[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Pełen zdumienia i zachwytu Sindbad Tragarz podszedł bliżej i zauważył, że przy domu rozciąga się olbrzymi ogród, a w nim ujrzał paziów i niewolników oraz przeróżne wspaniałości, jakie spotyka się tylko na dworze króla czy sułtana.A zapach smakowitych i korzennych potraw wszelakiego rodzaju oraz delikatnych win łechtał mu mile podniebienie.Wzniósł tedy Sindbad Tragarz oczy ku niebu i rzekł: - Chwała ci, o Panie i Stwórco, za Twe hojne dary, którymi obsypujesz, kogo zechcesz, nie licząc i nie rachując.Błagam cię, Panie, o przebaczenie wszystkich moich grzechów, a skrucha moja niech zadość uczyni Ci za wszystkie moje błędy! Nie ma w Tobie żadnych sprzeczności między Twymi postanowieniami a Twoją wszechmocą.Nikt nie może żądać od Ciebie rachunku za Twoje czyny, gdyż potęga Twoja stoi ponad wszystkim.Chwała Tobie, który bogacisz i wywyższasz, kogo zechcesz, a czynisz ubogim i poniżasz, kogo Ci się spodoba.Jakżeż wielka jest Twoja wspaniałość, jakżeż przemożna Twoja potęga i jakżeż doskonałe Twoje rządy! Darzysz łaską spośród Twoich sług, kogo masz ochotę.I tak pan tego domostwa żyje w przepychu i radości, dane mu jest rozkoszować się cudownymi woniami, wyśmienitym jadłem i szlachetnym winem.W mądrości Twojej postanowiłeś dla stworzeń Twoich to, co zgodne z Twoją wolą, i to, co z góry im przeznaczyłeś.Jedni ze stworzonych przez Ciebie ludzi muszą się mozolić, inni mogą zażywać spokoju.Jedni żyją w szczęściu, a inni, muszą ciężko pracować i znosić niedostatek.Potem skarżył się jeszcze na swą niedolę mową wiązaną.Wypowiedziawszy swoją wierszowaną skargę, chciał znowu podnieść tobółi iść dalej.Ale wtedy ukazał się w bramie młody paź o pięknym obliczu i wdzięcznej postaci, ubrany we wspaniałe szaty.Ujął Tragarza za rękę i tak do niego powiada: - Wstąp w nasze progi, dokąd zaprasza cię mój pan, który życzy sobie pomówić z tobą! Tragarz zawahał się chwilę, czy wejść tam, gdzie go ów paź zaprasza, ale w końcu nie mógł się oprzeć i pozostawiwszy swój tobółu odźwiernego w sieni, wszedł za swym przewodnikiem do wnętrza domu.Ujrzał, że była to piękna siedziba, zarówno przyjemna, jak i okazała.W wielkiej sali zobaczył tłum dostojnych emirów i innych wytwornych gości.Były tam wszelkiego rodzaju kwiaty i wonne zioła, a na stołach rozstawiono mnóstwo łakoci i owoców, wielką ilość najrozmaitszych wyszukanych potraw i win z wyborowych winorośli.Potem usłyszał Sindbad Tragarz grę na harfach i śpiew wielu pięknych dziewcząt.Każdy z gości siedział na należnym mu miejscu, a na miejscu honorowym tronowałdostojny i czcigodny pan, którego zarost na policzkach był posrebrzony już siwizną.Postać jego była wspaniała, twarz piękna, pełna godności i wykwintu, dostojeństwa i majestatu.Sindbad Tragarz poczuł się tym wszystkim onieśmielony i tak do siebie powiedział: "Na Allacha, to chyba kawałek raju albo siedziba jakiegoś króla czy sułtana".Skłonił się więc dwornie, pozdrowiłdostojnych panów, życzył im błogosławieństwa Allacha i ucałował ziemię przed ich stopami.Po czym stanął z pokornie pochyloną głową.Pan domu skinął na niego, aby przystąpił bliżej i usiadł.Kiedy Tragarz to uczynił, tamten pozdrowił go przyjaznymi słowy.Po czym kazał mu podać kilka wspaniałych, smakowitych i wyszukanych potraw.Tragarz przysunął się bliżej do stołu i pochwaliwszy Allacha, zaczął jeść aż do sytości.Potem powiedział: - Chwała Allachowi we wszelkich Jego sprawach! - Umył ręce i podziękował pięknie za posiłek.A pan domu na to: -Cieszymy się, żeśmy ci dogodzili.Niech ten dzień będzie dla ciebie błogosławiony! Powiedz, jak się nazywasz i w jakim zawodzie pracujesz.