[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Jego pacjent miał w sobie namiastkę daru uzdrawiania oraz nieograniczone “zapasy energii, i to z pewnością trzymało go przy życiu przez cały ten czas.Odczucie niebiesko-zielonej mocy uzdrawiającej było łatwe do rozpoznania i przemknąwszy przez najniższy poziom osłon nieprzytomnego mężczyzny, dotarłszy do jego ran, Brodie podchodził do nich z wielką ostrożnością.I całe szczęście, że tak właśnie postępował.“Wielkie nieba.” Gdziekolwiek dotknął, tam odnajdywał magię uzdrawiającą - słabą, ale wszechstronną.Mocna sieć stworzona przez dar uzdrawiania utrzymywała każdą poważną ranę w stanie równowagi, tamując najcięższe krwotoki i łagodząc opuchliznę.Brodie musiał wpleść się w tę sieć, zachowując wielką ostrożność i zastąpić jej energię swoją.Skoro tylko udało mu się to zrobić, spostrzegł, że ma dostęp do zatrważającej mocy - tak olbrzymiej, że aż zdjęła go groza.“On nie jest uzdrowicielem i nie przypuszczam, żeby był magiem poniżej klasy biegłego.Ale skąd, na bogów, wziął taki zapas mocy? Kim on jest? Dlaczego Pan Ciemności chce go mieć?Coś nieznacznie zakłócało przepływ energii Brodiego i nie pozwalało jego pacjentowi załagodzić obrażeń w skuteczny sposób.Brodie musiał zobaczyć, co tak działa - gdy w końcu złapał oddech, mógł bez pośpiechu przyjrzeć się wielkiemu zadaniu ratowania zdrowia, jakie miał przed sobą.Kiedy zaczął sondować zdolności pacjenta, pod skorupą zewnętrznej blokady odkrył coś, co według jego podejrzeń mogło być darem magii.Ale blokada izolowała tak szczelnie, że aż do tego momentu, uzdrowiciel w ogóle nie brał pod uwagę możliwości, że ten człowiek może być magiem.Ów dar magii jednak wiązał się w integralną całość ze wszystkimi innymi darami w dość niezwykły sposób, tak że wszelka ingerencja w jego życie osłabiała lub udaremniała działanie pozostałych zdolności.Brodie uśmiechnął się i jął kontemplować zewnętrzną formę blokady zaklęcia.Od wewnątrz była idealnie gładka, perfekcyjnie zbudowana, bez najmniejszego pęknięcia czy szczeliny, którą usidlony mag mógłby wykorzystać do wyrwania się z pułapki.Ale z zewnątrz - to zupełnie inna historia.Wierzch blokady był zryty, spękany i pełen słabych punktów.Brodie nie miał żadnych wątpliwości, że nawet prosty uzdrowiciel, jak on sam, może znaleźć jakiś sposób, by przełamać tę barierę.W końcu, skoro uzdrowiciel mógł przeniknąć przez osłony innego człowieka, aby go leczyć, to powinien też móc wedrzeć się za blokadę z zaklęcia, pod warunkiem że znajdzie coś, na co będzie mógł podziałać własną mocą.Zobaczyć, co jest nie w porządku to połowa wygranej - tak przynajmniej zwykli mawiać nauczyciele Brodiego.“Jeśli coś widzisz, możesz na to podziałać.” - taka była zasada.Brodie nigdy nie słyszał, aby jakiś uzdrowiciel unieszkodliwił zaklęcie, lecz po tych wszystkich rzeczach, które zrobił dotąd - chociaż przysiągłby, że nie potrafi ich zrobić - nabrał chęci do zmierzenia się i z tym zadaniem.Prawdopodobnie zaklęcie było odpowiedzialne za katatoniczny stan jego pacjenta - i nikt nie zabronił Brodiemu ingerowania w jego działanie.W istocie Rendan kazał mu zrobić “wszystko, co będzie trzeba”.Pozwolono mu przecież - nawet jeśli nikt nie powiedział tego wprost - zrobić wszystko, co będzie chciał.Znów się uśmiechnął, ujrzawszy naraz w zasięgu ręki idealny sposób odegrania się za wszystko, co spotkało go od Rendana i Pana Ciemności.Przecież gdy tylko ten człowiek przyjdzie do siebie i zobaczy, że nic go nie krępuje.- Nie mogę go uzdrowić bez rozłupania tej bariery - powiedział do chłopca, na wypadek, gdyby dziecko miało okazać się szpiegiem swego pana.Delektował się wypowiadanymi przez siebie słowami.