[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Drzwi do obu piwnic przymknęliśmy, zasypaliśmy ziemią i, na wszelki wypadek, zamaskowaliśmy.Przedtem wyniosłem ze zbrojowni pamiątki po Joachimie i wręczyłem je Teodorowi.Należały przecież do Edyty.Harcerze, Bolek, Edek i Paweł udali, że tego nie widzą.Promienie porannego słońca rozbudziły Hipka, który jeszcze przed chwilą coś bełkotliwie wykrzykiwał i we śnie wierzgał nogami pod kocem.Fotoreporter rozejrzał się nieprzytomnym wzrokiem po pokoju zajazdu, przekręcił się na drugi bok, przeciągnął leniwie i otworzył usta do ziewnięcia.- Wstawaj, puni prawda tak, leniu! - wykrzyknął żartobliwie Puni znad stołu, na którym od przeszło godziny przeglądał swoje poukładane, reporterskie notatki.- Kury już dawno nie śpią.- A co robią o tak nieludzko wczesnej porze?- Gdaczą, grzebią, biegają i znoszą jaja - przekładając kartki zaśmiał się Puni.- To niemożliwe - zaprzeczył Hipek.- One nie znoszą jaj w biegu.- Co ci się śniło? - zapytał Puni.Wyobraź sobie, że śniła mi się ta piwniczka za zajazdem, odkryta przez harcerzy.Było w niejcoś niezrozumiałego, tajemniczego.I to coś mnie podkusiło, żeby tam zajrzeć, a może nawet wyjaśnić powody jej niezwykłego wyposażenia.Wszedłem do niej i po chwili znalazłem się w zupełnych ciemnościach, z których nie mogłem się wydostać, bo coś mi oplatało nogi.- Koc, puni prawda tak.- Puni poprawił się w krześle i spojrzał na Hipka.- Widziałem twoje wierzganie nogami zaplątanymi w koc.A jak przy tym wrzeszczałeś.Nie wiem, puni prawda tak, co wrzeszczałeś, bo głowę miałeś pod kocem, ale darłeś się wniebogłosy - zaśmiał się reporter.- A ta piwniczka też mnie korci.Jest w niej, puni prawda tak, coś magnetycznego.Tymczasem do położonego niedaleko zajazdu domu pana Artura zawitali Jagna i Witek ze Szczuczyna.Poranni goście byli umówieni z gospodarzem na wczoraj, ale się im pomieszało coś z datą i przyjechali następnego dnia.- Witajcie! - ucieszył się Artur.- To nawet lepiej, że przyjechaliście o dzień wcześniej, bo właśnie coś sobie przypomniałem i odnalazłem - dodał pokazując stary, pożółkły zeszyt.- Byliśmy umówieni na jutro? - mówiąc to Jagna spojrzała porozumiewawczo na Witka, żeby nie powiedział przypadkiem, że przecież umówił i się na dziś.Witek zrozumiał.Przemilczał omyłkę Artura, maskując uśmiechem swoje zaniepokojenie złym stanem pamięci przyjaciela.- A czy to ważne, na kiedy byliśmy umówieni? - zaśmiał się gospodarz.- Ważne, że się spotkaliśmy.W „Pokoju Francuzów” zapadaliśmy właśnie w poranny sen, gdy Hipek i Puni dotarli tam, gdzie wczoraj uczestniczyli w otwieraniu drzwi do tajemniczego podziemia.- Jasny, puni prawda tak, gwint! - wykrzyknął pod nosem zdziwiony Puni.- Pobłądziliśmy.- Ty pobłądziłeś - zaśmiał się Hipek.- Ja tylko szedłem za tobą ufając bezgranicznie twojej pamięci i orientacji w terenie.- Dałbym sobie rękę urżnąć, że to tu, puni prawda tak, było wejście do podziemia-zaniepokojony reporter rozejrzał się po okolicy.- Miejsce się zgadza.Nie mam wątpliwości.Ale gdzie wcięło piwniczkę? Nie ma jej, a jestem gotów przysiąc, że jeszcze wczoraj tu była.Hipek przyłożył wyprostowany palec wskazujący do ust, sygnalizując Puniemu, żeby zachowywał się cicho, bo dostrzegł ukryty za krzakami jałowca zamknięty namiot harcerzy.- Jak myślisz - spojrzał na przyjaciela - dlaczego ten namiot stoi właśnie w tym miejscu?- Bo to, puni prawda tak, dobre miejsce na jego postawienie - mówiąc to reporter przypomniał sobie podstawowe zasady lokowania namiotów.- Znajduje się poza zasięgiem dużych drzew.Jak się które przewróci, puni prawda tak, to na namiot nie upadnie i krzywdy jego mieszkańcom nie zrobi.- Ale ten namiot stał wczoraj za tymi samymi jałowcami w pobliżu wejścia do piwniczki, którego pilnowali druhowie - żachnął się Hipek.- No to, puni prawda tak, nie pobłądziliśmy - ucieszył się Puni.- Harcerze pilnują wejścia.- Tego nie wiem - zaprzeczył fotoreporter.- Mogli przecież, dla zmylenia intruzów, przestawić namiot w podobne, inne miejsce, daleko od piwniczki.Kiedy Hipek i Puni próbowali rozwiązać zagadkę piwnicy, która gdzieś się zapodziała wielkie rozczarowanie przeżyli Jagną Witek i Artur.Okazało się, że odnaleziony przez gospodarza domu pożółkły zeszyt nie był poszukiwanym przez niego brulionem, który odłożył gdzieś przed wielulaty.- Pamiętam, że Lucjan dał mi kiedyś u siebie w karczmie gruby kajet, w którym zapisał swoje wspomnienia - przypominał sobie głośno Artur [ Pobierz całość w formacie PDF ]
Powered by wordpress | Theme: simpletex | © Nie istnieje coś takiego jak doskonałość. Świat nie jest doskonały. I właśnie dlatego jest piękny.