[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.– Niby wszystko^ działa normalnie, ale może coś spieprzyłem przy wstępnym pro-; gramowaniu komputerów.•;Nadzieje na szybkie znalezienie pociągu zaczęły słabnąć.Byli coraz'i bardziej zdenerwowani.Kiedy po raz szósty przepływali rzekę, silny prąd zepchnął ich na mieliznę.Prawie godzinę walczył Lasky ze sterami i napędem, by uwolnić łódź z piaszczystej pułapki.Pitt chciał skierować „Różdżkę” w kolejny kurs, kiedy z głośnika odezwał się] Giordino.–„De Soto” do „Dopdlebug”.Słyszycie mnie?–Tak, mów! – odparł Pitt niecierpliwie.–Coś tam, chłopcy, cicho siedzicie.–Bo nie ma o czym gadać.–Chyba będziecie musieli zwinąć kramik.Zbliża się silny front $ burzowy.Chase wolałby zabezpieczyć to elektroniczne cudeńko, zanim zacznie się wiatr.‹Pitt nie należał do ludzi, którzy łatwo się poddają, ale tym razem l nie było się co upierać.Zwątpił w dalszy sens poszukiwań.Ich czas się l praktycznie kończył: nawet jeśli znajdą pociąg w ciągu najbliższych J paru godzin, to ekipy wydobywcze nie dokopią się do niego przed poniedziałkiem – przed wystąpieniem prezydenta w kanadyjskim parlamencie.–Okay – powiedział.– Przygotujcie nam jakaś wygodny kąt.Zwijamy manatki.Giordino stał na mostku i patrzył na czarne chmury, gromadzące się nad kutrem.–Jakaś klątwa ciąży chyba nad tym projektem – mruknął ponuro.– Teraz jeszcze ta pogoda, jakbyśmy mieli za mało innych problemów.–Pewnie ten na górze nas nie lubi – powiedział Chase, wskazując palcem w niebo.–Masz na myśli Pana Boga, ty poganinie? – zażartował dobrodusznie Giordino.–Nie – odparł Chase całkiem poważnym tonem.– Mam na myśli tego upiora.Pitt odwrócił się w ich stronę.–Jakiego upiora?–No, pojawia się tu taki jeden – wymamrotał Chase.– Tylko nikt się nie chce głośno przyznać, że go widział.–Mów za siebie – zaprotestował Giordino.– Ja nic nie widziałem, słyszałem tylko.–Przecież to świeciło jak wszyscy diabli, kiedy wjeżdżało na nasyp przed mostem.Reflektor był tak silny, że oświetlał kawał wschodniego brzegu.A on mówi, że nie widział…–Zaczekaj – przerwał mu P^tt.– Mówicie o pociągu widmie? Giordino spojrzał na niego zdumiony.–To ty wiesz?–A jest ktoś, kto nie wie? – odpowiedział pytaniem Pitt.– W tej okolicy wszyscy twierdzą, że to duch tamtego pociągu wciąż próbuje przedostać się przez most Deauville na drugą stronę.–Chyba w to nie wierzysz? – spytał ostrożnie Chase.–Wierzę w to, że nocami pojawia się na torowisku coś, co dudni, gwiżdże i sapie jakparowóz.Prawdę mówiąc, niewiele brakowało, a byłby mnie przejechał.–Kiedy?–Dwa miesiące temu, kiedy przyjechałem obejrzeć to miejsce.Giordino pokiwał głową z rezygnacją.–No, to przynajmniej nie sam pójdę do czubków.–Ile razy ten upiór was nawiedzał? – spytał Pitt.Giordino spojrzał niepewnie na Chase'a.–Dwa…, nie, trzy razy.–I mówicie, że czasem są tylko dźwięki, ale nic nie widać?–Pierwsze dwa przypadki to był tylko gwizd i łoskot lokomotywy – wyjaśnił Chase.– Dopiero za trzecim razem mieliśmy pełny spektakl.Oprócz hałasu było to oślepiające światło.