- Na litość boską, doprawdy nie rozumiem, do czego miałoby to służyć, ale jest pewne, że przeszkadza mi w pracy!Chłopiec podrapał się po głowie i zabił muchę spacerującą mu po czole.Wreszcie wlepił obojętne spojrzenie w ścianę za plecami Brodiego.Brodie uśmiechnął się ponownie.“Ten dzieciak nie ma więcej oleju w głowie, niż sądziłem.Nikt mi nie przeszkodzi.”Z tą myślą przystąpił do badania sieci zaklęcia, skrupulatnie przyglądając się każdemu uderzeniu pulsującej energii.Po chwili - znacznie wcześniej, niż się spodziewał - znalazł wrażliwy punkt.Zaklęcie odpowiedzialne było za fizyczny stan mężczyzny, odbierając mu zmysł równowagi i wprowadzając zamęt w inne zmysły, tak że słuch i wzrok mieszały się z sobą, stając się niemożliwe do odróżnienia.Człowiek ten na przykład widział mowę poza tym, że ją słyszał, i słyszał kolor równocześnie widząc go.Skoro zaklęcie działało na fizyczny stan pacjenta, uzdrowiciel mógł na nie podziałać własną mocą.Ponieważ zaś wszystkie aspekty zaklęcia tworzyły integralną całość, wystarczyło odkryć jeden słaby punkt, aby zdezintegrować i rozsadzić od środka całą blokadę.Brodie zaśmiał się głośno, uformował swój strumień mocy w jasnozielone ostrze sztyletu i przystąpił do pracy, wcinając się w zaklęcie.Stef struchlał.Oczy Yfandes ząjarzyły się głęboką, wściekłą czerwienią, rzucającą bladą, czerwonawą poświatę na białą skórę wokół nich.Stef nigdy nie widział, ani nawet nie słyszał, o niczym podobnym.Domyślił się, że to odbicie wściekłości, i nie był do końca przekonany, czy Yfandes go rozpoznaje.Widział już, co potrafiły te kopyta.- Gdzie on jest? - huknął nagle kobiecy głos, zdający się dochodzić zewsząd i znikąd.Stef nie mógł się powstrzymać.Głośno złapał oddech i dzikim wzrokiem powiódł dookoła siebie, zastanawiając się, jak ktoś mógł go podejść, niezauważony.- To ja, bardzie.- Yfandes zbliżyła się do niego sztywnym krokiem i szturchnąwszy nosem jego ramię, przewróciła go na bok.- Co się stało z Vanyelem? Pamiętam tylko, że trafiła mnie jakaś strzałka.Stef, porażony, wytrzeszczył oczy na Yfandes.“Ona pewnie mówi do mnie myślomowy ale jak? Nie mam daru.”- Nie mam pojęcia - powiedział na głos.- Uciekłem.- To wiem, chłopcze - skwitowała to parsknięciem, w myśli i fizycznie.- Tak właśnie kazał ci zrobić Van, bądź więc łaskaw wysilić nieco swoją przeklętą pamięć i pożegnaj się z tymi wyrzutami sumienia.Mogę mówić, do kogo mi się podoba, to taka umiejętność, z której Towarzysze starają się raczej nie robić użytku.Jak długo się grzebałeś? Czy te dranie były tu jeszcze, czy już sobie poszły, gdy wróciłeś?- Ja.uch.Nie było ich - wyjąkał, dźwigając się z ziemi.- Ale nie starali się wcale zatrzeć śladów.Wskazał na udeptany śnieg tuż obok niej.Yfandes odwróciła głowę, po czym spojrzała z powrotem na niego.- Ile minęło czasu? - zapytała.- Słońce jeszcze nie zaszło.- przełknął ślinę i ciągnął odważnie dalej.- Było późne popołudnie, gdy ciebie znalazłem.Myślałem, że nie żyjesz.Jakoś tak.- Na błogosławiony zadek Tireny, byłeś w szoku, bardzie.Nigdy przedtem nie widziałeś walki, nigdy nie straciłeś ukochanego, więc wpadłeś w piekielną histerię.Pozbierałeś się, a to już o wiele więcej, niż bym się po tobie spodziewała.Jesteś gotów pójść ze mną i go ocalić?Stef skinął potakująco, niezdolny do wypowiedzenia słowa.- Więc zawiąż mój kikut po ogonie, żebym nie zostawiała śladów dla wilków i zabierajmy się do pracy, zgoda? - Uniosła głowę, jej oczy nie przestawały jarzyć się przedziwnym, karmazynowym światłem [ Pobierz całość w formacie PDF ]
Powered by wordpress | Theme: simpletex | © Nie istnieje coś takiego jak doskonałość. Świat nie jest doskonały. I właśnie dlatego jest piękny.