[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Jest jedyny w swoim rodzaju.Co, dzięki narkidrynie, wkrótce sobie przypomnisz.To wypełnione truchłami pudełko tkwi w twojej szufladzie od pół roku, czyli od chwili twojego powrotu.Nigdy się nim nie zainteresowałeś.Nie byliśmy nawet świadomi jego istnienia, dopóki nie pomyślałeś o nim w drodze z Korporacji; natychmiast zjawiliśmy się tutaj, aby je usunąć.Zresztą na próżno; zabrakło na to czasu – dodał niepotrzebnie.Do pierwszego policjanta dołączył następny; wdali się w gorączkową dyskusję.W tym czasie Quail intensywnie rozmyślał.Rzeczywiście obecnie pamiętał znacznie więcej; policjant miał rację co do narkidryny.Oni – Interplan – przypuszczalnie sami z niej korzystali.Przypuszczalnie? Dobrze wiedział, że tak; widział kiedyś, jak aplikują ją jeńcowi.Gdzie to mogło się zdarzyć? Na Terze? Raczej na Lunie, doszedł do wniosku, przeszukując zakamarki swojej nadwerężonej – choć już w mniejszym stopniu – pamięci.Przypomniał sobie również coś jeszcze.Przyczyny, dla których posłali go na Marsa; zadanie, które musiał wykonać.Nic dziwnego, że pozbawili go wspomnień.–O, Boże – powiedział jeden z policjantów, przerywając rozmowę z towarzyszem.Najwidoczniej odebrał myśli Quaila.– Cóż, gorzej niż teraz być nie może.– Podszedł do Quaila, trzymając go na muszce.– Musimy cię zabić – oznajmił.– I to natychmiast.–Dlaczego natychmiast? – rzucił nerwowo jego towarzysz.– Czy nie lepiej zabrać go do nowojorskiej siedziby Interplanu i pozwolić im…–On wie, dlaczego powinno to nastąpić natychmiast – przerwał mu pierwszy, który także okazał pewne zdenerwowanie, lecz Quail zdał sobie sprawę, że jego przyczyny wynikały z zupełnie innego powodu.Jego pamięć wróciła prawie całkowicie.I w pełni rozumiał napięcie funkcjonariusza.–Na Marsie – powiedział ochryple Quail – zabiłem człowieka.Przedarłszy się uprzednio przez jego piętnastoosobową ochronę.Niektórzy uzbrojeni byli w pistolety podobne do waszych.– Podczas pięcioletniego kursu został wyszkolony na zawodowego zabójcę Interplanu.Znał sposoby przechytrzenia uzbrojonych przeciwników… takich jak dwaj funkcjonariusze; ten z odbiornikiem w uchu również o tym wiedział.Gdyby wykazał dostateczną zwinność…Padł strzał.Jednak on zdążył już uskoczyć w bok, podcinając jednocześnie nogi trzymającego broń oficera.W jednej chwili odebrał mu pistolet i wycelował go w drugiego, zbitego z tropu policjanta.–Odebrał moje myśli – stęknął zdyszany Quail.– Wiedział, co chcę zrobić, lecz i tak mi się udało.–Nie ośmieli się zrobić ci krzywdy, Sam – wycedził ranny policjant, na wpół unosząc się z podłogi.– To również odebrałem.Doskonale wie, że jest skończony, wie też, że i my jesteśmy tego świadomi.Daj spokój, Quail.– Pojękując z bólu, chwiejnie wstał.Wyciągnął rękę.– Pistolet – powiedział do Quaila.– Nie możesz go użyć, a jeżeli go oddasz, gwarantuję, że cię nie zabiję; zostaniesz przesłuchany i ktoś wyżej postawiony podejmie decyzję, nie ja.Może znów wymażą twoją pamięć, kto wie.Lecz znasz powód, dla którego miałem cię zastrzelić; nie byłem w stanie zapobiec temu, abyś go sobie nie przypomniał.Tak więc mój powód w pewnym sensie należy do przeszłości.Quail z pistoletem w dłoni wypadł z mieszkania i popędził do windy.Jeżeli pójdziecie za mną, pomyślał, zabiję was.A więc tego nie róbcie.Dźgnął palcem przycisk windy i chwilę potem drzwi się zasunęły.Policjanci nie ruszyli jego śladem.Najwidoczniej odebrali pogróżkę i postanowili nie ryzykować.Zjechał windą.Na pewien czas udało mu się uciec.Ale co dalej? Dokąd mógł pójść?Winda dotarła na parter; niebawem Quail wmieszał się w tłum spieszących ulicami przechodniów.Bolała go głowa i czuł mdłości.Ale przynajmniej uniknął śmierci; niewiele brakowało, a dopadliby go we własnym mieszkaniu.Przypuszczalnie nie ustaną w wysiłkach.W końcu go znajdą.A wziąwszy pod uwagę wszczepiony przekaźnik, to nie potrwa długo.Jak na ironię uzyskał od Korporacji dokładnie to, o co prosił.Przygodę, niebezpieczeństwo, policję Interplanu w akcji, tajną i ryzykowną podróż na Marsa, podczas której narażał się na śmierć – wszystko to, co miała mu zapewnić fałszywa pamięć.Dopiero teraz mógł w pełni docenić korzyści płynące z faktu, że miała być niczym innym, jak tylko pamięcią.Siedział samotnie na parkowej ławce, wlepiając nieobecne spojrzenie w stadko pertów: półptaków importowanych z dwóch księżyców Marsa, zdolnych do wysokich lotów nawet pomimo znacznej grawitacji Ziemi.A gdybym tak ponownie mógł znaleźć się na Marsie, rozmyślał.Ale co dalej? Tam sytuacja przybrałaby niebezpieczny obrót; organizacja polityczna, której lidera zabił, zauważyłaby go w chwili, gdy schodziłby z pokładu, w rezultacie czego miałby na karku zarówno ich, jak i Interplan.Słyszycie, jak myślę? Poczuł, jak niewiele dzieli go od paranoi; siedząc tu samotnie, wyobrażał sobie, jak informacje z jego mózgu przepływają do ich aparatury, gdzie zostają utrwalone i skrupulatnie przeanalizowane… Drżąc, zerwał się z ławki i zaczął bez celu przemierzać okolicę, z rękami wciśniętymi głęboko w kieszenie.Bez względu na to, gdzie pójdę, uświadomił sobie, nigdy nie odstąpicie mnie na krok, dopóki w mojej głowie tkwi to urządzenie [ Pobierz całość w formacie PDF ]
|
Odnośniki
|