–Ja też widziałem światło… – powiedział Pitt powoli, jakby siej zastanawiał.– Jaka była pogoda w waszych przypadkach? Chase namyślał się przez chwile.–Jeśli dobrze pamiętam, ta noc, kiedy pojawiło się światło, była! pogodna, ale wyjątkowo ciemna.–A tamte dwie noce, kiedy był tylko hałas – dodał Giordino -f były jasne, świecił księżyc.–To już jest jakaś prawidłowość – rzekł Pitt.– Tamtej nocy, f kiedy ja tu byłem, też nie było księżyca.–Eee, całe to gadanie o duchach nie pomoże nam znaleźć prawdziwego pociągu! – zniecierpliwił się Giordino.– Spróbujmy! wrócić do rzeczywistości i wykombinować jakiś sposób dostania się dół wraku w ciągu tych… – spojrzał na zegarek – siedemdziesięciu! czterech godzin.–A ja mam inny pomysł – rzekł Pitt.–Jaki? – spytali chórem.–Rzucić to wszystko w cholerę.Giordino roześmiał się; uznał to za niezły dowcip, ale twarz Pittal była najzupełniej poważna, zamyślona, nieobecna.Giordino przestał j się śmiać.–Jak to wytłumaczysz prezydentowi?–Prezydentowi? – powtórzył w roztargnieniu Pitt.– Powiem mu, że łowiliśmy ryby na pustyni i że zmarnowaliśmy kupę czasuj i pieniędzy na szukanie czegoś, co było tylko złudzeniem.–O czym ty mówisz.–O pociągu, o „Manhattan Limited”.Nie ma go na dnie' Hudsonu.I nigdy nie było.Rozdział 70Zachodzące słońce zniknęło nagle.Niebo pociemniało, stało się] groźne.Pitt, Giordino i Chase stali na starym torowisku, wsłuchując? się w głuche odgłosy burzy: były coraz donośniejsze, coraz bliższe.Nagle błysnęło gdzieś całkiem blisko; grzmot potoczył się echem po okolicy, spadły pierwsze krople deszczu.Wiatr smagał drzewa z demonicznym wyciem.Wilgotne powietrze l było duszne, naładowane elektrycznością.W ciągu paru?minut zrobiło j się całkiem ciemno; czarne niebo przecinały oślepiające zygzaki błyskawic.Deszcz, coraz gęstszy, niesiony uderzeniami wiatru niemalpoziomo, kłuł boleśnie twarze czekających na torowisku mężczyzn.Pitt zapiął ciasno kołnierz płaszcza, skulił się i przygarbił, ale wciąż / uwagą spoglądał w ciemność nocy.–Skąd masz pewność, że właśnie dzisiaj się pojawi? – spytał Giordino.–Jest taka sama pogoda jak tamtej nocy, kiedy most runął – odparł Pitt.– Założyłbym się, że ten duch ma melodramatyczne upodobanie do takich analogii.–Daję mu na to jeszcze godzinę.– Po raz pierwszy od dłuższego czasu odezwał się zmaltretowany Chase.– A potem wracam na kuter i porozmawiam sobie z buteleczką.–Chodźcie – powiedział Pitt.– Zrobimy sobie małą wycieczkę po torowisku.Chase i Giordino niechętnie powlekli się za nim.Błyskawice następowały już jedna po drugiej.Zakotwiczony na rzece „De Soto” wyglądał w ich świetle „jak upiorne, szare widmo.Jedyną oznaką życia była biała lampa na maszcie, świecąca na przekór ulewie.Uszli jakieś pół mili.Nagle Pitt zatrzymał się i przechylił głowę, jakby nasłuchując.–Wydaje mi się, że coś słyszałem.Giordino przyłożył do uszu zwinięte w muszlę dłonie.Musiał odczekać, aż w powietrzu przebrzmi echo ostatniego grzmotu [ Pobierz całość w formacie PDF ]
|
Odnośniki
|