[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Na głowach mieli kevlarowe hełmy z opuszczanymi wyświetlaczami nad jednym okiem, słuchawkami i mikrofonami na ruchomych wysięgnikach.Jeden żołnierz celował w Murdocka i wartownika z karabinu M4, drugi trzymał pistolet o pudełkowatym kształcie.Konny natychmiast sięgnął po radio, ale zanim zdążył unieść je do ust, komandos nacisnął spust pistoletu.Murdock zauważył, że broń nie wypaliła z hukiem, lecz z cichym trzaskiem.Elektryczny pistolet obezwładniający wystrzelił zamiast pocisku dwa małe bolce z cienkimi przewodami.Kiedy policjant został trafiony, poraził go prąd o napięciu pięćdziesięciu tysięcy woltów i natychmiast sparaliżował.Mężczyzna zesztywniał, upuścił radio i upadł na podłogę.Żołnierz z pistoletem momentalnie do niego doskoczył, skrępował mu nadgarstki oraz kostki plastikowymi kajdankami i zakleił usta kawałkiem taśmy samoprzylepnej.–Ładny strzał, Mike – pochwalił drugi komandos i ruszył naprzód, przeszukując wzrokiem halę.Po chwili odwrócił się z powrotem do Murdocka.– Kapitan Murdock?–Tak – wyjąkał kapitan, wciąż zaszokowany tym, co się dzieje.–Sierżant Bojorquez – przedstawił się żołnierz.– Zamierzamy zabrać pana i pańską załogę na małą przejażdżkę łodziami.Proszę obudzić swoich ludzi i kazać im się ubrać szybko i bez hałasu.–Oczywiście.Dziękuję, sierżancie.Murdock poszukał swojego oficera wykonawczego i razem prędko obudzili śpiących marynarzy.Nagle drzwi frontowe budynku otworzyły się gwałtownie i do środka wpadli dwaj następni komandosi Delta Force, wlokąc bezwładne ciało innego policjanta.Bolce wystrzelone z paralizatora wystawały z jego nóg, bo żołnierze musieli celować poniżej grubej parki, którą miał na sobie.Tak jak jego kolega, był skrępowany i zakneblowany.Murdock obudził i zebrał zaskoczoną załogę w niecałe pięć minut.Niektórzy marynarze żartowali, że wreszcie zamienią piwo Moosehead na budweisera, a program telewizyjny Red Green Show na American Idol, ale większość milczała, przeczuwając, że czekają ich niebezpieczne chwile.Na zewnątrz Roman trwał na stanowisku obserwacyjnym i sprawdzał reakcje Kanadyjczyków.Wydawało się, że atak nie wywołał alarmu i wartownicy na pokładzie,,Polar Dawna” nie mieli pojęcia, co się wydarzyło.Kiedy kapitan dostał od Bojorqueza sygnał, że są gotowi, natychmiast zarządził odwrót.Kryjąc się w ciemności, żołnierze przeprowadzali po trzech, czterech marynarzy z budynku na nabrzeże i do przycumowanych zodiaców.Dwa pontony szybko się zapełniły, ale Roman wciąż był spięty, gdy Bojorquez zawiadomił go przez radio, że eskortuje ostatnią grupę.Wreszcie zobaczył Bojorqueza przemykającego przez teren Towarzystwa Żeglugowego Athabaska, potem ostatni raz zlustrował port.Wokół nadal nie było nikogo, ciszę zimowej nocy mącił jedynie odgłos pomp i generatorów w oddali.Podniósł się i ruszył do pontonów z przeświadczeniem, że operacja się powiedzie.Najtrudniejszą część, uwolnienie załogi „Polar Dawna” bez zaalarmowania Kanadyjczyków, mieli już za sobą.Pozostały im tylko powrót na lądowisko i oczekiwanie na przylot samolotów ratowniczych.Minął ciemną barkę i zobaczył, że Bojorquez wsiada do jednego z pontonów z ostatnimi marynarzami Straży Przybrzeżnej.Na „Polar Dawnie” służyło trzydziestu sześciu ludzi i nikogo nie brakowało.Kiedy odcumowano łodzie, Roman szybko podbiegł i wskoczył do jednej z nich.–Znikamy stąd – szepnął do żołnierza, który obsługiwał silnik elektryczny.–Radziłbym pozostać na miejscu – zagrzmiał z góry donośny głos.Kiedy słowa niosły się po wodzie, nagle rozbłysła bateria reflektorów halogenowych i jasne światło oślepiło na chwilę Romana.Zorientował się, że lampy zapalono na rufie barki.Uniósł odruchowo broń, by otworzyć ogień, ale powstrzymało go warknięcie Bojorqueza, żeby nie strzelać.Gdy jego oczy przyzwyczaiły się do blasku, naliczył sześciu ludzi przechylonych przez reling barki z automatami wycelowanymi w pontony.Opuścił niechętnie karabin, inni komandosi zrobili to samo.Spojrzał na wielkiego mężczyznę, który uśmiechał się do niego z barki.–Mądra decyzja – pochwalił Clay Zak.– A teraz może wrócicie na nabrzeże, żebyśmy się poznali?Roman przeniósł wzrok z Zaka na automaty wycelowane w jego ludzi i skinął głową.Był wściekły, że tuż przed ucieczką wpadli niespodziewanie w zasadzkę.Wstał, żeby wyjść z łodzi, popatrzył gniewnie na przeciwników i splunął z rezygnacją pod wiatr [ Pobierz całość w formacie PDF ]
Powered by wordpress | Theme: simpletex | © Nie istnieje coś takiego jak doskonałość. Świat nie jest doskonały. I właśnie dlatego jest piękny.