[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Z niezwykle mę tnych i pełnych aluzji wywodów Withera Mark zdołał wywnioskować, że Bill Zawierucha został znaleziony przy Potter's Lane obok swego samochodu, z głową rozbitą jakimś tępym przedmiotem.Znaleziono go o czwartej nad ranem i nie żył już wówczas od kilku godzin.Wither wyraził nadzieję, iż dla komitetu będzie pewną smutną satysfakcją informacja, że policja NIBS-u była na miejscu zbrodni już przed piątą oraz że ani miejscowe władze, ani Scotland Yard nie wyraził y najmniejszego sprzeciwu wobec propozycji pełnej z nią współpracy.Gdyby okoliczności na to pozwalały, ciągnął Wither, powitałby z uznaniem każdy gest zmierzający do publicznego wyrażenia wdzięczności, jaką niewątpliwie wszyscy czują wobec pani Hardcastle, i do pogratulowania jej sprawnego współdziałania kierowanych przez nią sił porządkowych z policją państwową.Jest to bez wątpienia pozytywny element w całej tej ponurej sprawie, stanowiący, jak mu się wydaje, dobrą prognozę na przyszłość.Po tych słowach rozbrzmiały umiarkowane oklaski.Potem Wither powiedział kilka słów o zamordowanym.Stwierdził, że wszyscy bardzo ubolewają nad tym, że pan Hingest postanowił wycofać się z NIBS-u, jednocześnie w pełni doceniając motywy, które nim kierowały.Wyraził przekonanie, że to formalne rozejście się w żadnej mierze nie zakłóciło serdecznych stosunków łączących zmarłego i prawie ws zystkich, a może nawet wszystkich bez wyjątku jego kolegów.Następnie wygłosił pośmiertną laudację, a trzeba przyznać, że ten rodzaj literacki najwyraźniej mu odpowiadał, więc przemawiał dość długo.Zakończył wezwaniem do uczczenia pamię ci Williama Hingesta minutą ciszy.Uczyniono to i podczas gdy sekundy upływały niemiłosiernie wolno, słychać było tylko dziwne trzaski i westchnienia, a spod masek zesztywniałych twarzy o zaciśniętych ustach wypełzały nieśmiało myś li nie mające nic wspólnego z czcią pamięci zmarłego – podobnie jak ptaki i myszy powracają bojaźliwie na leśną polanę po odejściu wycieczkowiczów – a każdy krzepił się w duchu pewnością, że, dzięki Bogu, on jeszcze żyje i nie musi myśleć o śmierci.A potem wybuchł gwar, zrobił się ruch i posiedzenie komitetu zostało przerwane.* * *Jane szybko doszła do przekonania, że w towarzystwie Mamy Dimble cały proces wstawania i wykonywania „porannych czynnoś ci" sprawia jej o wiele wię kszą przyjemność niż zazwyczaj.Mark zwykle jej w tym pomagał, ale jego pomoc była jedną z najczęstszych przyczyn kłótni między nimi, bo uważał – a Jane czuła to nawet wówczas, gdy nie wyraził tego słowami – że „można się obyć bez tego czy owego", że Jane robi mnóstwo zupełnie niepotrzebnych rzeczy i że mężczyźni potrafiliby prowadzić dom bez całej tej babskiej krzątaniny i zamieszania.Natomiast z panią Dimble doskonale się rozumiały.Był jasny, słoneczny poranek i kiedy zasiadły w kuchni do śniadania, poczuła się zupełnie dobrze.W nocy wypracowała sobie wygodną teorię, według której sam fakt rozmowy z panią Ironwood i „wyrzucenia z siebie tego wszystkiego" może zaowocować przerwaniem jej koszmarnych snów.Będzie to miała za sobą, a przed sobą ekscytujące perspektywy związane z nową pracą Marka.Już zaczęła sobie wyobrażać szczegóły.Pani Dimble bardzo chciała się dowiedzieć, jak przebiegła wizyta Jane w St Anne's i kiedy wybiera się tam po raz drugi.Jane odpowiedziała wymijająco na pierwsze pytanie, a pani Dimble była zbyt dobrze wychowana, by naciskać.Jeśli chodzi o drugie pytanie, to Jane ograniczył a się do stwierdzenia, że chyba nie będzie już „zawracać głowy" pani Ironwood swoimi snami.Dodała, że „była głupia", ale czuje, że teraz już wszystko będzie dobrze.Potem zerknęła na zegar i wyraziła zdziwienie, że pani Maggs jeszcze nie ma.– Obawiam się, moja kochana, że Ivy Maggs już straciłaś – powiedziała pani Dimble.– Nie mówiłam ci wczoraj, że zniszczyli jej dom? Chyba to oczywiste, ż e już do ciebie nie przyjdzie.Dla niej w Edgestow już nie ma miejsca.– A niech to wszyscy diabli! – zawołała Jane, a potem dodała, bez widocznego zainteresowania odpowiedzią: – Czy pani wie, co ona zamierza zrobić?– Pojechała do St Anne's.– Ma tam znajomych?– Będzie mieszkać we Dworze, tak jak Cecil i ja.– To znaczy, że dostała tam pracę?– No.tak.Można to tak ująć.Pani Dimble wyszła około jedenastej.Wybierała się do St Anne's, ałe najpierw miała się spotkać na lunchu z mężem w kolegium Northumberland.Jane poszł a z nią do miasteczka, żeby zrobić zakupy.Rozstały się na początku Market Street.W chwilę później Jane spotkała Curry'ego.– Zna już pani nowinę, pani Studdock? – zapytał.Curry zwykle zachowywał się tak, jakby miał coś ważnego do powiedzenia, ale tym razem ton jego głosu sprawiał wrażenie, jakby rzeczywiście zaszło coś niezwykłego.– Nie.Co się stało?Uważała Curry'ego za nadętego głupca i nie potrafiła zrozumieć, jak Mark może być pod jego wrażeniem.Ale gdy tylko Curry zaczął mówić, na jej twarzy odmalowało się zdumienie i zaskoczenie, o jakie mogło mu chodzić.I tym razem nie było to udawane [ Pobierz całość w formacie PDF ]
Powered by wordpress | Theme: simpletex | © Nie istnieje coś takiego jak doskonałość. Świat nie jest doskonały. I właśnie dlatego jest piękny.