Ów zaś odpowiedział: - Dostojny panie, nazywam się Sindbad Tragarz i dla zarobku noszę ciężary innych ludzi na mojej głowie.Pan domu uśmiechnąłsię i ciągnął dalej: - Wiedz, Tragarzu, że noszę takie samo imię jak ty.Jestem Sindbad Żeglarz.Ale teraz życzę sobie, Tragarzu, abyś mi powtórzył te piękne rymy, któreś mówił stojąc u mojej bramy.Tragarz stropił się i odrzekł: - Na Allacha, zaklinam cię, nie gniewaj się na mnie za to! Ciężka praca, codzienna udręka i puste ręce uczą bowiem człowieka złych obyczajów i czynią go gburem.-Nie wstydź się - odparł pan domu.- Stałeś się bowiem teraz moim bratem.Powtórz ów wiersz!Podobał mi się bardzo, kiedy usłyszałem, jak mówiłeś go u mojej bramy! Tragarz powtórzył więc ów wiersz.I znów pan domu zachwycił się nim, słysząc go po raz wtóry.- Wiesz, Tragarzu - mówiłdalej - że dzieje moje są niezwykłe i pragnę opowiedzieć ci wszystko, co mi się przytrafiło i co przeżyłem, zanim doszedłem do takiego dobrobytu i mogłem zamieszkać w tym domu, w którym mnie widzisz.Bogactwa te bowiem i ta siedziba przypadły mi dopiero po ciężkich udrękach, 61wielkich utrapieniach i niezliczonych okropnościach.Ach, ileż męki i trosk musiałem znieść w dawnych czasach! Przedsiębrałem siedem podróży, a każda z nich łączy się z jakąś osobliwą historią, od której się rozum mąci.Ale wszystko to było z góry przez los przeznaczone, a co komu sądzone, temu nikt nie umknie i od tego się nie uchroni.Powiedziawszy to zaczął opowiadać.Pierwsza podróż Sindbada ŻeglarzaWiedzcie, szlachetni panowie, że ojciec mój był kupcem jednym z najbardziej poważanych zarówno wśród prostego ludu, jak i zamożnego kupiectwa i że posiadał wiele pieniędzy i mienia.Umarł, kiedy byłem jeszcze małym chłopcem, pozostawiając mi wielkie bogactwo w gotówce, nieruchomościach i dobrach ziemskich.Kiedy dorosłem, objąłem to wszystko w posiadanie, jadałem najwykwintniejsze potrawy, pijałem najszlachetniejsze wina i zadawałem się z bogatymi młodzieńcami.Stroiłem się w złotolite szaty i przechadzałem się z przyjaciółmi i towarzyszami zabaw w mniemaniu, że tak już na zawsze pozostanie i wyjdzie ku memu dobru.Pędziłem długo takie życie, ale w końcu ocknąłem się z mojej beztroski.A kiedy wróciłem do rozumu, zauważyłem, że mój dobrobyt należy już do przeszłości, gdyż moje zasoby się wyczerpały.Kiedy zmiarkowałem, że utraciłem wszystko, co kiedykolwiek posiadałem, oprzytomniałem ze strachu i przerażenia.Przypomniała mi się wtedy pewna przypowieść, którą kiedyś od mojego ojca usłyszałem.Były to słowa króla Salomona , które brzmiały: "Trzy rzeczy są lepsze od trzech innych: dzień śmierci jest lepszy od dnia urodzin, żywy pies jest lepszy od zdechłego lwa, a mogiła jest lepsza od ubóstwa".Postanowiłem więc wyjechać, zebrałem wszystko, co mi jeszcze pozostało ze sprzętu domowego, i rozprzedałem.Potem sprzedałem również moją posiadłość i to, co w ogóle jeszcze było moją własnością.W ten sposób w końcu zgromadziłem trzy tysiące denarów.Wtedy przyszło mi na myśl przedsięwziąć podróż w obce kraje, pamiętając o słowach poety: Wysiłkiem nawet strome szczyty się zdobywa.@ Kto pragnie sławy, musi nie dosypiać nocy.@ W głębiny mórz nurkuje ten, kto szuka pereł,@ By zdobyć więcej złota, majątku i mocy.@ Lecz kto sobie wysiłku i trudu nie zada,@ Nic w życiu nie zdziaławszy, życie swe postrada.Jak postanowiłem, tak zrobiłem.Nakupiłem towarów różnorodnych oraz wszelaki sprzęt potrzebny do podróży.A ponieważ duszę moją wabiła podróż morska, wsiadłem na okręt i udałem się do miasta Basry wraz z całą gromadą kupców.Stamtąd popłynęliśmy po morzu przez wiele dni i nocy, od wyspy do wyspy, z morza na morze i od lądu do lądu.Wszędzie, gdzieśmy przybijali do brzegu, trudniliśmy się handlem i wymieniali towary [ Pobierz całość w formacie PDF ]
Powered by wordpress | Theme: simpletex | © Nie istnieje coś takiego jak doskonałość. Świat nie jest doskonały. I właśnie dlatego jest piękny.