[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Były tam też brutalne, prymitywne kształty wcześniejszej wałkowanej ceramiki Dana w tonacji czarno-brązowej i szaroniebieskiej, którą Graham ozdobił grudkami nalepionej gliny, wyglądającej jak spalone herbatniki.Wzdłuż galerii, pod ścianami, ustawiono długie stoły z wiadrami pełnymi lodu, kieliszkami szampana i tacami pełnymi przystawek.W rolę kelnerów wcielili się naprędce rekrutowani studenci szkół artystycznych, którzy w białych, przeważnie niedopasowanych uniformach wyglądali dość nietypowo.Qwilleran przeszedł się po sali i rozpoznał tam cały wer-nisażowy tłumek.Byli tam powściągliwi kuratorzy muzeów o akademickim wyglądzie, dyrektorzy galerii skrywający swoje opinie, plotkujący między sobą kolekcjonerzy, nauczyciele ceramiki objaśniający sobie nawzajem idee poszczególnych eksponatów, mieszanina artystów i rękodzielników delektujących się darmowym szampanem, Jack Smith, krytyk „Fluxion”, który przypominał agenta domu pogrzebowego z chroniczną zgagą, i jedna starsza reporterka z „Morning Rampage”, spisująca w notesie, co goście mają na sobie.W końcu był też i Dan Graham, zaniedbany jak zawsze, demonstrujący fałszywą skromność, podczas gdy trawiła go próżność.Jego oczy gorączkowo wyławiały komplementy, a kiedy ktoś pytał o panią Graham, marszczył z niezadowoleniem brwi.- Ogromna szkoda - odpowiadał.- Harowała jak wół i była bliska załamania, więc posłałem moją staruszkę na Florydę, żeby trochę odpoczęła.Nie chcę, żeby się rozchorowała, nie chcę jej stracić.Qwilleran powiedział do Grahama:- Ten interes z garncarnią to musi być maszyna do robienia pieniędzy, skoro stać cię na takie balety.Dan uśmiechnął się krzywo.- Dostaliśmy po prostu duże zamówienie od restauracji w Los Angeles.Dali nam konkretną zaliczkę.Stanąłem na głowie, żeby nie zabrakło bąbelków, a Maus dorzucił się z przekąskami.- Wskazał ruchem głowy na stoły barowe, za którymi czerwononosa, zakatarzona pani Marron uzupełniała zapasy krabowych roladek, omletu z szynką, serowych krokietów, ogórkowych sandwiczy, nadziewanych grzybów, miniaturowych rogalików z kiełbaskami i malutkich krewetkowych ąuiche.Potem Qwilleran wyłowił w tłumie Jacka Smitha.- Co myślisz o „żyjącej glazurze” Dana?- Nie wiem, co powiedzieć.Dokonał niemożliwego - oznajmił krytyk, przy czym wyraz jego twarzy nadal przypominał zimny marmur.- Jak udało mu się otrzymać taki efekt? Jak uzyskał tę wyjątkową czerwień? Widziałem trochę jego gliny na wystawie grupowej zeszłej zimy i napisałem wówczas, że ma charakter i witalność skorup z rynsztoka.Nie spodobało mu się to, ale to prawda.Od tamtego czasu przeszedł długą drogę.Oczywiście cała zmiana na dobre leży w glazurze.Jeśli chodzi o formę, to są zatrważająco przeciętne.Te geometryczne naczynia! Zrobione za pomocą wałka! Jeśliby tylko położyli jego glazurę na jej naczynia! Zamierzam zasugerować to w mojej recenzji.Młoda dziewczyna w sowich okularach wpatrywała się w Qwillerana.Poszedł w jej stronę.- Czy to me jest nie w porządku, że tu przyszłam, panie Qwilleran? - zapytała nieśmiało.- Powiedział pan, żebym za czekała czterdzieści osiem godzin.- Żadnych wieści? Smutno potrząsnęła głową.- Sprawdziłaś rachunek bankowy?