[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Chwilę później wrócił i stanął naprzeciwko w tej samej pozycji co wcześniej, nie udzielając żadnej odpowiedzi.- No więc? Mogę się z nim zobaczyć? - zapytał Germinal.- Tak - odparł lakonicznie mężczyzna z powagą, choć bez wrogości; sprawiał wrażenie, że nie ma zamiaru zmienić statycznej pozycji, którą przyjął.- Na co pan czeka? - rozległ się w ciemnym korytarzu niemiły, ostry i jednocześnie ochrypły głos, który niewyraźnie wymawiał sylaby.Następnie pojawił się Noverre i po raz kolejny na widok jego ułomności Germinal doznał wstrząsu.- Musi się pan przyzwyczaić do mroku, panie inspektorze - powiedział lekarz, idąc przodem i poruszając się jak linoskoczek, który nie może rozłożyć rąk, by odzyskać równowagę.- Moje odbicie w lustrze napawa mnie jeszcze większym przerażeniem niż to, które odczuwają wszyscy na mój widok.- dodał ze zniekształconym uśmiechem na twarzy, a kilka kropel światła w pokoju lekko rozświetliło ślinę na ustach.Od tej chwili Germinal postanowił, że już zawsze będzie patrzył doktorowi w oczy, nie będzie zerkał na niego z boku ani okazywał zakłopotania - bądź przerażenia - jakie budzą w nim zakłócone linie jego sylwetki.Po krótkiej rozmowie, Germinal zostawił motocykl na podwórku Instytutu Upośledzeń i wsiadł do powozu doktora.Wkrótce dotarli na miejsce.Germinalowi udało się w końcu otworzyć zamek.Odwrócił się do swojego wspólnika, skinął głową i weszli.Blada poświata dalekiej lampy odbijała w nocnych mrokach zielone litery, tworzące na drzwiach, które dopiero co przekroczyli, napis: PIERWSZORZĘDNY, RENOMOWANYZAKŁAD POGRZEBOWY O DŁUGOLETNIEJ TRADYCJI - RODZINA SARONNO.Germinal zapalił w środku lampę oliwną, podszedł do pomalowanych na czarno drzwi i je otworzył.Noverre wszedł za nim.Oczy błyszczały mu w drżącej poświacie oliwnej lampy.Wzrastające podniecenie usztywniało jego mięśnie, same w sobie słabo skoordynowane.Zatrzymał się, gdy tylko weszli, Germinal zaś zajął się dwiema potężnymi lampami olejnymi, zawieszonymi na dwóch przeciwległych ścianach.Pokój rozbłysnął bielą, oszałamiającą bielą wśród gęstej czerni, w której jeszcze przed chwilą się znajdowali.Bielą kafelków, którymi wyłożono zarówno podłogę, jak i ściany na wysokość człowieka.Germinal zamknął oczy.Białe kafelki zabarwiły się na czerwono.Czerwona krew spływała i tworzyła lustro, w którym widział swoje odbicie mordercy.- Nie mogłeś o tym wiedzieć - mówił głos.- Nie mogłeś o tym wiedzieć.- Dobrze się pan czuje? - spytał Noverre.- Niech pan zamknie drzwi - nakazał Germinal napiętym i zdecydowanym głosem.Noverre zdrętwiał, a potem odwrócił się i zaczął popychać nogą skrzydło drzwi.- Proszę mi wybaczyć - rzekł szybko Germinal, kończąc za niego tę czynność i wracając do rzeczywistości.Noverre nic nie odpowiedział, minął go i podszedł do czterech stołów, na których spoczywały podobne do siebie ciała.Trzy były przykryte nieskazitelnie białymi prześcieradłami.Czwarte zwłoki okrywał fioletowy jedwab.Noverre zatrzymał się przy nich.Małe okienko w ścianie zerkało na nich z wysoka.Germinal odsłonił twarz trupa.- To ona? - spytał.- Oczywiście - zapewnił Noverre.- Zaczynamy.- Zaczynamy - powtórzył Germinal i podszedł do wyjścia.- Wezmę z powozu narzędzia i odlewy.Nie odrywając wzroku od pogodnej twarzy pani Neef, Noverre zaczekał, aż drzwi za inspektorem się zamkną.Następnie pochylił się nad bladymi policzkami, przymknął oczy i wchłonął zapach z ust kobiety.Kiedy Germinal wrócił, dyrektor Instytutu Upośledzeń stałnonszalancko tyłem do ciała.Germinal na dworze zrobił kilka głębokich wdechów, pod nieruchomym spojrzeniem Zoli, aby pozbyć się obrazu białych kafelków, które z niewiarygodną siłą przypomniały mu koszmar, od którego uciekał i który zaprowadził go do cuchnącej nory Singapura.- Jedno tylko pytanie, zanim zaczniemy - powiedział Germinal - przeczytałem dokładnie pański raport na temat śmierci trzech służących.Ma pan jakieś przypuszczenia, co mogło spowodować te wybroczyny na sklepieniu czaszek i na czołach trzech ofiar?- Nie.Szczerze mówiąc, to zagadka, której nie potrafię wyjaśnić.- Ale wszystkie są do siebie podobne, czyż nie?- Tak, są identyczne - potwierdził Noverre.- I.jakby to powiedzieć, mechaniczne.Albo geometryczne, jeśli pan woli.- Silne uderzenie.- Nie, nie uderzenie - przerwał mu Noverre.- Raczej ucisk.Bardzo mocny.Każda ofiara ma dwa takie znaki, a odległość między nimi jest jednakowa, wynosi sto osiemdziesiąt stopni [ Pobierz całość w formacie PDF ]
|
Odnośniki
|