[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Ale przecieŜ Jolene i Marshall chcieliby pani w ten sposób podziękować.Rozumie pani, prawda?- Nie chcę nikomu sprawiać przykrości.Ale wolałabym nie jechać.- Czy moŜe nam pani powiedzieć dlaczego? - Jeszcze pa-rę sekund temu tak oŜywiona winem i wesoła, pani Greene natychmiast otrzeźwiała.W głosie pojawił się surowy, autorytatywny ton dyrektorki szkoły, udzielającej napomnień uczennicy, która okazuje niczym nieuzasadnione kaprysy.-NaleŜałoby się tu jakieś wyjaśnienie.- Pani Greene, czy w mojej umowie jest gdzieś napisane, Ŝe muszę mieszkać w jakimś konkretnym miejscu lub jechać tam, gdzie mi się kaŜe?246- Doskonale pani wiadomo, Ŝe nie.- Znakomicie.Doceniam to, Ŝe zostałam zaproszona, lecz muszę to zaproszenie odrzucić.- W takim razie widzę tylko jedno rozwiązanie - wtrąciła Jolene pełnym dramatyzmu głosem.- Odwołamy wyjazd.- Proszę tego nie robić - upierała się Hannah.- Nie pozostawiasz nam zbyt wielkiego wyboru.Sądzisz, Ŝe zostawimy cię tu całkiem samą? W Święto Dziękczynienia? A jak sobie poradzisz z posiłkami i ze wszystkim? A co będzie, jeśli coś ci się stanie? PrzecieŜ trzeba mieć na wzglę-dzie dziecko!- JuŜ o tym pomyślałam.Umówiłam się i spędzę święta gdzie indziej.- Naprawdę?Jolene odsunęła się z krzesłem.- Nie wiem, czy moŜemy na to pozwolić, Hannah - wyrwało się pani Greene.- Pozwolić? Chyba nie jestem tutaj więźniem?- Oczywiście, Ŝe nie.Marshall uniósł dłoń, nakazując im cieszę.- Myślę, Ŝe potrzebujemy chwili, aby ochłonąć.Robi my stanowczo za duŜo szumu wokół tej sprawy.Jednak Jolene nie dało się tak łatwo uciszyć.- Naprawdę, Marshall? Hannah wie o wycieczce juŜ od tygodnia.Dlaczego czekała aŜ do ostatniej chwili, Ŝeby nas oświecić? A przez cały ten czas knuła za naszymi plecami, załatwiając wszystko po swojemu.Nie podoba mi się takie oszukiwanie.Hannah zdumiała gwałtowność własnej reakcji.- Nie sądzę, aby ktokolwiek przy tym stole miał prawo zarzucać mi oszustwo.A juŜ na pewno nie ty, Jolene.Ani 247pani Greene.śadne z was.- Napięta cisza, jaka zapadła po jej słowach, pozwoliła jej się zorientować, Ŝe trafiła w czuły punkt.- Co chcesz przez to powiedzieć, Hannah? - odezwałsię wreszcie Marshall.Hannah miętosiła nerwowo serwetkę na kolanach.Nie miała zamiaru pozwolić, aby wzbudzili w niej poczucie winy, nie zrobiła przecieŜ nic złego.Ciotka Ruth juŜ za długo wykorzystywała przeciwko niej tę taktykę.śeby dodać sobie odwagi, pomyślała o radzie, jakiej udzielił jej ksiądz Jimmy.Jeśli ma do Whitfieldów jakieś pytania, sama powinna je zadać.Teraz juŜ nie moŜna się wycofać.- Kto to jest Warren? - zwróciła się do Jolene.Przez wargi Jolene przemknął leciutki uśmieszek.- Coś mi się zdaje, Ŝe ktoś węszył w mojej pracowni.Wiesz, dokąd prowadzi ciekawość, prawda?- Patrzyłam tylko.na obrazy, nic więcej.- Oczywiście.Jeśli masz jakieś pytania, Hannah, powinnaś przyjść z nimi prosto do mnie.Warren to mój syn.- Jolene! - zaprotestowała pani Greene.- Nie, ma prawo wiedzieć.Myślałam, Ŝe jeśli będę kaŜ-demu rozpowiadać, Ŝe juŜ mam syna, trudniej będzie nam znaleźć zastępczą matkę.To wszystko.Bo widzisz, Warren nie jest synem Marshalla, a chodziło o to, Ŝe chcemy mieć to dziecko razem.Urodziłam Warrena, kiedy byłam bardzo młoda.Nie byłam nawet zamęŜna.Wychowała go babcia.To było w zupełnie innym Ŝyciu.Powinnam ci była o tym opowiedzieć.Czy to ci wystarczy, Hannah'- Wielkie nieba! Czy to ta sprawa nie dawała pani spokoju dziś wieczorem? - zapytała Letycja z westchnieniem ulgi.-Proszę nie mieć tego za złe Jolene, Hannah.Wina leŜy po 248mojej stronie.Nie poruszyłam tego przy naszym pierwszym spotkaniu, bo sądziłam, Ŝe to nie ma znaczenia.A juŜ na pewno nie deprecjonuje tego.co pani teraz robi.Problemy Jolene pojawiły się później.Są prawdziwe.Ona i Marshall pani potrzebują.Wszyscy pani potrzebujemy.No cóŜ, to tylko dowodzi, Ŝe miałam rację, kiedy powtarzałam, Ŝe dobre porozumie-nie to smar, dzięki któremu „Partnerstwo dla rodzicielstwa” funkcjonuje jak naleŜy.- Czy w takim razie mogę zapytać o coś jeszcze?- Oczywiście, Ŝe tak.- Kto to jest Judith Kowalski?- Słucham?- Judith Kowalski.Zna ją pani, prawda, pani Greene?Znają pani doskonale.- Obawiam się, Ŝe nie mam pojęcia, do czego pani zmierza.- Do prawdy.- O jakiej prawdzie pani mówi? - Głos kobiety brzmiałteraz sucho i twardo, a twarz przybrała surowy, podobny do maski wyraz.Nieświadomie uniosła dłoń do srebrnego talizmanu u szyi.Talizman! Dopiero teraz Hannah go rozpoznała.KrzyŜ, kwadratowy.Wspierany przez dwa klęczące u podstawy anio-ły.Kopia krzyŜa z katedry w Oviedo.- Proszę mi opowiedzieć o sudarium.- O czym?- O sudarium.I proszę nie udawać, Ŝe nie ma pani o niczym pojęcia.Widziałam zdjęcia w pracowni Jolene.Pani Greene podniosła się gwałtownie i rozprostowała zmiętą spódnicę.249- Wybaczy nam pani, Ŝe wyjdziemy na moment? - Skinęła krótko głową Jolene i Marshallowi, którzy ruszyli za nią do kuchni.Hannah słyszała dochodzące zza zamkniętych drzwi szep-ty [ Pobierz całość w formacie PDF ]
Powered by wordpress | Theme: simpletex | © Nie istnieje coś takiego jak doskonałość. Świat nie jest doskonały. I właśnie dlatego jest piękny.