- Nikt go nie ruszał.Tylko bank dodał dwadzieścia sześć centów odsetek.- W takim razie zawiadom policję i staraj się nie martwić.Poczekaj, przyniosę ci coś do jedzenia albo do picia.- Nie, dziękuję.Nie mam ochoty.Chyba lepiej pójdę do domu.Qwilleran odprowadził ją do drzwi i powiedział, gdzie na River Road złapie autobus.W drodze powrotnej ze zdziwieniem zobaczył w tłumie braci Pennimanów.Tweedledum i Tweedledee, jak ich lekceważąco nazywali mieszkańcy miasta, rzadko uczęszczali na imprezy o mniejszym rozgłosie od wystaw francuskich postimpresjoni-stów.Podczas gdy pozostali goście oddawali im szacunek, dla którego usprawiedliwieniem było nazwisko braci i ich status majątkowy, oni sami stali spokojnie, przysłuchując się rozmowom.Nie pili ani nie palili, a na ich twarzach widniał wyraz bezradności, jaka ogarniała ich zawsze w sytuacjach, kiedy mieli do czynienia ze sztuką.Qwilleranowi powiedziano, że za „Morning Rampage” stoją ich pieniądze, a nie intelekt.Qwilłeran wszedł w krąg otaczający braci i używając sztuczek znanych tylko doświadczonym reporterom, odsunął ich od założycieli fundacji, poszukujących pracy i pochlebców.- Jak się panom podoba pokaz?Basil Penniman, ten z opaską na oku, spojrzał na brata Bay-leya.- Interesujący - powiedział rozwlekle Bayley.- Widział pan kiedykolwiek podobną glazurę?Przyszła kolej na Bayleya, żeby podać przysłowiową piłeczkę do Basila, spoglądał więc w jego kierunku pytająco.- Bardzo interesujący - powiedział Basil.- To nie jest do publikacji, prawda? - zapytał nagle czujnym głosem Bayley.- Nie, sztuka nie jest już moją działką.Tak się składa, że mieszkam tutaj.Czy to nie ojciec panów zbudował ten dom?Bracia ostrożnie skinęli potakująco głowami.- Ten stary budynek mógłby z pewnością wyjawić wiele fascynujących tajemnic - zaryzykował Qwilleran.Nie było odpowiedzi, ale Qwilleran dostrzegł cień emocji, który przebiegł przez twarze braci.- Pani Graham przed wyjazdem z miasta pożyczyła mi pewne dokumenty, dotyczące pierwszych lat działalności garncami.Jeszcze ich nie czytałem, ale wyobrażam sobie, że mógłby z nich być dobry materiał.Nasi czytelnicy lubią dawne historie, szczególnie jeśli jest w nich jakiś ludzki wątek.Basil spojrzał przestraszonym wzrokiem na Bayleya.Bayley zrobił się różowy.- Nie może pan wydrukować niczego bez naszej zgody.- Pani Graham obiecała te papiery nam - powiedział Basil.- Są własnością rodziny - zawtórował mu brat.- Możemy odzyskać je drogą sądową.- Proszę powiedzieć, co jest w tych papierach? - zapytał Qwilleran kpiącym tonem.- To musi być pikantny materiał.Może to nawet lepsza historia, niż myślałem.- Jeśli pan to wydrukuje - odparł Bayley, którego twarz nabrała koloru karmazynowego - to my, my.- Pozwiemy pana o zniesławienie - Basil próbował z wahaniem wesprzeć brata.- Pozwiemy „Fluxion”.To dziennikarstwo brukowe, nic więcej! - Bayley był już całkiem purpurowy.Basil dotknął ramienia brata.- Bądź ostrożny, wiesz, co powiedział ci lekarz!- Przykro mi, jeśli panów zaalarmowałem - wycofał się Qwilleran.- To był tylko dowcip [ Pobierz całość w formacie PDF ]
Powered by wordpress | Theme: simpletex | © Nie istnieje coś takiego jak doskonałość. Świat nie jest doskonały. I właśnie dlatego jest piękny.