[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Dalej widzisz tylko białe światło? - upewniał się Sam.- Tak.- Świetnie, Saint, to znaczy, że wracasz do normy! - Roześmiał się i poklepał Sainta po plecach.- Musisz tylko dużo wypoczywać, nie wolno ci się denerwować ani.zanadto kłócić z żoną!- Nie rozumiem - wtrąciła się Julka.Saint wyciągnął do niej rękę, którą natychmiast chwyciła.- Wiem, co Sam ma na myśli - wytłumaczył, przygarniając ją mocno do siebie.- Chodzi o to, że skoro wciąż jestem w stanie widzieć przynajmniej te białe światła, to znaczy, że nadal nie utraciłem wzroku.A to już bardzo pocieszająca wiadomość.Nie będę się z nią kłócił, Samie, przyrzekam!Doktor Pickett uśmiechnął się, jakby jednocześnie wznosił oczy do nieba.Jeszcze raz poklepał Sainta po ramieniu.- No więc, na razie, nie będę już potrzebny.Za tydzień spróbujemy jeszcze raz.Tylko pamiętaj, Saint, nie więcej niż dwóch, najwyżej trzech pacjentów dziennie! - Zwracając się do Julki, dodał bardziej poważnym tonem: - Ty też pamiętaj, że on przede wszystkim musi odpoczywać.Liczę na ciebie, że go dopilnujesz.- Postaram się, panie doktorze - obiecała.Odprowadziła Samuela Picketta do wyjścia i wróciła do gabinetu.- No, Michaelu, bierz laseczkę i idziemy coś zjeść.Przy okazji podzielimy się z Lidią dobrymi wiadomościami.Śledziła uważnie każdy jego krok, przygryzając język, kiedy potknął się o krzesło.Na szczęście skwitował to śmiechem.Wychwycił słuchem, jak ustawiała krzesło na miejsce, i sam zagadnął:- Teraz tylko mi powiedz, jak romantycznie wyglądam z tą laską.Julka od razu zauważyła, że Michael prezentował się imponująco z czarną hebanową laseczką, zakończoną rzeźbioną lwią główką.Nie chciała jednak pierwsza poruszać tego tematu, niepewna, jak on na to zareaguje.Teraz zaś śmiało ujęła go pod ramię, dogadując żartobliwie:- No, gdybyś wyglądał jeszcze bardziej romantycznie, od razu zapędziłabym cię do łóżka, nie czekając na lunch!Julka zażyczyła sobie również, aby Lidia i Thackery zasiedli razem z nimi do stołu.Oczywiście w pierwszej chwili Thaackery zrobił wielkie oczy, jakby jego pani zaczęła nagle mówić po chińsku.- Mógłbyś już przestać zachowywać się, jakbyś jeszcze był niewolnikiem! - zganiła go w końcu Lidia.- Ale.- Thackery próbował się jeszcze wymawiać.- Żadne "ale"! - zamknęła dyskusję Julka.- Chodź z nami, to Saint opowie ci o pierwszym czarnym obywatelu San Francisco.Ten argument podziałał, więc mrugnęła porozumiewawczo do Lidii.Przystępując do swojej opowieści, Saint uśmiechnął się w kierunku, gdzie, jak przypuszczał, powinien znajdować się Thackery.- Ten człowiek nazywał się William Leidesdorff, ale nie miałem przyjemności poznać go osobiście, gdyż umarł młodo.Było to w roku tysiąc osiemset czterdziestym ósmym, kiedy gorączka złota spowodowała wzrost inflacji, więc pozostawiony przez niego majątek oszacowano na ponad milion dolarów.Niestety nie miał tu żadnej rodziny, więc dopiero pół roku temu niejaki John Folsom wybrał się na Jamajkę, aby spłacić jego potencjalnych spadkobierców.Bóg jeden wie, jak się to wszystko skończy.- Julka niecierpliwie postukiwała widelcem, aż Saint doszedł do pointy.