wiele różnych uczuć: szacunek i podziw, radość przebywania z nim, wdzięczność za dobrobyt, w jakim dzięki niemu żyła, duma z niego, i uznanie za to, że wprowadził ją do najlepszego towarzystwa.A jeśli w ich związku nie było seksualnej rozkoszy i romantycznej miłości, to i tak uważała, że to tylko nierealne mrzonki.Uścisnęła jego zimną dłoń.– Ależ, kochanie.Jak możesz mnie o to pytać.Oczywiście, że cię kocham.– Ja.ciebie.A więc wybaczył.Małe piwne oko zamknęło się.Crystal dotykała policzkiem twarzy Gideona.Dalekie odgłosy szumiącego oceanu koiły jej ból.Ktoś próbował oderwać ją od krzesła, ale trzymała się mocno i odtrąciła cudze ręce.Pochyliła się, żeby pocałować martwiejące usta Gideona, z których wydobywał się trupi odór.– Bardzo cię kochałam i zawsze będę cię kochać – powiedziała to, co rzeczywiście czuła.Nagle delikatnie, lecz stanowczo została wyciągnięta zza parawanu.Słyszała, że lekarze coś do niej mówią, ale nie rozumiała ich słów.W końcu dotarło do niej, że to już długo nie potrwa.– Nie! – krzyknęła.– Nie, nie!Już nie tłumiła w sobie bólu.Pokój umierającego Gideona wypełnił się jej szlochami [ Pobierz całość w formacie PDF ]
Powered by wordpress | Theme: simpletex | © Nie istnieje coś takiego jak doskonałość. Świat nie jest doskonały. I właśnie dlatego jest piękny.