[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Wciąż się wahałam.Spojrzałam na ponurą, szarą fortecę.Słyszałam cichy pomruk morza.Co mogłam zrobić? Wydawało mi się, że nie mam innego wyjścia.Zobaczyłam światełko przesuwające się w miejscu, gdzie przypuszczalnie był dziedziniec.Po chwili następne błysnęło w oknie.Tam są ludzie.Muszę z nim jechać.To jedyne wyjście.Nie mogę w środku nocy błąkać się - jak on mówi: bez celu - w poszukiwaniu swojej matki.Zauważył, że zaczynam ustępować.- Wszystko będzie dobrze - powiedział łagodnie.Wspinaliśmy się drogą prowadzącą na zamek.- Byłbym szczęśliwy, pokazując pani swój dom w innych, nieco mjlszych okolicznościach - wyznał.Usiłowałam przestać myśleć o matce.- Jest pan miły - odparłam bezmyślnie.- Cieszę się, że mogę pomóc.Proszę przestać się trapić.Wkrótce noc dobiegnie końca, a w świetle dnia wszystko będzie wyglądało inaczej.Mój zamek od dawna stawiał opór żywiołom.Obecnie jest tak samo niepokonany jak w chwili, kiedy kładziono pierwszy kamień.Musiał być taki.Miał za zadanie odpierać ataki nieprzyjaciela i wytrzymać każdą pogodę.To kornwalijski kamień - twardy i mocny.W Paling mieszkało wiele pokoleń moich przodków.Fundamenty zostały położone dawno, jeszcze za panowania Wilhelma Zdobywcy, lecz nieco później sam zamek stopniowo rozbudowano, by był wygodniejszy.Obecnie nie są to już jedynie mury, w których można się schronić wraz z rodziną.Ale pewnie nie interesuje się pani architekturą.Myśli pani tylko o tym, w jaki sposób odnaleźć matkę.Rozumiem.Mówię tylko po to, by panią uspokoić, o ile w ogóle jest to możliwe.Zbliżaliśmy się do kraty.Zimny wiatr owionął moje policzki.Poczułam świeży zapach morskiego powietrza.Ponownie odniosłam wrażenie, że coś mnie przestrzega.Było to uczucie tak przemożne jak przy spalonym zajeździe.Co ja właściwie robię? Dlaczego pokładam zaufanie w człowieku, który tak źle się zachował w „Traveller’s Rest”? Och, kiedy wreszcie skończy się ten koszmar!Ponownie, pod wpływem impulsu, miałam ochotę zawrócić konia i puścić się galopem w przeciwną stronę, powstrzymałam się jednak.Co mogę zrobić? Powiedziałam przecież temu człowiekowi, że chcę jechać do gospody, tymczasem on przywiózł mnie tutaj.Wiedziałam, że Colum Casvellyn należy do ludzi, którzy robią to, na co mają ochotę.Przerażał mnie, lecz jednocześnie w jakiś dziwny sposób podniecał.Nie byłam pewna, co do niego czuję.Otaczała go aura jakiejś niesamowitej siły, której w tym momencie potrzebowałam.Nie mogłam oprzeć się wrażeniu, że gdyby naprawdę chciał mi pomóc, byłby w stanie to zrobić.Posuwałam się do przodu, ponieważ po prostu nie wiedziałam, co może mi się przydarzyć, jeśli się cofnę.Przejechaliśmy pod kratą.- To spore wzniesienie - powiedział.- Ale dzięki temu jesteśmy bezpieczni.Wystarczy spojrzeć z wieży, by zobaczyć ludzi w promieniu wielu kilometrów.Od strony morza nikt nie może się do nas zbliżyć.oczywiście z wyjątkiem łódki, a i to nie jest łatwe.Colum Casvellyn krzyknął i natychmiast zabrzmiała odpowiedź.Wybiegło kilku ludzi.Mój towarzysz zeskoczył z konia, a jeden ze służących zabrał jego wierzchowca.Potem gospodarz Castle Paling odwrócił się do mnie i pomógł mi zsiąść.Ujął mnie pod ramię i poprowadził przez dziedziniec.Drzwi się otworzyły.Pojawiła się w nich kobieta z latarnią.Dygnęła, a on powiedział:- Gemmo, mamy gościa.Każ przygotować dla pani komnatę i przynieś nam jakieś ciepłe jedzenie.Oddaliła się, a on poprowadził mnie do wartowni.Nagle przyszło mi na myśl, że ma zamiar mnie uwięzić.Na ścianach wisiały włócznie i halabardy, a w czterech kątach pomieszczenia stały pełne zbroje.- Proszę na chwilę usiąść - powiedział.Zajęłam krzesło, które chyba zrobione zostało dla giganta, ponieważ było bardzo ciężkie.Casvellyn wychylił się i ujął moje dłonie, a potem delikatnie je poklepał.- Jest pani zmarznięta - zauważył - i blada.W niczym nie przypomina pani owej porywającej młodej damy z Dębowego Pokoju.To mnie smuci.Byłbym niezmiernie rad, mogąc z wszelkimi honorami ugościć tu panią i jej rodziców.Lecz spróbujmy zapomnieć o nieszczęsnych okolicznościach.- Uważam, że to niemożliwe.- Widzę i jestem w stanie to zrozumieć.Jak pani zapewne zauważyła, znajdujemy się w wartowni.Tu w przeszłości trzymani byli nasi więźniowie, nim wtrącono ich do lochów.Widzi pani tę zapadnię? To jedna z dróg prowadzących do podziemi.Można tam dotrzeć również schodami.Na ich końcu znajdują się okute żelazem drzwi, których ponoć nie da się sforsować.Poczułam, że ponownie ogarnia mnie strach.- Przyprowadziłem tu panią - powiedział - przed wejściem na zamek, ponieważ jest to tylko wartownia.Obawiam się, że podczas naszego pierwszego spotkania wywarłem na pani bardzo złe wrażenie.Wciąż nie może się go pani pozbyć, prawda? No cóż, chcę po prostu pani powiedzieć, że jeśli woli pani stąd wyjść, nie będę pani zatrzymywał.Zależy mi na tym, by nie myślała pani o mnie źle.Jeśli nadal chce pani wyjechać, proszę mi to wyraźnie powiedzieć, a ja nie będę próbował pani zatrzymywać.- Otworzył drzwi wartowni i zostawił je otwarte.- Do pani należy decyzja - dodał.Milczałam.Wiedziałam, że sama nic nie zdziałam.Mogłam jedynie tu zostać, licząc na jego pomoc, i w jakiś sposób przetrwać do rana.- Zostanę - powiedziałam.Uśmiechnął się.- Mądra decyzja - uznał.- Teraz pokażę pani komnatę, którą dla pani przygotowują.Potem powinna się pani nieco pokrzepić.Może pani skorzystać z tejże komnaty lub z każdego innego pomieszczenia.Castle Paling jest do pani dyspozycji.Podziękowałam mu i zaczęłam sobie wyrzucać swoje prostactwo.To prawda, że zachował się jak pyszałek, ale w końcu oddał nam pokój.Potem wyciągnął mnie z łóżka, stukając w okno.Może zresztą właśnie to było najbardziej niepokojące [ Pobierz całość w formacie PDF ]
Powered by wordpress | Theme: simpletex | © Nie istnieje coś takiego jak doskonałość. Świat nie jest doskonały. I właśnie dlatego jest piękny.