[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Reguły bezpieczeństwa w CIA były twarde, logiczne i nie znały wyjątków.- Wiem, co pan ma na myśli.Pracowałem z nim jedenaście lat.Jest dla mnie tak samo przyjacielem, jak i szefem.Na każdą Gwiazdkę ma coś dla moich dzieciaków.O urodzinach też nigdy nie zapomina.Sądzi pan, że jest jakaś nadzieja?- Cathy poprosiła o wizytę znajomego specjalistę.Profesora Goldmana.Lepszych od Russa Goldmana nie ma: profesor onkologii u Hopkinsa, konsultant Narodowego Instytutu Zdrowia i czegoś tam jeszcze.Twierdzi, że jest jedna szansa na trzydzieści.Rozległe i szybkie przerzuty, Mickey.Dwa miesiące to góra.Chyba że stanie się cud.- Ryan zdobył się na uśmiech.- Od tych rzeczy mam księdza.Murdock potwierdził skinieniem.- Wiem, że bliski mu jest ojciec Tim z Georgetown.Wczoraj wieczorem przyszedł do szpitala na partyjkę szachów.Admirał dał mu mata w czterdziestu ośmiu ruchach.Grywa pan z nim w szachy?- Nie mam z nim szans.I chyba nigdy nie będę miał.- Po co ta skromność? - rzekł po chwili Murdock.- On twierdzi, że pan jest dobry.- To w jego stylu.Ryan potrząsnął głową.Niech to diabli! Greerowi nie podobałaby się ta gadka.Czekała masa roboty.Jack wziął klucz i otworzył zamek szuflady z kartoteką.Położył klucz Mickey owi z powrotem na leżący na biurku rejestr i chciał wysunąć szufladę, ale źle trafił i zamiast kartoteki wysunął blat przeznaczony do pisania, na którym widniały pozostawione przez ZDW brązowe koła po kubku z kawą.Przy wewnętrznej stronie blatu Ryan zauważył przyklejoną skoczem kartę, na której charakterystycznym pismem Greera nakreślone były dwie kombinacje sejfowe.Greer posiadał swój własny sejf w biurze, podobnie jak Bob Ritter.Jack przypomniał sobie, że szef nie miał głowy do zamków kodowych i prawdopodobnie zapisywał sobie kombinacje, żeby nie zapomnieć.Zdumiał się, że admirał zanotował również kombinację do sejfu Rittera, ale po chwili znalazł rozsądne wyjaśnienie.Gdyby ktoś musiał dostać się szybko do sejfu ZDO - na przykład jeśliby Rittera porwano i trzeba było sprawdzić, jakie ściśle tajne materiały znajdują się w rejestrze - to najbardziej powołaną do tego osobą byłby któryś ze zwierzchników, jak właśnie ZDW.Niewykluczone, że Ritter znał też kombinację do osobistego sejfu ZDW.Jack ciekaw był, czy tylko on.Nie zaprzątając sobie tym głowy, wsunął blat z powrotem i otworzył szufladę.Znajdowało się w niej sześć teczek.Wszystkie dotyczyły długofalowych prognoz wywiadowczych, o które prosił admirał.Żadna nie była najwyższej wagi.Prawdę powiedziawszy, nie zawierały wcale tak bardzo poufnych materiałów, ale dostarczą admirałowi intelektualnej rozrywki.Jego szpitalnego apartamentu strzegła grupa personelu specjalnego CIA, po dwóch agentów na zmianę przez okrągłą dobę, mógł więc pracować do końca swoich dni.Ty bałwanie! - wyrzucał sobie w duchu Jack.Nie spisuj go już na straty.Przecież dają mu szansę.Lepsze marne szansę niż żadne.Chavez nie miał jeszcze do czynienia z pistoletem maszynowym.Jego osobistą bronią był dotąd karabinek szturmowy M-16, często zaopatrzony w granatnik M-203 przytwierdzony pod lufą.Umiał też posługiwać się karabinem maszynowym, belgijską bronią wprowadzoną niedawno do uzbrojenia armii, i niegdyś świetnie strzelał ze zwykłego pistoletu.Ale pistolet maszynowy już dawno wypadł z łask.Nie był po prostu poważną bronią, przydatną nowoczesnemu żołnierzowi.Co nie znaczy, że mu się nie podobał.Był to niemiecki pistolet MP-5 SD2 wyprodukowany przez firmę Heckler - Koch.Nie wyglądał pociągająco.Miał szorstkie w dotyku matowe wykończenie i brakowało mu seksapilu zgrabnego izraelskiego uzi.Ale przecież nie po to go zrobiono, aby ładnie wyglądał, pomyślał Ding, lecz po to, aby dobrze strzelał, aby nie zawiódł i był dokładny.Ktokolwiek zaprojektował tę zabaweczkę - zawyrokował Chavez, przykładając się do pistoletu pierwszy raz - wiedział, o co naprawdę chodzi w strzelaniu.Jak na niemiecką broń, składał się z zaskakująco niewielkiej liczby drobnych części.Łatwo i szybko rozkładało się go do czyszczenia, złożenie zaś nie trwało dłużej niż minutę.Kolba idealnie opierała się na ramieniu, a głowa sama układała się tak, że wzrok automatycznie padał na szczerbinkę i muszkę.- Ognia! - zakomenderował Johnson.Chavez nastawił pistolet na pojedynczy ogień.Oddał pierwszy strzał po to tylko, by wyczuć spust.Ustępował gładko pod naciskiem około pięciu kilogramów, odrzut szedł prościutko w tył i lufa nie podskakiwała, jak w niektórych innych modelach.Pocisk przeszył sam środek sylwetki głowy na tarczy.Strzelił drugi raz z identycznym skutkiem, potem wypalił pięć razy, nie zdejmując palca ze spustu.Ta kanonada odrzuciła go w tył o kilka centymetrów, ale sprężyna powrotna całkowicie niemal zamortyzowała kopnięcie.Spojrzał na tarczę z siedmioma dziurami zbitymi w gęstą grupkę, jak nos w wydrążonej w wigilię Wszystkich Świętych dyni.Następnie nastawił przełącznik na ogień ciągły - czas zatańczyć rock and rolla.Wsadził trzy pociski w korpus sylwetki.Tym razem rozrzut był większy, ale każde z trzech trafień okazałoby się dla żywego celu śmiertelne.Po kolejnej próbie Chavez nabrał pewności, że potrafi utrzymać trzystrzałową serię w tym samym punkcie celu.Nie potrzebował długich serii.Wystrzelenie ponad trzech pocisków naraz to tylko strata amunicji [ Pobierz całość w formacie PDF ]
Powered by wordpress | Theme: simpletex | © Nie istnieje coś takiego jak doskonałość. Świat nie jest doskonały. I właśnie dlatego jest piękny.