[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Właśnie je rozgarniałam równo po całej powierzchni boksu, kiedy poczułam, że ktoś mnie obserwuje.– Dobra robota, Zoey.Podskoczyłam na te słowa i zobaczyłam, że tuż przy wejściu do boksu stoi Lenobia.W jednej ręce trzymała wielkie miękkie zgrzebło, w drugiej – lejce dereszowatej klaczy o łagodnym sarnim spojrzeniu.– Już to przedtem robiłaś – domyśliła się Lenobia.– Moja babcia miała siwego wałacha, to było słodkie stworzenie, nazwałam go Królik ~ powiedziałam i zaraz sobie uprzytomniłam, że musiało to strasznie głupio za brzmieć.Z wypiekami na twarzy zaczęłam się tłumaczyć:– Miałam wtedy dziesięć lat, a jego maść kojarzyła mi się z Królikiem Bugsem, więc tak go zaczęłam nazywać i tak już zostało.Kąciki ust Lenobii uniosły się odrobinę, zapowiadając nikły cień uśmiechu.– I czyściłaś boks Królika, tak? – zapytała.– Tak.Lubiłam na nim jeździć, ale Babcia powiedziała, że jak się chce jeździć na koniu, trzeba po nim sprzątać.– Wzruszyłam ramionami.– No więc sprzątałam po nim.– Twoja babcia to mądra kobieta.Kiwnęłam głową na znak zgody.– Nie miałaś nic przeciwko temu, żeby sprzątać po Króliku?– Nie.Naprawdę nie.– To dobrze.Poznaj Persefonę.– Lenobia ruchem głowy wskazała stojącą za nią klacz.– Właśnie wysprzątałaś jej boks.Klacz weszła do boksu, idąc prosto do mnie: przysunęła łeb do mojej twarzy, delikatnie dmuchając przez nozdrza, co mnie zaczęło łaskotać, więc zachichotałam.Bezwiednie pogłaskałam japo nosie i pocałowałam w aksamitny pysk.– Jak się masz, Persefono? Śliczna z ciebie dziewczynka.Lenobia skinęła głową z aprobatą widząc, jak zawieramy z klaczą znajomość.– Do dzwonka zostało jeszcze pięć minut i nie ma potrzeby, żebyś zostawała do końca lekcji, ale jeśli chcesz, możesz wyszczotkować Persefonę, zasłużyłaś na ten przywilej.Zdziwiona spojrzałam na nią znad końskiej grzywy i usłyszałam swój głos wypowiadający słowa:– Nie ma sprawy, mogę zostać.– Świetnie.Kiedy skończysz, zostaw zgrzebło w po mieszczeniu z uprzężą.Zobaczymy się jutro, Zoey.– Lenobia wręczyła mi zgrzebło, poklepała klacz i zostawiła nas obie w boksie.Persefona wetknęła łeb do metalowego koszyka, gdzie czekało na nią świeże siano, i zabrała się do jedzenia, a ja do wyczesywania jej.Nie pamiętałam już, jak uspokajająco działa oporządzanie konia.Królik bowiem umarł przed dwoma laty na atak serca, a Babcia zbyt była tym wstrząśnięta, by wziąć sobie innego konia.Powiedziała, że Królika (tak go zawsze nazywała) nie da się zastąpić.Tak więc od dwóch lat nie miałam do czynienia z końmi, ale wszystko natychmiast sobie przypomniałam: zapach, ciepło, uspokajający odgłos żucia, szelest zgrzebła przesuwanego po końskiej sierści.Zaabsorbowana wspomnieniami ledwo rejestrowałam gniewny głos Lenobii, która mieszała z błotem ucznia, jak się domyślałam, zapewne rudowłosego chłopaka.Zerknęłam spoza karku Persefony w stronę końca rzędu boksów.Oczywiście przed jednym z nich stał rudzielec niedbale oparty o ścianę, a przed nim Lenobia z rękami na biodrach.Nawet z daleka widziałam, że jest zła na niego jak diabli.Czy misją tego dzieciaka było wkurzać każdego nauczyciela? I jego mentorem miałby być Smok? Owszem, facet wyglądał łagodnie, dopóki nie dobył szabli – pardon, floretu – ale wtedy przedzierzgał się z łagodnego miłego faceta w śmiertelnie niebezpiecznego wampira wojownika.– Temu rudemu dzieciakowi życie chyba jest niemiłe – wyznałam Persefonie, kiedy powróciłam do czesania.Klacz zastrzygła uchem w moją stronę i leciutko prychnęła.– Widzisz, że się ze mną zgadzasz? Chcesz wiedzieć, jaką mam teorię na temat wykurzenia z Ameryki wyłącznie przez moje pokolenie fajtłap i różnych niedojd?Wyglądało na to, że Persefona słucha ze zrozumieniem, więc już zaczęłam rozwijać wątek ze swojej przemowy na temat: nie rozmnażaj się z frajerami.– Zoey! Gdzie jesteś?– O rany! Stevie Rae! Aleś mnie wystraszyła! – Poklepywałam uspokajająco Persefonę, która się trochę spłoszyła, słysząc mój pisk.– Co ty, do licha, tu robisz? Pomachałam w jej stronę zgrzebłem.– A jak myślisz? Pedikiur?– Przestań się wygłupiać [ Pobierz całość w formacie PDF ]
Powered by wordpress | Theme: simpletex | © Nie istnieje coś takiego jak doskonałość. Świat nie jest doskonały. I właśnie dlatego jest piękny.