[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Dokąd teraz? - spytał Gentle.Z dołu dobiegały głosy strażników.Najwidoczniej uwolniony N'ashap ogłosił alarm.- Musimy dotrzeć do najbliższego kawałka stałego lądu.- Czyli na półwysep - stwierdził Scopique, wskazując mu ledwie widoczny w ciemnościach pas ziemi.Mrok był teraz ich najlepszym sprzymierzeńcem.Prześladowcy nie wiedzieliby nawet, gdzie ich szukać.Wąziutka ścieżka wiła się w dół urwiska, na brzeg morza.Gentle ruszył przodem, zdając sobie sprawę, że na pozostałych nie może polegać.Huzzah była jeszcze dzieckiem, jej ojcem targały wyrzuty sumienia, Scopique bezustannie oglądał się przez ramię, a Pie nie mógł się otrząsnąć po krwawej rzezi, której był świadkiem - dziwne, jak na istotę, która na Ziemi była płatnym mordercą.Cóż, wspólna podróż zmieniła ich obu.- Przykro mi, ale nie mogę iść z wami - oznajmił Scopique, gdy zeszli na plażę.- Poradzicie sobie.Ja muszę wrócić po resztę.Gentle nie próbował go zatrzymywać.- Skoro tego właśnie chcesz, powodzenia.My musimy uciekać.- Naturalnie! Pie, przyjacielu, przepraszam cię, ale nie mógłbym spojrzeć sobie w oczy w lustrze, gdybym ich zostawił.Zbyt wiele razem przeszliśmy.- Scopique złapał mistyfa za rękę.- Nic nie mów.Przeżyję.Znam swoje obowiązki i będę gotów, gdy nadejdzie czas.- Wiem - odparł Pie.- To stanie się już wkrótce.- Szybciej, niżbym chciał.Scopique zaczął wdrapywać się na górę, a Pie ruszył za Gentle'em, Apingiem i Huzzah, którzy znaleźli się przez ten czas dziesięć metrów od brzegu.Rozmowa Pie ze Scopique'em nie uszła uwagi Gentle'a.Zwłaszcza wzmianka o trzymanym dotąd w sekrecie wspólnym planie.Zamierzał wypytać mistyfa o wszystko - ale nie w tej chwili.Od półwyspu dzieliło ich co najmniej dziesięć kilometrów, tymczasem za plecami już słyszeli narastający zgiełk.Światło latarek przeszywało mrok; pierwsi żołnierze N'ashapa zaczęli szukać zbiegów.Z przytułku dobiegały wrzaski więźniów, którzy wreszcie odważyli się dać wyraz swojej wściekłości.To też mogło trochę zmylić pogoń, ale nie na długo.Latarki wyłowiły z ciemności Scopique'a i coraz szerszymi zakolami zaczęły przeczesywać plażę, z której wyruszył na górę.Aping wziął Huzzah na ręce, co pozwoliło im trochę przyspieszyć i w Gentle'u obudziła się nadzieja, że wyjdą z tego z życiem, gdy wtem zahaczył ich krąg światła.Natychmiast rozpoczęła się kanonada, ale nie stanowili łatwego celu i kule przeszły bokiem.- Teraz im nie uciekniemy - wysapał Aping.- Powinniśmy się poddać.- Postawił córkę na ziemi i wyrzucił pistolet.Odwrócił się do Gentle'a i z pretensją w głosie zapytał: - Dlaczego ja cię posłuchałem? Musiałem zwariować.- Jeżeli tu zostaniemy, zastrzelą nas bez zastanowienia.Huzzah również.Tego chcesz?- Nikogo nie zastrzelą.- Aping wziął córkę za rękę, a drugą podniósł w pojednawczym geście.- Nie strzelać! Nie strzelać! Kapitanie! Kapitanie, poddajemy się!- Chrzań się! - rzucił Gentle i pociągnął Huzzah w swoją stronę.Nie opierała się, ale Aping nie rezygnował tak łatwo.Odwrócił się, żeby odebrać córkę Gentle'owi.Pocisk uderzył w lód pod jego stopami.Sierżant chciał ponownie odwrócić się, żeby coś krzyknąć do strażników, lecz kolejne strzały nie dały mu dojść do słowa.Pierwszy trafił go w nogę, drugi w pierś.Huzzah pisnęła głośno i wyrwała się Gentle'owi.Uklęknęła przy ojcu.Stracili tylko kilka sekund, ale już nie mieli szansy na ucieczkę.Zbliżało się ze dwudziestu żołnierzy, a każdy mógł ich powystrzelać jak kaczki.Nawet podpity N'ashap, który nimi dowodził, nie miałby z tym kłopotu.- Co teraz? - spytał Pie.- Musimy się bronić.Nie mamy wyjścia.Tymczasem lód pod ich stopami był niepewny jak krok N'ashapa.Słońca świecące w tym dominium znajdowały się wprawdzie nad drugą półkulą planety i po horyzont panowała noc, ale zamarznięte morze przenikał dreszcz, który Gentle i Pie znali z doświadczenia.Poprzednim razem niewiele brakowało, żeby zwiastował im śmierć.Huzzah też go poczuła.Podniosła głowę.- Królowa.- Słucham? - zdziwił się Gentle.- Jest blisko.Dziewczynka złapała Gentle'a za rękę, a jemu serce zaczęło walić jak młotem, gdy przypomniał sobie roztapiające się morze.- Możesz ją powstrzymać? - zapytał.- Nie przyszła po nas - odparła dziewczynka i spojrzała na ludzi N'ashapa.- Bogini.- mruknął Gentle.Od strony zbliżającego się oddziału dobiegły pierwsze okrzyki przerażenia [ Pobierz całość w formacie PDF ]
Powered by wordpress | Theme: simpletex | © Nie istnieje coś takiego jak doskonałość. Świat nie jest doskonały. I właśnie dlatego jest piękny.