[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.—- Jesteśmy w Aleppo po to, by radzić, jak uratować nasze miasta, nasz handel i naszą niezależność.— Nigdy nie byliśmy niezależni! — krzyknął jeden z kap-łanów.Zawtórowały mu inne głosy.Amusipal dał znak ręką, by wszyscy się uciszyli.— Z północy idzie ku nam potęga, której nic się nie oprze —ciągnął — a z południa zagraża Egipt.Wprawdzie Hatszepsut jest słaba.304— W Egipcie nie ma już Hatszepsut — odezwał się ktoś z tyłu sali.Wszyscy popatrzyli w tamtą stronę.Był to Enaburiasz.Obok niego siedziała Enuana.— Zechciej wyjawić nam swe imię, panie, i powiedzieć, skąd to wiesz — poprosił zdziwiony Arnusipal.— Jestem Enaburiasz, kapłan Marduka z Babilonu.Powiedzmy, że mam kontakty z kapłanami Amona w Tebach, którym nie podoba się nowy władca.— Kto jest teraz faraonem? — dopytywali się zebrani.— Nowy faraon nosi imię Mencheperre.— Jak to możliwe? Przecież Hatszepsut nie zostawiła potomka! — krzyczano.— Kto to może wiedzieć? — Enaburiasz zawiesił na chwilę głos.— Może to jakiś generał, który wziął władzę w swoje ręce i podaje się za syna Totmesa Drugiego? Jedno jest pewne, Egipt to nasz wróg!— Tego jeszcze nie wiemy — wtrącił się kapłan z Tyru, Marnubaał.— Jeżeli chcemy ocalić nasze miasta, trzeba nam opowiedzieć się po jednej albo po drugiej stronie, ale wszyscy razem, a nie jedni przeciw drugim.— Myślisz, Marnubaalu, że to nas uchroni od wojny? —wtrącił król Amurru.— Wojna jest pewna!— Jeżeli Enaburiasz ma rację i w Egipcie panuje nowy faraon, poślijmy mu podarki.W ten sposób zyskamy na czasie — zaproponował król Sziszak.— To dobra myśl — przyznał król Amurru.— Czy wiecie, że armia egipska zgniotła Nubię? — zapytałEnaburiasz.Przez salę przeszedł szmer.— Dlatego myślę, że faraon będzie chciał karmić się wojną.Ruszy na Syrię —dokończył.— Egipcjanie będą musieli przejść przez pustynię — zauważył Arnusipal.Po długich dysputach postanowiono więc, że królestwa syryjskie i Fenicjanie wejdą w sojusz z Mitanni przeciw Egiptowi.305Amusipal wahał się jednak.Egipskie więzienie nauczyło go ostrożności.Pamiętał, że Pepi, dowódca egipskiego garnizonu w Ugaricie, wypuścił go tylko dlatego, by mieć wśród Fenicjan informatora.Amusipal nigdy jednak nie powiedział Fenicjanom o układzie z Pepim.Wiedział, że wojna jest nieuchronna.Liczył, że jeśli Egipcjanie pokonają miasta fenickie, będzie mógłzachować swoją pozycję.W Tebach od dłuższego czasu oczekiwano na powrót faraona.Gdy nadszedł ten dzień, na ulice wyległy takie tłumy jak podczas koronacji.W pałacu czekała Charis.Była w zaawansowanej ciąży.Gdy Totmes wszedł do komnaty, padła przed nim na twarz.— Charis, dlaczego leżysz przede mną? Wstań.Jak.—urwał, bo dopiero teraz zauważył jej odmienny stan.Przy-klęknął.— Panie mój, bogowie dali ci szczęście, bo urodzę niedługo twego pierworodnego.— Nasz syn, Charis, będzie piękny i niezwykły — mówił, gładząc ją po twarzy.— Niczego nie pragnę, jak tylko być blisko ciebie.Choć znaki mówią, że spotka mnie nieszczęście — wyszeptała Charis.— Nie mów tak.Jakież inne cierpienie mogłoby spaść na ciebie oprócz bólu narodzin? Nie masz się czego obawiać, ponieważ bogowie mi sprzyjają.— Mój panie, wydajesz się taki zmęczony.— Tak, jestem zmęczony — westchnął Totmes.— Lecz ty nigdy mnie nie męczysz.— Uśmiechnął się smutno.W tym momencie podmuch wiatru zatrzepotał zasłoną w oknie i do komnaty wpadła przerażona jaskółka.Nie mogąc znaleźć drogi powrotu, obijała się rozpaczliwie o ściany.306— Bogowie! — krzyknęła Charis.— Co to znaczy? Co to znaczy?— Nic nie znaczy — odparł spokojnie faraon.— Po prostu ptak zgubił drogę.— Bogowie! To zły znak! — Charis nie mogła się uspokoić.— Cieszymy się przychylnością bogów — uśmiechnął się Totmes, obejmując ją.— W Achai jaskółka zawsze przynosi nieszczęście.— Charis rozpłakała się, kryjąc twarz na jego ramieniu.Gdy Charis się uspokoiła, faraon kazał przyprowadzić muzykantów.Wkrótce komnatę wypełniła muzyka, jaką Charis lubiła najbardziej.Płynęły spokojne kreteńskie melodie na cztery harfy i flet.Charis położyła się na sofie, a Totmes usiadłprzy niej.Popatrzyła na jego twarz.Była prawie pewna, że zna każde jej drgnienie i każde spojrzenie jego oczu.Czuła, że jej Anchnum odszedł.Teraz jest przy niej władca życia i śmierci wszystkich mieszkańców ziemi Kem.Natomiast Anchnum, którego kochała, schował się w niedostępnych zakamarkach duszy Totmesa.W końcu słudzy schwytali jaskółkę w sieci, lecz biedny ptak tego nie przeżył.Wszyscy byli zdania, że to znak, lecz tylko Charis wiedziała, co zwiastuje.Czuła, że nadchodzi czas, kiedy trzeba będzie za wszystko zapłacić.Czuła to z każdym ruchem swego dziecka.Bo miłość kosztuje tyle samo, co nienawiść.Strach tyle samo, co odwaga.Cierpienie tyle samo, co rozkosz.A życie tyle samo, co śmierć.Obudziła się wczesnym rankiem.Leżąc, przyglądała się ścianom komnaty, na których namalowano harfiarzy i tancerki.Barwy mieniły się w smugach światła wpadającego przez zasłonięte okno.— Witaj, najszlachetniejsza — odezwał się nagle melodyjny 307męski głos.— Oby Izis i Hathor chroniły cię w tak błogosławionym dla ciebie czasie.Charis usiadła na łożu.Nie mogła dojrzeć twarzy tego człowieka, ponieważ skrył się w najciemniejszym kącie.— Kim jesteś i co tutaj robisz?— Przyszedłem, by ci powiedzieć, że dziecko, które nosisz w łonie, nigdy nie zostanie władcą Egiptu.Jesteś tutaj obca.Jeżeli będzie to chłopiec, nie zasiądzie na tronie, jeśli urodzisz dziewczynkę, wówczas nikt nie sprzeciwi się, by była księż-niczką krwi, a w przyszłości kapłanką [ Pobierz całość w formacie PDF ]
Powered by wordpress | Theme: simpletex | © Nie istnieje coś takiego jak doskonałość. Świat nie jest doskonały. I właśnie dlatego jest piękny.