[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.A teraz jesteśmy pozbawieni tejmożliwości.Lecieć? W jakim celu? Nie.My – Nina i ja – jesteśmyprzeciwni.Trzeba wracać.I to natychmiast.Zapadło długie milczenie.Potem Lena zapytała:–A co ty myślisz, kapitanie?Kapitan uśmiechnął się smutnie.–Myślę, że nasi inżynierowie mają rację.Piękne słowa – to tylkosłowa.A zdrowy rozsądek, logika, obliczenia – potwierdzają słusznośćstanowiska inżynierów.Lecimy po to, żeby robić odkrycia.I jeżeli nieprzekażemy ich na Ziemię – to nie są tynfa warte.Mikołaj ma rację, potysiąckroć ma rację…Zarubin wstał, ciężkim krokiem przespacerował się po kajucie.Chodzić było trudno.Potrójne przeciążenie spowodowane przyśpieszeniem rakiety ograniczało ruchy.–Wariant z oczekiwaniem na pomoc odpada – ciągnął kapitan.–Pozostają dwie możliwości.Pierwsza – wrócić na Ziemię.Druga –lecieć ku gwieździe Barnarda i… jednak wrócić stamtąd na Ziemię.Wrócić, bez względu na stratę paliwa.–Jak? – zapytał inżynier.Zarubin podszedł do fotela, usiadł i odezwał się dopiero po długiejchwili.–Nie wiem jak.Ale mamy czas.Od gwiazdy Barnarda dzieli nasjeszcze jedenaście miesięcy podróży.Jeżeli postanowimy wracaćnatychmiast – wrócimy.Ale jeżeli wierzycie, że w ciągu jedenastumiesięcy potrafię wymyślić, wynaleźć, odkryć coś takiego, co pozwolinam wybrnąć, wtedy… naprzód, wbrew temu, co możliwe!… Tak,przyjaciele! Co na to powiecie? Co powiesz teraz ty, Leno?Młoda dziewczyna przekornie zmrużyła oczy.–Jesteś, kapitanie, sprytny jak każdy mężczyzna.Pójdę o zakład, żemasz już jakiś pomysł w zanadrzu.Kapitan roześmiał się.–Przegrałabyś! Nic nie wymyśliłem.Ale wymyślę.Wymyślę na pewno…–Ufamy ci – rzekł inżynier.– Mamy bezwzględne zaufanie – i umilkł.– Chociaż, prawdę mówiąc, nie wyobrażam sobie, jak z tego wybrniemy.Na „Biegunie” zostanie osiemnaście procent paliwa.Osiemnaście zamiast pięćdziesięciu… Ale skoro tak powiedziałeś – to koniec.Lecimy ku gwieździe Barnarda.Tak jak mówi Jerzy – naprzód, wbrew temu, co możliwe.Skrzypią cicho okiennice.Wiatr szeleści kartkami, myszkuje po pokoju, napełniając go wilgotnym zapachem morza.Zapach – to zdumiewająca rzecz.W rakietach nie ma zapachu.Klimatyzatory oczyszczają powietrze, utrzymują należytą wilgotność, temperaturę.Ale powietrze klimatyzacyjnejest bez smaku, jak woda destylowana.Nieraz wypróbowywano generatory sztucznych zapachów, ale jak dotąd nic z tego nie wynikło.Aromat zwykłego powietrza Ziemi jest zbyt skomplikowany, nie tak łatwo go odtworzyć.Teraz na przykład… Czuję woń morza i woń mokrych liści jesiennych, i ledwo uchwytny zapach perfum i chwilami, gdy wiatr się wzmaga – zapach ziemi.I słaby zapach farby…Wiatr przewraca kartki.Na co liczył kapitan? Gdy „Biegun” doleci do gwiazdy Barnarda, na rakiecie zostanie osiemnaście procent paliwa.Osiemnaście zamiast pięćdziesięciu…Rankiem poprosiłam kierownika, żeby mi pokazał obrazy „Zarubina.–Trzeba wejść na górę – powiedział.– Ale… Czy pani przeczytałado końca?Skinął potakująco wysłuchawszy mej odpowiedzi.–Rozumiem.Tak przypuszczałem.Tak, kapitan wziął na siebie wielką odpowiedzialność… Pani by mu zaufała?–Tak.–I ja też.Milczał długą chwilę, przygryzając wargi.Wreszcie wstał, poprawiłokulary.–No cóż, chodźmy.Kierownik kulał lekko.Szliśmy wolno przez korytarze archiwum.–Jeszcze pani do tego dojdzie – mówił kierownik.– Jeżeli się niemylę drugi tom, strona setna i dalej.Zarubin próbował odgadnąć tajemnicęfarb włoskich mistrzów epoki Odrodzenia.W XVIII wieku zaczyna sięupadek malarstwa olejnego – mam na myśli technikę.Wiele rzeczyuważano za bezpowrotnie stracone.Artyści nie umieli wyrabiać farb, którebyłyby zarazem i żywe, i długotrwałe.Im żywsze tony, tym prędzejciemniały.Szczególnie jeżeli chodzi o wszelkie odcienie niebieskiego.No,a Zarubin… Sama pani zobaczy.Obrazy Zarubina wisiały w wąskiej, zalanej słońcem galerii.Przede wszystkim rzuciło mi się w oczy, że każdy obraz był malowany tylko jedną barwą – czerwoną, niebieską, zieloną…–To są szkice – rzekł kierownik.– Próba techniki, nic więcej.Oto„Szkic w tonach błękitu…”W błękitnym niebie ramię przy ramieniu leciały obok siebie dwie kruche postacie ludzkie z przypiętymi skrzydłami – mężczyzna i kobieta.Wszystko było wymalowane niebieską farbą, ale nigdy w życiu nie widziałam takiego bogactwa odcieni.Niebo w lewym dolnym rogu obrazuwyglądało na nocne, ciemnogranatowe – a w przeciwległym kącie było przejrzyste, nasycone gorącym powietrzem południowych godzin.Ludzie, ich skrzydła mieniły się lazurem, szafirem, fioletem.W niektórych miejscach farby były plastyczne, jędrne, błyszczące, w innych pastelowe, przytłumione, przezroczyste.Obok wisiały inne obrazy.„Szkic w czerwonych tonach” – dwa purpurowe słońca nad nieznaną planetą, chaos cieni i półcieni od szkarłatnej czerwieni do bladej różowości.„Szkic w brązowych tonach” – fantastyczny, baśniowy las…Kierownik milczał.Czekałam, patrząc w ślepe, niebieskie szkła jego okularów.–Niech pani czyta dalej – powiedział cicho.– Potem pokażę pani inne obrazy.Wtedy pani zrozumie.Czytam tak prędko, jak tylko mogę.Staram się uchwycić zasadniczą treść – i dalej, dalej…„Biegun” leciał do gwiazdy Barnarda.Szybkość osiągnęła górną granicę, uruchomiono silniki hamujące.Wnosząc z krótkich notatek w dzienniku pokładowym wszystko miało przebieg normalny.Żadnych awarii, żadnych chorób.Nikt nie przypominał kapitanowi o jego obietnicy.I kapitan był jak zwykle pewny siebie, spokojny, wesoły [ Pobierz całość w formacie PDF ]
Powered by wordpress | Theme: simpletex | © Nie istnieje coś takiego jak doskonałość. Świat nie jest doskonały. I właśnie dlatego jest piękny.