- Sam więc widzisz, Thackery, że w naszej Kalifornii każdy jest wolny i może robić to, co chce.Julka chciała jeszcze namówić Michaela, aby opowiedział Thackery'emu historię nieszczęśliwej miłości Leidesdorffa, ale w porę ugryzła się w język.Przypomniała sobie bowiem, że ta opowieść kończyła się nieszczęśliwie, gdyż William, jako Mulat, nie został zaakceptowany przez rodzinę jego białej wybranki.- Co innego byłoby, gdybyś jadł palcami - nie wytrzymała Lidia.- To dlatego Saint nie zaprasza do swego stołu tych wszystkich "Australijczyków".Saint roześmiał się, czym sprawił Julce ogromną przyjemność.Z radością patrzyła również na Thackery'ego i Lidię, gdyż wszyscy razem sprawiali wrażenie jednej, wielkiej rodziny.Dwa dni później Julka łagodnie, lecz stanowczo odprowadziła męża do sypialni, by odpoczął po obiedzie.Lidia wybrała się do miasta po zakupy, aby zdążyć przed deszczem, Thackery zaś poszedł do baru "Pod Dziką Gwiazdą" odwiedzić Brenta Hammonda.Julka była więc sama na dole, kiedy rozległo się pukanie do drzwi frontowych.Wzniosła błagalnie oczy ku niebu, aby to nie był pacjent, gdyż nie chciała nikogo odprawiać z kwitkiem.W tej chwili najbardziej liczył się spokój Michaela.Za drzwiami stał jednak nie pacjent, lecz mały chłopiec.- Pani Morris? - wyseplenił, gdyż na przodzie brakowało mu zęba.- Tak - odpowiedziała Julka.- Pse pani, to dla pani.- Chłopczyk wsunął jej w dłoń kopertę i uciekł, zanim zdążyła o cokolwiek zapytać.Zdziwiła się, bo na kopercie nie było ani nazwiska, ani adresu, a w środku tkwiła tylko jedna kartka papieru.A oto jaką treść zawierała:"Najdroższa Juliano!Mam nadzieję, że jeszcze mnie nie zapomniałaś.Serdecznie Ci współczuję, że Twój biedny małżonek utracił wzrok, ale za to ja jestem wciąż blisko ciebie.Pomyśl czasem o mnie, gdyż niedługo znów się spotkamy.Zamiast podpisu widniały śmiało nakreślone inicjały "J.W."Julka upuściła świstek, jakby to był jadowity wąż.Powrócił dobrze jej znany, choć zapomniany już strach.Oplotła się własnymi ramionami, jakby tym sposobem mogła się obronić.Odruchowo spojrzała w stronę okna, lecz poprzez strugi deszczu nie mogła zobaczyć niczego.Przez myśl jej przemknęło, że Lidii jednak nie udało się zdążyć przed ulewą! Chciała podejść do kanapy, ale nogi się pod nią ugięły i klapnęła na podłogę.Do jej świadomości dotarł jakiś dziwny, urywany dźwięk, i dopiero po chwili zdała sobie sprawę, że pochodził z jej gardła.26Tomasz siedział za ciężkim, bogato rzeźbionym mahoniowym biurkiem w bibliotece Bunkera Stevensona.Przed nim leżał otwarty podręcznik medycyny, ale w którymś momencie Tomasz zdał sobie sprawę, że chociaż przeczytał ze trzy razy ten sam rozdział, nie zapamiętał ani jednego słowa.Z niesmakiem oderwał więc oczy od tekstu i rozejrzał się po bibliotece.Trzy jej ściany zabudowano półkami, a na nich pyszniły się opasłe tomy, których nikt nigdy nie wziął do ręki.Podłogę pokrywał gruby, jaskrawoczerwony dywan, nawet ładny, gdyby było go więcej widać.Niestety, pani Stevenson zastawiła go ciężkimi, topornymi meblami, które go przytłaczały.Tomasz zastanawiał się, jak urządziłaby tę bibliotekę jego młoda żona.Właśnie.jego żona, poślubiona przed trzema dniami Peneelopa, która przebywała teraz na górze ze swoją matką! Tomasz tylko westchnął.W życiu nie przyszłoby mu do głowy, że jego małżonka może mieć do spraw łóżkowych inny stosunek niż on [ Pobierz całość w formacie PDF ]
Powered by wordpress | Theme: simpletex | © Nie istnieje coś takiego jak doskonałość. Świat nie jest doskonały. I właśnie dlatego jest piękny.